piątek, 9 grudnia 2022

Dedykacje (1)


Nie wszystkie książki mają dedykacje, a jeśli już mają, są one zazwyczaj bardzo proste: czyjeś imię lub coś w rodzaju: Książkę dedykuję moim dzieciom, wnukom i prawnukom, jak w przypadku ekologicznego eseju O czasie i wodzie Andri Snaera Magnasona. Czasami jednak dedykacje bywają dłuższe, nawet całkiem obszerne, wzruszające albo zabawne. 
 
 
Oto siedem dedykacji, które bardzo lubię:

Frans de Waal, światowej sławy prymatolog i etolog, w swoich dwóch bardzo znanych i świetnych książkach uhonorował swoją żonę formułując dedykacje następująco:

1. 
Dla Catherine, mojego ulubionego naczelnego (Bonobo i ateista. W poszukiwaniu humanizmu wśród naczelnych, Frans de Waal).
 
2. 
Dla Catherine - całe szczęście byłem wystarczająco bystry, aby ją poślubić (Bystre zwierzę. Czy jesteśmy dość mądrzy, aby zrozumieć mądrość zwierząt?, Frans de Waal)
 
Książki dla dzieci powinny być zadedykowane dzieciom, jak słusznie zauważa autor poniżej, ale co zrobić, gdy osoby, którym najbardziej chcemy poświęcić swój utwór są już dorosłe. Da się znaleźć wyjście pośrednie z tej sytuacji, jak w następujących dwóch przypadkach: 

3.
Mojej młodszej siostrze Mirjam
Dzieciom, którymi byłyśmy
Tamtemu latu na sianie, kiedy czytałyśmy, czytałyśmy
bez końca... (Lampka, Annet Schaap)
 
4. 
LEONOWI WERTH
Przepraszam wszystkie dzieci za poświęcenie tej książki dorosłemu. Mam ważne ku temu powodu: ten dorosły jest moim najlepszym przyjacielem na świecie. Drugi powód: ten dorosły potrafi zrozumieć wszystko, nawet książki dla dzieci. Mam też trzeci powód: ten dorosły znajduje się we Francji, gdzie cierpi głód i chłód. I trzeba go pocieszyć. Jeśli te powody nie wystarczą - chętnie poświęcę tę książkę dziecku, jakim był kiedyś ten dorosły. Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi. Choć niewielu z nich o tym pamięta. Zmieniam więc moją dedykację: 
LEONOWI WERTH
gdy był małym chłopcem
(Mały Książę, Antoine de Saint-Exupéry)
 
Można też dość przezornie zadedykować swoją książkę redaktorowi, i mimo całej skromności przebijającej z tekstu dedykacji i małej objętości samej powieści, jest to książka wybitna i najlepsza w dorobku autora.

5. 
Jak najbardziej w duchu Mateusza Salingera - który skończył już rok - nalegającego przy śniadaniu na współbiesiadnika, żeby od niego przyjął wystygłą fasolę, proszę mojego redaktora, mentora i (Boże bądź mu miłościw) najserdeczniejszego przyjaciela Williama Shawna, który jako genius loci redakcji "New Yorker" lubi stawiać na niepewną kartę, broni mało płodnych i beznadziejnie błyskotliwych pisarzy, i mimo niezaprzeczonego prawa do miana redaktora-artysty jest najskromniejszym z ludzi, żeby ode mnie przyjął tę dość ubogo wyglądającą książeczkę.  (Franny i Zooey, J. D. Salinger)
 
Relacje między redaktorami a pisarzami pewnie bywają burzliwe, gdy dochodzi do redakcyjnych poprawek. Wydawanie książek też bywa działalnością ciut szaloną, więc czemu nie napisać o tym komedii kryminalnej (tak, słusznie się domyślacie, że to zwłoki redaktora znaleziono pewnego poranka w wydawnictwie) i nie zadedykować jej tak:
 
6.
Przydawkom poległym w boju (Nagle trup, Marta Kisiel)
 
I na koniec wzruszająca dedykacja, bo na pewno wielu czytelników żywiło podobne uczucia, jak Ursula K. Le Guin, która zadedykowała swoją książkę przeznaczoną dla młodszego czytelnika następująco: 
 
7.
Wszystkim kotom, które kochałam (Kotolotki, Ursula K. Le Guin)


piątek, 2 grudnia 2022

"Mój rok relaksu i odpoczynku" Otessa Moshfegh

 

W Nowym Jorku działy się różne rzeczy, jak zwykle, ale żadna z nich nie miała na mnie wpływu. Na tym polegało piękno snu: rzeczywistość odkleiła się ode mnie i pojawiała się w myślach jako coś równie niezobowiązującego, jak film albo marzenie senne.  
 
 Dwudziestosześcioletnia kobieta, świetnie wykształcona, piękna, bogata na tyle, że nie musi pracować, postanawia latem roku dwutysięcznego zrobić sobie rok przerwy od życia. Hibernować, jak to ona nazywa, czyli przespać cały ten okres korzystając z psychotropów i leków nasennych. Krótki czas, w którym jest w miarę przytomna, spędza przeważnie na oglądaniu filmów z lat 90., najchętniej tych z Whoopi Goldberg. 
 
 Pomysł, na jaki wpada bezimienna narratorka, aby wyjść z kryzysu egzystencjalnego jest niewątpliwie niezwykły (inna dziewczyna w zbliżonej sytuacji wyruszyła w drogę). Przedstawienie realizacji tego pomysłu w Moim roku relaksu i odpoczynku nie ma w sobie jednak nic romantycznego, wręcz przeciwnie jest szaro, beznadziejnie, niekiedy wulgarnie, jednym słowem: realistycznie. Niemniej, idea wydaje się w jakiś sposób pociągająca, bo czasami wszystko odbiera się jako bezwartościowe. Nad rzeczywistością wisi całkowite zmęczenie, poczucie wyczerpania i zniechęcenia życiem. Sen wydaje się czymś dającym spokój i izolującym kompletnie od świata, który jest nie do zniesienia. By jednak ciągle spać trzeba zapewnić sobie wspomaganie za pomocą leków.
  
 Mówisz, że to bezpieczne? Oczywiście moja lekarka mi to dała. Kwestia, przy której czytając powieść Ottesy Moshfegh można by było pęknąć ze śmiechu, gdyby nie było to takie przygnębiające, że bohaterka nie otrzymuje właściwej pomocy lekarskiej tylko tony różnych medykamentów. Wszystkie jej spotkania i rozmowy z psychiatrą są zabawne, bo absurdalne. Zadając sobie pytanie, czy portret lekarki nie jest w książce przerysowany, należy wziąć pod uwagę, że Mój rok relaksu i odpoczynku jest bardzo ponurą, ale jednak satyrą na współczesność, poczynając od tego, jak przedstawiony jest w powieści właśnie proces leczenia, następnie świat sztuki - bohaterka zanim rzuciła pracę była zatrudniona w galerii sztuki współczesnej - przez oddanie różnic klasowych, kończąc zaś, i tu zaczyna być naprawdę boleśnie, na relacjach romantycznych i rodzinnych. 
 
 Perspektywa bohaterki to punkt widzenia osoby uprzywilejowanej: wprawdzie niczego nie chce i nic nie ma dla niej znaczenia, ale też ma wszystko i nic nie musi. Stać ją na luksus odcięcia się od świata, w przeciwieństwie, na przykład, do jej przyjaciółki. Stosunki między tymi dziewczynami są bardzo interesującym wątkiem w powieści. Niewątpliwie ta relacja nie wydaje się specjalnie zdrowa. Nawiasem mówiąc, na pewno główna postać nie jest napisana tak, aby dała się lubić. Chociaż ujmujące jest to, że bezwzględności w ocenie przyjaciółki, jej niższości klasowej, problemów w życiu uczuciowym, towarzyszy równie bezlitosne i szczere widzenie swoich emocji w stosunku do niej przez główną bohaterkę. Byłyśmy samotne stwierdza, a jednak ta relacja jest w życiu obu młodych kobiet jedynym źródłem jakiegoś wątłego wsparcia i ludzkiego ciepła. Widać w niej najlepiej przywilej wynikający z bogactwa. Gdy przyjaciółce umiera na raka matka, ta nie ma czasu na żałobę. Musi od razu wrócić do pracy. Bohaterka może ją rzucić z powodu kryzysu psychicznego, by owszem, w dziwny i destrukcyjny sposób, ale jednak zająć się sobą. 

 W głębi serca wiedziałam - i być może tylko to wiedziało wtedy moje serce - że jeśli prześpię wystarczająco dużo czasu, to będzie ze mną dobrze. Odnowię się, odrodzę. Moja przeszłość snem będzie jeno, a ja zacznę od nowa (...) Dlaczego młoda kobieta postanawia uciec w właśnie w sen? Jest tak pogrążona w kryzysie egzystencjalnym i depresji, że idzie za swoim instynktem cofając się do tych jedynych wspomnień z dzieciństwa, kiedy czuła bezpieczeństwo i komfort. Dostrzegając bezsens wszystkiego nie stawia sobie wielkich pytań, raczej szuka, kierując się intuicją, praktycznych rozwiązań. Jednak echo najbardziej znanego monologu Szekspira stawiającego te pytania jest obecne w powieści. To jest jeszcze podkreślone przez rozsiane po całym utworze subtelne nawiązania lub analogie do Hamleta. Czy przespanie roku może sprawić, że da się zacząć od nowa, pomóc z powrotem pogodzić się życiem? Książka Ottesy Moshfegh nie daje żadnych nierealistycznych i optymistycznych odpowiedzi na to pytanie.
 

czwartek, 1 grudnia 2022

Wiersz na grudzień

Wigilia

Na początku grudnia mróz obgryza słone brzegi miasta,
bezdomny. Głodne stada podchodzą pod opłotki i kobieta
nie może znaleźć miejsca między niewiastami, na spierzchniętych 
ulicach. Nie ma dokąd zanieść żalu. 

Świat jeszcze się nie narodził, jeszcze nie zna swojego imienia,
na nic wróżby z biegu granic, koryt wyschłych rzek. Noc jeszcze
czeka, pochylona. Anielskie pióra lepią się do ust, sny szybko bieleją
na słońcu. Z każdym oddechem kończy się wiek.
 
Kto by pomyślał, że to dopiero początek, że niedługo wytrzyma 
gładkie i chłodne niebo, że wystarczy szept, żeby poruszyć gwiazdę,
że ona spadnie aż tu? Kto by powiedział, że stopią się szklane 
pałace, że jeszcze będą tańczyć na przedmieściach, ludzie i sny?
 
Że światło dopiero rozpali w nas ogniska, otworzy ciemne katalogi,
dopiero zacznie się świat? 

_______
Autor: Tomasz Różycki
Źródło: Vaterland Łódź 1997
 


 

środa, 16 listopada 2022

"Zawsze mieszkałyśmy w zamku" Shirley Jackson

 
 Osiemnastoletnia Merricat Blackwood mieszka wraz ze starszą siostrą Constance i wujkiem Julianem w posiadłości oddalonej od niewielkiego miasteczka. Reszta rodziny nie żyje. Wszyscy umarli sześć lat wcześniej w wyniku otrucia dosypanym do cukru arszenikiem. 
 
 Zawsze mieszkałyśmy w zamku to jedna z najbardziej znanych książek Shirley Jackson. Została wydana na początku lat sześćdziesiątych i zaliczana jest do współczesnej klasyki grozy. Nie straszy jednak w typowy dla horroru sposób. Atmosferę dziwności i zagrożenia powieść buduje bez pośpiechu pokazując konsekwencje tajemniczej tragedii, która spotkała Blackwoodów. Zagadka śmierci rodziny pozostała bowiem niewyjaśniona i nie znaleziono winnych otrucia. Teraz pozornie życie sióstr i ich krewnego to idylla - nie brak im pieniędzy, mają piękny ogród, zadbany dom, który jest bardzo regularnie sprzątany. Codzienność przebiega według ustalonej rutyny i zdaje się, że powoli da się przezwyciężyć przeszłość. To wszystko jest jednak iluzją. Trauma powoduje, że Constance z powodu lęku nie opuszcza rezydencji, wujek jest niepełnosprawny, zarówno fizycznie, jak i umysłowo, Merricat zaś snuje fantazje o życiu w wymyślonym świecie, zwłaszcza wtedy, kiedy robiąc zakupy w miasteczku spotyka się z wrogością jego mieszkańców. Dom jest dla ocalałych członków rodziny zarówno schronieniem przed zagrażającym światem, jak i miejscem, w różnym stopniu przymusowej izolacji, która pewnego dnia zostaje zakłócona. I wtedy, jak na prawdziwy horror przystało, okazuje się, że było się czego bać.
 
 Klimat dziwności i niepokoju nie byłby tak odczuwalny w powieści, gdyby nie mistrzowsko poprowadzona pierwszoosobowa narracja Merricat, świetnie przedstawiająca jej stan psychiczny i bardzo specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości. Groza tego, co się wydarzyło w przeszłości i dzieje teraz dociera do czytelnika stopniowo, i dopiero wtedy, gdy spróbuje sobie wyobrazić, jak sytuacja wygląda z punktu widzenia innych osób rodzinnego dramatu opowiadanego przez Merricat. Zawsze mieszkałyśmy w zamku świetnie pokazuje mroczną stronę zwyczajności z kryjącymi się w niej lękami przed odrzuceniem przez najbliższych, a także przez społeczeństwo, przed idącą za tym ostatnim przypadkiem agresją. Koszmar kryje się w sytuacji bez wyjścia, w której bezpieczeństwo jest tożsame z uwięzieniem.

poniedziałek, 7 listopada 2022

"Atlas chmur" David Mitchell



Nie jest żywym 
świadectwem, które 
ktoś zostawił.
To ślad stopy: odcisk
człowieka!
 
Atlas chmur jest powieścią składającą się z sześciu historii. Ułożone są one w specyficzny sposób, w kolejności chronologicznej: od najstarszej dziejącej się w XIX wieku do tej najdalszej, osadzonej w dalekiej przyszłości. Wszystkie opowieści są w pewnym momencie przerwane. Po szóstej, znajdującej się w środku książki, następuje powrót do poprzednich w odwrotnej kolejności, tak, że zakończenie to znowu historia dziewiętnastowieczna. Każda taka relacja jest napisana w innym stylu. Są tu, kolejno: dziennik z zamorskiej podróży, który przeradza się w opowieść epistolarną w tonie farsowo-melodramatycznym z dwudziestolecia międzywojennego. Następnie pojawia się thriller z lat siedemdziesiątych osadzony w Stanach Zjednoczonych, potem jest brytyjska komedia z lat dziewięćdziesiątych ze sporą dawką humoru. Atlas chmur jest bowiem, w niektórych swoich fragmentach, bardzo zabawną książką. Później następuje największy przeskok czasowy i pojawia się powieść science fiction, która płynie przechodzi w dystopię stylizowaną na opowieść przy ognisku. 
 
 Książka Davida Mitchella podejmuje temat natury ludzkiej, kwestię, o której powiedziano już wszystko i to wielokrotnie. Powieść jest tego samoświadoma i nie bawi się w subtelności. Jej przesłanie jest bardzo jasno wyłożone, dodatkowo powtórzone kilka razy w różnych wariantach. Tak, jakby mówiła: ty to doskonale wiesz czytelniku - świat ludzi to chciwość, żądza władzy, egoizm i przemoc -  nie mogę ci pokazać niczego nowego, wszystko już zostało powiedziane, ale przecież w sztuce nie chodzi o to co się mówi, ale jak. I to jak jest tu świetne i to na wielu poziomach, od samej konstrukcji powieści, przez zabawę różnymi formami literackimi, o czy już była mowa wyżej, po przełożenie pojęć abstrakcyjnych, takich jak dobroć, sprawiedliwość, sprzeciw wobec przemocy i władzy na wybory jednostek, czyli losy poszczególnych bohaterów. 
 
 Atlas chmur opowiada również o reinkarnacji, co zdaje się słabym punktem książki. Jest tu ta idea przedstawiona w sposób, który wydaje się zbyt jaskrawy, oczywisty. Możliwe, że to największa wada tej powieści, bo to, co świetnie działałoby jako sugestia w jednej historii, powtórzone w kilku robi zbyt banalne i schematyczne. Być może jednak, wątek ten rzuca się w oczy celowo, jako zaproszenie, by poddać go w wątpliwość. W tej części książki bowiem, gdzie wiara w reinkarnacje przez bohatera (bardzo religijnego), przedstawiona jest wprost, znajduje się zaraz obok komentarz ją kwestionujący. Niewykluczone, że ta schematyczność jest umyślna, że to wskazanie, ciut za dosłowne, na ewidentne podobieństwo, na to, że przy całej nietrwałości ludzkiego istnienia zachodzi powtarzalność ludzkich losów.
 
 Inny rodzaj wiary, obok reinkarnacji, mianowicie, że uprawianie sztuki może być lekarstwem na kruchość życia, skrytykowany jest bezpośrednio: Jakże prostacka jest ta tęsknota za nieśmiertelnością, jak próżna, jak błędna. Kompozytorzy gryzmolą ledwo rysunki na ścianach jaskiń. Muzykę człowiek pisze, dlatego, że zima trwa wiecznie i że bez niej wilki i śnieżyce jeszcze prędzej by go dopadły. Sztuka więc to ledwo okruch rozświetlający ciemność. Jest ona czymś, co niesie tylko, albo aż, chwilową pociechę, na przykład, pada tu takie zdanie o literaturze: Książki nie dają prawdziwej ucieczki, ale mogą powstrzymać umysł, zanim sam siebie rozdrapie do krwi.
  
 Atlas chmur zaczyna się od znalezienia śladu stóp na bezludnym wybrzeżu. Zostawione znaki czy ślady to jeden z najważniejszych motywów powieści. Ogniwami, jak w łańcuchu, łączącymi poszczególne historie są okruchy przeszłości. Nikły ślad, znaleziony przez bohaterów przypadkiem, a sprawiający, że poprzednia opowieść istnieje w następnej w postaci artefaktu: fragmentu dziennika, kilku listów, połowy książki, filmu czy nagrania wideo. Oprócz tego, wydaje się, że tych ludzi pozornie nic nie łączy. Co mogą bowiem mieć ze sobą wspólnego, na przykład: dziennikarka prowadząca śledztwo w sprawie wielkiej korporacji i człowiek będący członkiem pierwotnej plemiennej wspólnoty. Podobnie jest w przypadku innych postaci. Ich historie są całkiem inne, żyją w diametralnie odmiennych warunkach społecznych, oddziela ich od siebie czas, czasami są to dziesiątki, czasami setki lat. A jednak są jak rozsiane w czasie i przestrzeni instrumenty muzyczne grające podobną melodię: sprzeciwu i współczucia. Czasami w małych sprawach, niekiedy w wielkich. Kiedy indziej zaś władza i przemoc są tak wszechobecne i obezwładniające, że prawie nie da się im, nie tylko sprzeciwić, ale też przed nimi uciec. Jakiekolwiek było ich życie, jakkolwiek ciężka była ich walka, zostaje po nich tylko ulotny ślad. Ulotny, bo z upływem czasu staje się on zamazany, traci swoje pierwotne znaczenie, przechodzi do sfery sztuki, mitu, czy wreszcie bajki kołyszącej dzieci do snu, by wreszcie zniknąć. Póki istnieje, jest jednak czymś, co niesie jakiś rodzaj otuchy.
_______
Fragment wiersza: Ślad stopy Vicente Aleixandre;
Cudze moje. Wiersze (wybór przekładów poezji 1968 - 2020) Krystyna Rodowska
 

wtorek, 1 listopada 2022

Wiersz na listopad

Słońce w listopadzie

Doskonałe światło, niespodziewane,
budzące wdzięczność i podziw,
doskonale uformowany dzień
bez skazy, przezroczysty, jasny,
doskonała widoczność szczegółów,
żyłkowania na opadłych listkach,
niewzruszona potęga mijania,
taniec wiatru, musowanie ciszy.


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
______
Autor: Jerzy Kronhold
Źródło: Wiersze wybrane Wydawnictwo a5 2015


piątek, 21 października 2022

"Grona gniewu" John Steinbeck

 

Ludzie uciekają od grożących im okropności, i oto dziwne przydarzają im się rzeczy - niekiedy gorzkie i okrutne, a niekiedy tak piękne, że rozpalają niegasnącą wiarę w człowieka.

 Lata trzydzieste dwudziestego wieku w Stanach Zjednoczonych. Do tłumów wędrujących za pracą z powodu Wielkiego Kryzysu dołączają mieszkańcy terenów rolniczych dotkniętych burzami pyłowymi powstałymi na skutek suszy i zbyt intensywnej eksploatacji gruntów. Katastrofa ekologiczna, mechanizacja rolnictwa, przejmowanie ziemi przez banki, sprawiają, że szosą 66 wiodącą na Zachód ciągną rzesze ludzi. Wśród nich jest też wielopokoleniowa rodzina Joadów. Opuścili oni rodzinną Oklahomę, sprzedali co się dało, resztę potrzebnych rzeczy zapakowali do rozklekotanej ciężarówki i skuszeni ulotkami o pracy przy zbiorach owoców w Kalifornii wyruszyli w drogę.

 Historia rodziny poszukującej lepszego życia, konfrontacja ich marzeń z brutalną rzeczywistością, przeplata się w Gronach gniewu z fragmentami bardziej ogólnej natury dającymi szerszy obraz sytuacji, mającymi charakter prawie reporterski. Styl powieści jest prosty, oszczędny, ale tę prostotę cechuje wirtuozeria. Jak kunsztownie, na przykład, wkomponowane są w tekst wszystkie nawiązania do Biblii. Jest ich bardzo dużo i są wrośnięte w język powieści tak, że stanowią jego organiczny, prawie że przeźroczysty składnik. Zresztą, religia i religijność są w książce pokazane w sposób kompleksowych i krytyczny. Postacie nakreślone tak wiarygodnie, że wydają się ludźmi z krwi i kości, zostają odmalowane ze wszystkimi swoimi śmiesznostkami, wadami, słabościami i potraktowane, chyba tak należałoby to określić z braku lepszego słowa, z czułością, która jednak nie przeszkadza pokazać wprost wszystkich złych rzeczy, które robią. Na osobną wzmiankę zasługuje wspaniale przedstawiony w powieści portret matki, pani Joad. Jej niezłomność, siła, spokojna godność z jaką przyjmuje przeciwności losu, sprawiają, że w drodze staje się dla swojej rodziny prawdziwą opoką. 

 Grona gniewu są wielką amerykańską powieścią ze względu na rozmach w kreśleniu rzeczywistości lat trzydziestych z całą jej złożonością. Ukazującą dojmującą nędzę, napięcia społeczne, jakie rodzi masowa migracja - te tłumy wędrowców w poszukiwaniu pracy i chleba, które nakręcają błędne koło obniżania stawek za pracę, brutalność policji bijącej protestujących i bezradnych, przejmujące obrazy owoców gnijących w sadach, gdy obok przymierają z głodu ludzie. Jest to świat ogromnych nierówności społecznych, w którym bogacą się nieliczni, a wielki kapitał przejmuje ziemie i dyktuje warunki także przedsiębiorcom, którzy chcieliby płacić pracownikom uczciwie. 

 Grona gniewu są przytłaczające i byłby nie do zniesienia w lekturze, gdyby nie rozsiane wszędzie okruchy nadziei. To jest bowiem również powieść o wzbierającym gniewie rodzącym się z bezsilności, o tym, że ci ludzie zaraz zobaczą własną siłę i podniosą bunt, i o tym też, że gdy zapewni się przyzwoite warunki to powstają świetnie samo organizujące się społeczności niosące sobie wzajemnie pomoc, a przede wszystkim o małych i wielkich gestach dobroci i ludzkiej solidarności z jego radykalnym przykładem w zakończeniu powieści (tragicznym i otwartym), co sprawia, że powieść daje jakiś rodzaj otuchy, choć od widocznych w niej analogii do współczesności przechodzą dreszcze po plecach.



 

piątek, 14 października 2022

"Song nauczycielki" Vigdis Hjorth

 Być dobrym! Pewnie, kto by chciał być zły? (Bertolt Brecht)

  Song nauczycielki to znakomita książka o zaskakujących i skomplikowanych relacjach między życiem a sztuką, o tym, że czasami ta ostatnia pozwala wydobyć na powierzchnię, to co jest w człowieku głęboko ukryte. Lotte, bohaterka powieści Vigdis Hjorth, jest w średnim wieku, ma piękny dom w centrum Oslo, kupiony okazyjnie, serdeczne relacje z innymi, także rodzinne. Wprawdzie jej córka i wnuki mieszkają w Australii, więc za nimi tęskni, ale kontakt między nimi jest częsty, na ile to możliwe. Ma też dobrą, interesującą ją pracę. Prowadzi wykłady na temat twórczości Brechta dla pierwszego roku w wyższej szkole artystycznej. Studencki projekt video, w którym zdecydowała się uczestniczyć, mający pokazać wykładowców, ich codzienność, prowadzone przez nich zajęcia, oraz istniejące związki między życiem a nauczaniem, sprawia, że nic już potem nie będzie takie samo.
 
  Kilka tematów wydaje się w tej krótkiej powieści najważniejsze. Jest to historia o tym, jak postrzegamy siebie, a jak nas widzą inni, o złudzeniach, jakie sami tworzymy. I co się robi, gdy one się rozwiewają? Co się czuje, gdy zobaczy się siebie w dziele sztuki jak w lustrze? Tu rodzą się następne pytania, na ile to, co widać jest prawdziwym odbiciem, a na ile kreacją twórcy, bo film dokumentalny też jest przecież interpretacją rzeczywistości, w którym wybiera się pewne elementy, które w innym kontekście mogły by wybrzmieć inaczej. Zresztą, już samo poczucie bycia obserwowanym zmienia zachowanie człowieka. I dalej, gdzie jest granica między próbami przedstawienia prawdy, a nadużyciem czyjegoś zaufania. Czy ma się prawo używać się czyjegoś życia do swojego filmu, nie nawet, żeby pokazać prawdę (czy to jest usprawiedliwieniem?), tylko dla realizacji swojej wizji artystycznej. Wreszcie są też w powieści poruszane kwestie ściśle związane z twórczością Bertolta Brechta.

 Sporo się w tej książce opowiada się o wybranych dramatach tego niemieckiego pisarza, lekko je  nawet streszczając. Świetnym pretekstem do tego są zajęcia prowadzone przez Lotte. Jest to ciekawym zabiegiem literackim. Z jednej strony, pozwala zorientować się czytelnikowi, jakim Lotte jest wykładowcą, z drugiej wprowadza problem dobroci i współczucia, bo zasadniczym lejtmotywem w dziele Brechta jest pokusa bycia dobrym w świecie i okolicznościach, które dobroć uniemożliwiają. Co to znaczy być dobrym? Można zacząć od zastanawiania się, a tak robi Lotte, bo czuje się obserwowana i oceniana, co mówi o człowieku fakt, że posiada pięć par eleganckich butów, ręcznie szytych. To dobrze, że nie są to tanie buty robione przez dzieci w biednych krajach, że pracownicy, szyjący je w Europie zostali odpowiednio wynagrodzeni, ale przecież nie ma się, co do tego pewności. Albo, czy dawać jałmużnę żebrakom na ulicy? Co zrobić z wiedzą, że kupiło się okazyjnie mieszkanie, bo ktoś zbankrutował. To są niby drobiazgi, ale takie i podobne myśli nachodzą coraz częściej i intensywniej Lotte odkąd zgodziła się wziąć udział w filmie dokumentalnym, w którym, oczywiście, chce wypaść dobrze, co rodzi natychmiast pytania, zadawane przez nią samą o własną autentyczność i wiarygodność. Jeśli zaś zaczyna się kwestionować drobne rzeczy, to można skończyć na poddawaniu wątpliwość wszystkiego i trzeba od nowa wymyślić swoje życie. Znaleźć własną próbę odpowiedzi na problem moralnej odpowiedzialności jednostki wynikającej z faktu, że jest się częścią niesprawiedliwego sytemu rządzącego światem i prawie nic nie może z tym zrobić. 

wtorek, 4 października 2022

"Hrabia Monte Christo" Alexandre Dumas

 Hrabia Monte Christo to klasyka literatury francuskiej w lżejszym wydaniu. Wzorem innych utworów XIX-wiecznych powieść ukazywała się w odcinkach w prasie i natychmiast zyskała wielką popularność, o czym świadczą tłumaczenia na inne języki, na przykład: na polski została przełożona już dwa lata po ukazaniu się we Francji w 1845 roku. Jest to jedna z najsłynniejszych książek o zemście. Akcja powieści rozpoczyna się w 1815, tuż przed ucieczką Napoleona z Elby. W takich czasach politycznego zamętu wystarczył jeden donos, by pewien młody marynarz o nazwisku Edmund Dantès, dostał się w tryby systemu sprawiedliwości i trafił bezterminowo, bez procesu, do więzienia. Po wielu latach mści się on na tych, którzy przyczynili się do jego uwięzienia. A jest to zemsta zaplanowana na zimno, w której wykorzystuje się wszystkie słabości przeciwników oraz kreuje sprzyjające okoliczności zewnętrzne samemu stojąc w cieniu. Inaczej mówiąc pociąga się za niewidzialne nitki, niczym władca marionetek, i satysfakcją ogląda, jak wrogowie upadają, tracąc wszystko. 
 
 Podsumowując, Hrabia Monte Christo Dumasa to wielowątkowa powieść napisana z typowym dziewiętnastowiecznym rozmachem, czyli wieloma barwnymi postaciami drugoplanowymi, wciągająca, z sensacyjną akcją, bo i jest tu ucieczka z więzienia, włoscy bandyci, zaginiony skarb i mordercy czający się w mroku. Całość jest bardzo przyjemna rozrywką. Poniżej jeszcze kilka dodatkowych uwag o własnych sympatiach plus kilka lekkich spoilerów. 

 
 Czytanie Hrabiego Monte Christo było dla mnie ponowną lekturą po latach. Wracanie do książek dawniej lubianych jest ciekawym doświadczeniem pokazującym jak bardzo nasze gusty zmieniają się, albo i nie, z czasem. O ile o wiele mniejszą sympatią darzę teraz hrabiego Monte Christo, uwzględniając oczywiście, że jest on celowo wykreowany na postać niejednoznaczną moralnie, to niektórzy bohaterowie drugoplanowi i pewne sceny niezmiennie pozostają ulubione. Może w przypadku hrabiego nie działa już przedstawianie głównego bohatera w duchu romantyzmu (ach, te aluzje wampiryczne), jako wyjątkowej jednostki stojącej wyżej niż inni, przyznającej sobie prawo wymierzania sprawiedliwość. W dodatku tajemniczej, kryjącej się za maskami. Tożsamość hrabiego Monte Christo jest bowiem najbardziej przydatną i najczęściej używaną maską, ale w powieści Dantès przybiera także inne w zależności od celu, który mu przyświeca. Oczywiste też jest, że najlepszą maską stawiającą go poza prawem i społeczeństwem jest jego ogromne bogactwo, dające mu bardzo szerokie możliwości działania. 
 
Nie można odmówić hrabiemu siły woli i determinacji, ale wśród postaci drugoplanowych są bohaterowie, którzy również posiadają te cechy, a których zamiary są szlachetniejsze. Co charakterystyczne są oni o pokolenie starsi od hrabiego, jeden z nich jest notabene współwięźniem i nauczycielem Dantèsa. Jeśli Edmund przypadkowo wplątał się w wydarzenia historyczne, to ci dwaj są oddani swoim ideom i zaangażowani politycznie. Są to ludzie, którzy się nie poddają, używają całej swojej wiedzy i inteligencji, by mimo bardzo ciężkich okoliczności (a czy można być w bardziej beznadziejnym położeniu, niż będąc całkowicie sparaliżowanym, jak w przypadku pana Noitrier), zrobić wszystko, by odzyskać wolność albo chronić najbliższą sobie osobę. Oprócz nich, lubię (są tak napisani, by wzbudzać sympatię), zbiorowo rodzinę Morrelów, która przewija się na kartach całej powieści, na szczęście także dla hrabiego, bo ich obecność nie pozwala mu się całkowicie zatracić w zemście. Mam też swoje ulubione fragmenty, te same, co przed laty. I gdyby mi ktoś kazał wymienić pięć ulubionych wydarzeń z powieści, na pierwszym miejscu byłaby niezmiennie niewielka wzruszająca scena zajmująca w książce stronę i nie mająca żadnego praktycznie wpływu na dalszą akcje. Jest to wizyta towarzyska, w czasie której hrabia Monte Christo niespodziewanie dla siebie, od nieświadomych wagi informacji gospodarzy, dowiaduje, że przed kilkoma laty jego nieżyjący już przyjaciel odgadł jego prawdziwą tożsamość kryjąca się pod jedną z masek.
 

sobota, 1 października 2022

Wiersz na październik

Październik
 
Łóżko zasypane książkami,
trawnik liśćmi. Trochę 
siąpi. Nadeszła jesień
niepoukładana
w opadających liściach.

Dojrzewają klony. Kruche jabłka 
wchodzą w torbach do domu.
Dobra ta gruszka.
Trochę siąpi na 
przygodne układy liści.

Nimbus rozciąga się 
nad naszą wyspą. Na nie-
opadłe liście lekko pada 
deszcz. Łóżko zasypane 
jesiennymi książkami.
_____
Autor: James Schuyler 
Źródło: O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich w przekładzie i wyborze Piotra Sommera
Wydawnictwo Karakter 2018

piątek, 30 września 2022

"Planeta Piołun" Oksana Zabużko

 
 Planeta Piołun Oksany Zabużko to zbiór tekstów pisanych na przestrzeni kilku lat, które tworzą prozę zaangażowaną na pograniczu eseju i publicystyki, chcąca by głos Ukrainy był usłyszany, a jej doświadczenia historyczne i kultura szerzej znane. Całość napisana jest stylem barwnym, meandrującym, gawędziarskim wręcz, często sięgającym po anegdotę. Jest w tym pisarstwie energia połączona z bardzo uważnym przyglądaniem się rzeczywistości, a także z erudycją, czy namysłem filozoficznym nad, na przykład: antropocentryzmem czy kolonializmem. Zwłaszcza ten ostatni świetnie się nadaje, aby opisać stosunki ukraińsko-rosyjskie. Książka na pewno stanowi dobre wprowadzenie do poznawania kultury ukraińskiej, ale jest to też ciekawe spojrzenie zarówno na Europę Wschodnią, jak i na Zachód. Ponieważ Planeta Piołun to zbiór różnych tekstów, chciałabym wyróżnić kilka, które spodobały mi się najbardziej. Dwa z nich dotyczą Czarnobyla, jeden opowiada o Brodskim i jego pewnym wierszu, a ostatni, z tych przeze mnie wyróżnionych, przedstawia portret ukraińskiej malarki Kateryny Biłokur.

 Tytułowy dla całej książki znakomity esej Planeta Piołun opowiada o doświadczeniu, jakim była awaria w Czarnobylu, przeżyta jako zdarzenie na miarę apokaliptyczną. Szkic zaczyna się od opisu momentu, kiedy nagle na kijowski plac Zwycięstwa 26 kwietnia 1986 roku spadł śnieg. Piękno łączy się tu ze zgrozą. Przejmująco opisany jest ogromny lęk, który prowadził do przełomu, do pozbywania się radzieckiego strachu przed władzą pod presją znacznie silniejszych uczuć, wreszcie do poczucia wyzwolenia. Oksana Zabużko pisze wprost: Jakie to było niesamowite wrażenie, ten pierwszy, gorzki, radioaktywny haust wolności. Aby opisać tę katastrofę i wszystko, co się wokół niej działo pisarka w sposób bardzo interesujący odwołuje się twórczości filmowej Larsa von Tiera, zwłaszcza jego Melancholii, a także do filmów Tarkowskiego i Dowżenki, jednego z pionierów kina ukraińskiego.  
 
 Tryptyk białoruski wokół przekładu "Czarnobylskiej modlitwy" Swietłany Aleksijewicz. Tekst ten nie tylko opowiada o wyjątkowości pisarstwa białoruskiej noblistki, ale jest tez rzutem oka na  podobieństwa i różnice między losami białoruskimi i ukraińskimi. Ładnie jest tu napisane o długu wobec Białorusi, białoruskiej kultury. Zauważając, że nikt tak jak Aleksijewicz nie opisał doświadczenia Czarnobyla i tego, co do niego doprowadziło (czyli radzieckiego świata zaprogramowanego na katastrofę, jako bezpośredni skutek planowanego prania mózgu), Zabużko pisze sporo o postrzeganiu Białorusi. Także przez pryzmat rosyjskiej propagandy - o tym jaka ma być Białoruś, według Kremla: Idealna Rosja trzeciego sortu (drugim mieliśmy stać się my!). Ten dopisek w nawiasie jest znaczący. W Ukrainie patrzono po upadku Związku Radzieckiego na Białoruś jako na ostrzeżenie. Tekst jest świetnym dopełnieniem wcześniejszej Planety Piołun.

Pożegnanie z imperium. Szkic do pewnego portretu to esej o Josifie Brodskim, który pokazuje poetę w sposób zniuansowany i jest jednocześnie wprowadzeniem do przedstawienia zjawiska kolonializmu, a zwłaszcza specyfiki kolonializmu rosyjskiego. Esej zaczyna się anegdotami z paneli i spotkań, w jakich uczestniczyła Oksana Zabużko na początku lat dziewięćdziesiątych w USA, a poświęconych sytuacji w Europie Wschodniej. Już z tych historyjek, ciut plotkarskich w tonie, wyłania się przykry obraz. Przedstawiają one jak trudno przebić się z własnym doświadczeniem historycznym, głosem własnej kultury, gdy pochodzi się z kraju peryferyjnego, czy mówiąc wprost skolonizowanego. Rosja, jako imperium, jej punkt widzenia, jest/była stawiana w centrum. Te opisy zachodnich konferencji, gdzie na dyskusje o Europie Wschodniej zapraszało się samym Rosjan, albo organizatorzy mniej lub bardziej formalnie prosili, aby nie mówić o bolesnych miejscach w historii Rosji tylko o pięknie literatury rosyjskiej. Echa takiego podejścia pojawiły się nawet w polskiej prasie po wybuchu wojny w tym roku (między innymi: publiczne rozważania, czy można czytać Dostojewskiego, gdy Putin bombarduje Kijów). 
  Trzeba powiedzieć wprost, że w przeważającej mierze rosyjska kultura jest kulturą imperialną, charakteryzującą się brakiem uznania podmiotowości innych. Więcej, imperialne podejście cechuje nie tylko oficjalną propagandę, ale nie była od niej wolna także kultura dysydencka, czy również, krytycznie nastawieni do swojego kraju rosyjscy intelektualiści. W takim kontekście Zabużko przytacza nazwiska rosyjskich twórców i ich podejście do ukraińskości, szerzej zaś opowiada o Brodskim, a potem o historii jego pewnego wiersza z 1992, zatytułowanego Na niepodległość Ukrainy. Po polsku można przeczytać cały utwór (tu link) w tłumaczeniu Leszka Szarugi. Jest to przekład, przynajmniej niektórych wersów, mniej dosadny, niż inne tłumaczenia, które można łatwo znaleźć. Najlepiej przeczytać samemu i się przekonać, na ile przemawiają do nas argumenty typu: ludzie popełniają błędy, konwencja utworu zakłada ostrość wypowiedzi, to tylko jeden wiersz i to w dodatku niedrukowany w żadnej antologii tylko wygłoszony publicznie raz w 1992 roku. Wracając do eseju Zabużko. Zaznaczając, że jest to wiersz pełen stereotypów i napisany w stylu agitatorskim przytacza ona niewielkie fragmenty utworu, te mniej kontrowersyjne, jak się zdaje, i służące najlepiej, temu, co chce przekazać w swoim tekście. Skupia się na zrozumieniu sytuacji psychologicznej Brodskiego, a przede wszystkim na analizie szerszego zjawiska - relacji między kolonizatorem a kolonizowanym. Pada tu kluczowe stwierdzenie, że jednym z najważniejszych sensów naszej epoki jest fakt, że po raz pierwszy od wieków, samodzielnie i subiektywnie, w pierwszej osobie zabrzmiał głos Innego. Głos Trzeciego Świata. Głos drugiej płci. Głos kolonizowanego.
 
Kateryna. Filozofia milczącego buntu albo konspekt biografii nienapisanej to interesujący szkic biograficzny o Katarynie Biłokur, znakomitej malarce ukraińskiej. Kateryna Biłokur, urodzona w 1900 a zmarła w 1960, całe swoje życie spędziła na ukraińskiej wsi, nie miała żadnego wykształcenia, mimo tego zdołała stworzyć szereg wspaniałych obrazów, głównie martwych natur z motywami kwiatowymi. Jak podkreśla Oksana Zabużko, jeśli udawało jej się malować to wbrew systemowi, który usiłował ją wtłoczyć w propagandową rolę twórczyni ludowej. Jej malarstwo miała służyć jako reklama radzieckiej wsi w warunkach kołchozowych. Nic to, że Kateryna Biłokur nigdy nie była kołchoźnicą. Gdyby nią została na pewno, jak pisze Zabużko, nie udało by jej się tworzyć, bo gorsze warunki niż w kołchozach panowały tylko w gułagach. Esej przejmująco opisuje los tej wybitnej uzdolnionej artystki w sowieckich realiach. Jeden z jej obrazów jest poniżej, łatwo też w sieci obejrzeć inne. 
 


poniedziałek, 19 września 2022

"Kwiaty dla Algernona" Daniel Keyes

 

 Kwiaty dla Algernona zostały opublikowane jako opowiadanie w roku 1959, a potem przerobione na powieść i wydane ponownie w 1966. Dzisiaj utwór ten zaliczany jest do klasyki science fiction. Powieść ma formę dziennika pisanego przez niepełnosprawnego intelektualnie mężczyznę nazywającego się Charles Gordon. Zostaje on poddany ryzykownemu eksperymentowi medycznemu, którego celem jest podniesienie poziomu inteligencji. 

 Historia opowiedziana w książce charakteryzuje się prostotą i bezpośredniością. Pokazuje po prostu konsekwencje niezwykłej terapii. Z zapisu na zapis w pamiętniku Charlesa zaczyna być widoczny wzrost jego inteligencji, a wraz z nim rodzi się lepsze zrozumienie przez niego swojej sytuacji, zarówno teraz, jak i przeszłości. Ta ostatnia jest bardzo trudna do przezwyciężenia. Wysoka inteligencja słabo pomaga w radzeniu sobie z bolesnymi emocjami. Fragmenty powieści poświęcone temu, jak był traktowany w dzieciństwie przez swoją rodzinę, zwłaszcza matkę, są najbardziej poruszające. Konfrontacja z bliskimi po latach niewidzenia, próby budowania więzi z innymi pokazują rozmiar dojmującej samotności Charlesa. Świetnie pokazane jest tu także podejście społeczeństwa do wszelkiej inności, a zwłaszcza do osób z niepełnosprawnością intelektualną, na przykład, kiedy Charles Gordon uświadamia sobie, że ci, których uważał za swoich przyjaciół, koledzy z piekarni, wyśmiewali się z niego, a teraz nie akceptują zmiany jaka w nim zaszła. Powoduje to utratę jedynego miejsca na ziemi, które uważał za swoje.

 W sposobie prowadzenia narracji, w opisie pewnych szczegółów, czuć, że powieść została napisana kilkadziesiąt lat temu. Za to coś, co świetnie pasuje do współczesności, zasygnalizowane jest już tytule. Algernon jest myszą, na której przeprowadzono taki sam eksperyment, co na Gordonie. Podejście Charlesa do Algernona, to, że w zwierzęciu laboratoryjnym widzi towarzysza, wobec którego odczuwa współczucie i wdzięczność, bliższe jest dzisiejszemu nastawieniu - widzeniu w zwierzętach czujących istot.  

  Ważne rzeczy są w Kwiatach Algernona powiedziane wprost, co tylko podkreśla siłę humanistycznego przekazu tej powieści, mówiącego, że niezależnie od poziomu inteligencji, ludzie potrzebują poczucia więzi z innymi, chcą być akceptowani, kochani, szanowani. Książka ma na celu uwrażliwić czytelnika, pozwalając mu zobaczyć świat z perspektywy innego. Jest apelem, głoszącym, że bez względu na to kim są, ludzie zawsze powinni być traktowani dobrze, podmiotowo, po ludzku po prostu.

piątek, 2 września 2022

"W środku jesteśmy baśnią. Mowy i rozmowy" Wiesław Myśliwski


 Piszę, bo nie wiem. Literatura nie jest więc dla mnie ilustracją tego, co wiem, jest ledwo tlącą się o wieczorze naftową lampą w dawnej chłopskiej izbie, prowadzącą mnie po mrokach mojej niewiedzy, mojego nieodczuwania, i nieprzeczuwania. Każde słowo jest wydarciem z siebie cząstki tajemnicy, każde zdanie poszerzeniem granic swojej wyobraźni, swojej wrażliwości. Toteż moje książki wiedzą więcej o mnie niż ja sam i wiedzą prawdziwiej.

 W środku jesteśmy baśnią to książka, która ukazała się z okazji 90-tych urodzin Wiesława Myśliwskiego. Składa się ona z dwóch części. Krótszej, zatytułowanej Mowy, zawierającej teksty publicznych wystąpień pisarza. Najważniejszym z nich, do którego autor wielokrotnie się odwołuje, jest tutaj esej Kres kultury chłopskiej. Są tu także wspomnienia czy szkice o innych artystach. Druga część książki, o wiele obszerniejsza, o tytule Rozmowy to wywiady udzielone przez Wiesława Myśliwskiego na przestrzeni lat. Najstarszy pochodzi z roku 1986, najnowszy z 2020, zazwyczaj związane są one z premierą kolejnej powieści autora. Ponieważ pisarz stanowczo odżegnuje się od udzielenia kiedykolwiek wywiadu-rzeki, można potraktować tę pozycję jako jego ekwiwalent. 

Z przewijających się w tej książce tematów, obok wątków autobiograficznych, trzy są najbardziej fascynujące: kultura chłopska, spojrzenie na literaturę i proces twórczy, i wreszcie kwestie najistotniejsze: pytania o sens istnienia. 

  Kultura chłopska jest kulturą umarłą. I jak zaznacza Myśliwski: To, że musiała umrzeć jest normalnym wyrokiem dziejów. Postuluje on krytyczne przyjrzenie się jej dziedzictwu i stosunkowi do tej kultury. Brak jej zrozumienia objawiał się w przeszłości, z jednej strony chłopomaństwem czy bardzo charakterystycznym dla PRL-u sprowadzaniem całego jej bogactwa do folkloru, z drugiej zaś niedocenianiem czy lekceważeniem - przypisywaniem sobie przez inteligencję polską wyłączności na tworzenie narodowej kultury, czego konsekwencją stało się zubożenie czy wręcz zafałszowanie perspektywy w widzeniu roli innych. 

 Myśliwski podkreśla niezmiennie, że kultura chłopska jest wielką inspiracją dla jego twórczości, i to na wielu poziomach, zwłaszcza zaś języka, przy czym nie interesuje go żadna gwara a duch chłopskiej  mowy, jej wewnętrzna wolność, charakterystyczna dla języka mówionego. Z tym ponadto wiąże się to, o czym opowiada wielokrotnie, bardzo oryginalna metoda, jaką stosuje przy tworzeniu swoich powieści.To oczywiste, że język jest podstawowym narzędziem dla pisarza. W przypadku jednak Myśliwskiego ma on jeszcze bardziej wyjątkowe i ogromne znaczenie:

 Jeśli mam przeczucie struktury językowej, która wydaje się nośna i pojemna, to język powoła wszystko: bohatera, który z kolei powoła swój los, powołując zaś własny los stworzy inne postacie i świat (...). 

To przeczucie struktury językowej pojawia się wraz z pierwszym zdaniem, stąd też jego wielka waga: 

bo w pierwszym zdaniu jest w gruncie rzeczy cała książka. Jest już potencjał całej książki. Nie chcę powiedzieć, że plan. Ja bym w ogóle nie napisał książki, gdybym miał plan. Nigdy nie robię żadnego planu. Nigdy nie notuje, co będzie najpierw, potem i tak dalej. I co będzie na końcu. W ogóle nie wiem, o czym piszę, i pierwsze zdanie to jest takie zaczepienie kotwicą świata. Co będzie dalej nie wiem, ale od tego zaczepienia kotwicy wszystko się zaczyna.

 To pisanie bez planu też jest bardzo charakterystyczne dla tego autora, bo proces tworzenia traktuje jako proces poznawczy - nie byłoby po co pisać, gdyby pisanie nie poszerzało granic moich własnych uczuć i myśli. 

 Myśliwski twierdzi też, że poczucie dotkliwości istnienia jest konieczne, aby tworzyć. Zdania mówiące o konieczności akceptacji tragiczności życia, o ważnym dla autora rozróżnieniu między życiem a losem, wielokrotnie wracają, bo te kwestie są bardzo ważne dla pisarza. Trzeba bowiem zaznaczyć, że cechą tej książki, którą można uznać za wadę, acz niekoniecznie, jest pewna powtarzalność myśli, stwierdzeń czy wątków autobiograficznych, wynikająca po prostu z jej charakteru. Rozmówcy Myśliwskiego bywają rozmaici, na różne sprawy kładą nacisk, czasami czuć, że rozmowa dla obu stron jest męcząca. Pytania z wywiadów, które dzieli kilka lat, siłą rzeczy się powtarzają. Podobnie odpowiedzi. Z tego względu, by być może uniknąć znużenia, lepiej dawkować sobie tę lekturę, nie mniej jednak warto po nią sięgnąć.  

czwartek, 1 września 2022

Wiersz na wrzesień


mówiąc milczę

 

mycie szklanek, patrzenie pod światło

 

wrześniowe niebo i te chmury przejrzyste

 

____

Źródło:  Zbierane, gubione Krystyna Miłobędzka
Biuro Literackie Wrocław 2010

 

poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Wiersz na sierpień

Świt sierpniowy
 

Wrony powolnym krokiem patrolują parapet.
Pręgowany ślimak, opity sokiem liści, chowa się przed dniem.
Brązowe sztywne strączki szczodrzeńca zbierają nektar
złotego czerwcowego deszczu.
                                     
                                                  W domu, bojaźliwe stonogi
ośmielają się na tango po piwnicznej podłodze.
Słyszę spokojny oddech książek w pokoju
i przypominam sobie sen sprzed lat:
mój ojciec - cała ta złożoność, wiedza kabalistyczna,
dziecinna próżność, heroiczna mądrość, dobroć, słabość,
poczucie klęski i wiara - przemieniał się po przejściu 
przez tunel za śmiertelną bramą, w różę,
                       w staroświecką, ciemnoróżową ogrodową różę.

Nie ma wiatru. Mleczne niebo. Ślady
niebieskiego cienia
                     roztapiającego się jak lód
Dzień będzie gorący.
To nie cień - to wiązki nocy. Mam je 
przed oczami; wziąwszy głęboki oddech
przy otwartym oknie, zapuszczam roletę.
Znaczyło to, mówię do siebie,
                                      że wypuścił z rąk
niepotrzebną mu już wiedzę: teraz mógł być już własną esencją
             była tu w całej swej okazałości, wielopłatkowa, wonna
urzekająca, szalona róża w słońcu.
                                      Znowu zasnęłam
jak gdyby w niejasnym zapachu
sosnowego drzewa; w półkach bibliotecznych
schroniła się w miękkiej ciemności 
resztka nocy.


















Autorka:  Denise Levertov
Przełożyła: Julia Hartwig
Źródło: Dzikie brzoskwinie. Antologia poetek amerykańskich; Wydawnictwo Sic! Warszawa 2003

niedziela, 10 lipca 2022

10 lipca - rocznica urodzin Marcela Prousta

(...) kiedy pewnego zimowego dnia wróciłem do domu i matka, widząc, że zmarzłem, zaproponowała, żebym wypił, wbrew swoim zwyczajom, trochę herbaty. Z początku odmówiłem, lecz potem, nie wiedzieć czemu, zmieniłem zdanie. Matka posłała po niewielkie i pulchne ciastka, zwane magdalenkami, które wyglądają jak odciśnięte w prążkowanych muszlach Świętego Jakuba. I niebawem, przytłoczony ponurym dniem i perspektywą smutnego jutra, machinalnie podniosłem do ust łyżeczkę, z rozmoczonym w herbacie kawałkiem magdalenki. Lecz w tejże chwili, gdy łyk płynu zmieszanego z okruchami ciastka dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując nagle, że dzieje się ze mną coś nadzwyczajnego. Zalała mnie fala rozkosznej błogości, oddzielona od reszty świata, nieświadoma swojej przyczyny. I natychmiast wszelkie dolegliwości życia mi zobojętniały, nie dotykały mnie klęski, jakie ze sobą niosło, jego nietrwałość stała się złudzeniem; tak samo działa miłość, wypełniając wnętrze bezcenną esencją, albo raczej tej esencji nie było we mnie, ona była mną. Przestałem czuć się byle jaki, przypadkowy, śmiertelny. Skąd do mnie przyszła ta potężna radość? Czułem, że miała ona jakiś związek ze smakiem herbaty i ciastka, lecz zarazem była czymś nieskończenie więcej, nie mogła mieć tej samej natury. Skąd się wzięła? Co oznaczała? Gdzie ją schwytać? Piję następny łyk, lecz nie znajduję w nim nic więcej niż w pierwszym, piję trzeci, który daje mi mniej niż drugi. Koniec z tym, moc napoju zdaje się słabnąć. To jasne, że prawda, której szukam ukrywa się nie w nim, lecz we mnie. On ją tylko obudził, lecz sam jej nie zna, może jedynie powtarzać w nieskończoność, coraz słabiej, to samo zeznanie, którego nie potrafię zinterpretować, toteż chciałbym, aby mi było dane znów je u niego wyprosić i odnaleźć jak najrychlej nienaruszone, do mojej dyspozycji, do ostatecznego wyjaśnienia sprawy. Odstawiam filiżankę i zwracam się ku własnemu umysłowi. To on musi odnaleźć prawdę. Ale jak? Poważna to rozterka, ilekroć umysł czuje, że sam siebie przekracza, bo przecież on badacz, jest zarazem ową krainą tajemną, którą musi zgłębić, zapuszczając się tam, gdzie cały jego ekwipunek zda mu się na nic. Zgłębić? To nie wystarczy - tworzyć! O to stoi wobec czegoś, czego jeszcze nie ma i co on może tylko powołać do życia, by potem ogarnąć to swoim światłem.

______
W poszukiwaniu utraconego czasu. W stronę Swanna Marcel Proust
Przełożyła Krystyna Rodowska Wydawnictwo Officyna Łódź 2018

piątek, 1 lipca 2022

Wiersz na lipiec

 Lipiec


 
Słońce ogrzewa grzbiet jaszczurki
i pokorny grzbiet góry
Kruk skrzeczy niesiony prądem ciepła.
Dolinny dąb pochyla się nad stodołą,
obumiera gałąź za gałęzią.
Stoi spokojnie śmiertelny, rad
z ciepłego światła, którym karmiły się liście,
z ciemnych wód, którymi karmiły się korzenie, 
z żołędzi, którymi karmiły się dzięcioły
przez pół tysiąca deszczowych pór roku.
 
 
 
____________
Autorka: Ursula K. Le Guin
Tłumaczenie:  Justyna Bargielska, Jerzy Jarniewicz, .
Źródło: Dotąd dobrze, Wydawnictwo: Prószyński i S-ka; 2019

czwartek, 30 czerwca 2022

Czytelnicze podsumowanie półrocza 2022


Najlepsze książki przeczytane przeze mnie w pierwszym półroczu 2022 można przypisać do jednego z następujących tematów: polityka, samotność, związki między życiem a sztuką. Czasami łączą je wszystkie na raz. Uwaga na marginesie: Podróżny i światło księżyca Antala Szerba, Siddhartha Hermanna Hessego i Świetlista republika Andrésa Barby są świetnymi książkami i gorąco je polecam, ale nie wchodzą do tego zestawienia, bo czytałam je w 2021 roku. Wybrałam więc trzy najlepsze książki z tego roku i kilka wyróżnień, i od nich zacznę:
 
1. Książki Emily St John Mandel: Stacja jedenasta i Szklany hotel. Obie te powieści są w bardzo specyficzny sposób skonstruowane: liczna grupa postaci, czasami bardzo subtelnie powiązanych, wiele perspektyw, rozciągnięcie akcji na dziesiątki lat. Wszystko to nie ułatwia lektury. Stacja jedenasta jest bardziej znaną pozycją tej autorki, z powodu serialu. Opowiada o końcu cywilizacji w wyniku pandemii grypy. Jednym z głównych jej tematów jest znaczenie sztuki, jako czegoś, co nadaje życiu sens. Czytelnik śledzi, między innymi, losy członków teatru wędrującego po opustoszałym świecie z koncertami i przedstawieniami Szekspira. Przyświeca tej grupie teatralnej piękne hasło wypisane na ich wozie: Bo nie wystarczy przetrwać. Obie książki St. John Mandel przesiąknięte są spokojną melancholią, przejawiającą się w pojedynczych scenach, czy zdaniach. Bardziej to widać w Szklanym hotelu, który jest powieścią smutniejszą. Porusza w bardzo interesujący sposób temat bogactwa, kryzysu finansowego z 2008 roku, opowiadając o duchach i niewidzialności. W mojej opinii, jest to lepsza książka niż Stacja jedenasta, ale trudniejsza w lekturze (przez pierwszą połowę zastanawiałam się, dlaczego w ogóle ją czytam). Jednak jest ona najbardziej pozytywnym zaskoczeniem czytelniczym z ostatnich miesięcy.
 
 2. W Songu nauczycielki Vigdis Hjorth temat związku sztuki z życie jest poruszony dosłownie. W takim bowiem projekcie filmowym, robionym przez studenta, bierze udział główna bohaterka powieści. Jest ona wykładowczynią na artystycznej uczelni. Prowadzi zajęcia teoretyczne z twórczości Brechta dla studentów pierwszego roku aktorstwa. Książka nie jest długa, ale rozwiązuje worek z pytaniami: jak postrzegamy siebie, a jak nas widzą inni, co zrobić, gdy nagle nasze złudzenia, którymi dotychczas żyliśmy, się rozwiewają, gdzie jest granica w twórczości artystycznej, kiedy dochodzi do nadużycia i czyjeś krzywdy, wreszcie, choć pewnie pytania można mnożyć, co to znaczy być dobrym człowiekiem w czasach późnego kapitalizmu.
 
3. Sny o pociągach Denisa Johnsona to bardzo krótka, prosta opowieść o samotnym życiu w lesie, życiu naznaczonym harówką, przemocą i cierpieniem z powodu straty bliskich. Piękno tej książki kryje się pod powierzchnią wydarzeń i wynika z empatii, z jaką są one tu opisane. Powieść została zresztą doceniona i znalazła się w finale Nagrody Pulitzera w roku 2012.
 Tu chciałabym wspomnieć krótko o dwóch powieściach, które wahałam się, czy wpisać na listę wyróżnionych. Obie poruszają temat samotności w przejmujący sposób, są jednak literacko słabsze niż  Sny o pociągach. Jedna jest dość schematyczna. Widać to zwłaszcza, jeśli się czytało inne pozycje autora, przy czym trzeba mu przyznać, że jest mistrzem w pisaniu książek krzepiących na duchu (może czasami ciut zbyt łatwo), przy tym zabawnych i wzruszających. Jest to historia o nieudanym napadzie na bank i wzięciu zakładników czyli Niespokojni ludzie Fredrika Backmana. Drugą jest Oprzyj swoją samotność o moją Klary Hveberg - opowieść o romansie młodej kobiety z żonatym mężczyzną. Jest to książka napisana z ogromną wrażliwością, przejmująca, ale ma kilka słabszych fragmentów, na przykład: długa opowieść o życiu dziewiętnastowiecznej matematyczki, która oczywiście ma związek z głównym tematem - uważnym przyglądaniem się relacjom międzyludzkim - ale mi wydała się trochę zbędna i irytująca. Ogólnie mówiąc, książka wzbudziła we mnie skrajne odczucia od zniecierpliwienia, irytacji, znudzenia po zachwyt i wzruszenie. Na marginesie, pięknie opowiada się tu o intensywnym przeżywaniu sztuki, zwłaszcza muzyki.
 
4. Ukraińska noc Marci Shore jest reportażem opowiadającym o Euromajdanie i wybuchu wojny w 2014 roku w republikach separatystycznych Donbasu. Książka skupia się na rozmowach z Ukraińcami, świetnie pokazując ich osobiste doświadczenie i osadzając je w szerszym kontekście. Reportaż opisuje sprzeciw społeczny wobec bezprawia, samoorganizacje się społeczeństwa, próby budowania praworządnego kraju i jego obronę przed Rosją. Jest to na pewno dobra pozycja przybliżająca współczesną Ukrainę i pokazującą, o co toczy się obecna wojna.

Trzy najlepsze książki pierwszego półrocza 2022 to:

3. Elena wie Claudia Piñeiro jest historią krótkiej, jednodniowej podróży pociągiem do centrum Buenos Aires. Rytm tej podróży wyznaczają łykane przez Elenę tabletki na Parkinsona. Elena podejmuje tę przekraczającą jej siły podróż, by prosić o pomoc w ustaleniu, co się stało z jej córką. Nie wierzy bowiem, że córka popełniła samobójstwo. Książka Claudii Piñeiro to proza zaangażowana, której głównym tematem jest walka o kontrolę nad swoim ciałem, a więc i życiem. Jest to rzecz zaskakująca, znakomicie napisana: świetnie zbudowane jest napięcie związane z wątkiem kryminalnym, mistrzowsko nakreślone są relacje między matką i córką w retrospekcjach i przejmująco do szpiku kości przedstawiony jest obraz zmagania się z postępującą chorobą. 
 
2. Kamień i cierpienie Karol Schulz to beletryzowana biografia Michała Anioła, a właściwie jej pierwsza część, gdyż niestety autor nie dokończył swojego dzieła. Książka opowiada więc tylko o dzieciństwie i młodości artysty, kreśląc szeroko i wstrząsająco tło historyczne. Czasami mówi się o mrokach średniowiecza, w tej powieści renesans we Włoszech jest przedstawiony równie mrocznie: przemoc, wojna, spiski i krwawe zamachy są tu powszechne. We Florencji kończy się światłe panowanie Lorenza Medici i rządy przejmuje Savonarola, wprowadzając terror i paląc dzieła sztuki na ulicach. Michał Anioł jest tu pokazany najpierw jako samotne, bite dziecko, którego największym pragnieniem jest tworzyć, a potem jako oszpecony, na skutek wypadku, młody człowiek, dla którego rzeźbienie jest tyleż wyrazem jego wewnętrznych przeżyć, co też tarczą obronną przed światem. Świetnie napisana czeska powieść z 1942 roku. 

1. Porządek dnia Eric Vuillard. Siła tej bardzo krótkiej książki tkwi w narracji: zdystansowanej i ironicznej, skupionej na szczegółach (ale jakich!), bo przecież Vuillard opowiada o rzeczach znanych: o tym, jak przemysł niemiecki ochoczo i hojnie wsparł Hitlera i korzystał z pracy niewolniczej więźniów,  o anszlusie Austrii, czy polityce ustępstw wobec nazizmu prowadzonej przez Zachód. Udaje mu się w prawie namacalny sposób pokazać jak rodzi się zło i jak bardzo jest ono banalne, nie przestając być przerażającym. Jest tu kilka bardzo poruszających fragmentów, kiedy autor porzuca swój dystans i opowiada, na przykład: o samotności osób, które, gdy cały Wiedeń wiwatował na cześć Hitlera, popełniały samobójstwa. Najstraszniejsze jest jednak to, że Vuillard opowiada nam historię uniwersalną, która powtarza się raz za razem.

 

 

sobota, 18 czerwca 2022

"Tylko Beatrycze" Teodor Parnicki (4)

Poniżej znajduje się wyliczenie oczywistych odniesień do dzieła Dantego obecnych u Parnickiego, będące pretekstem do napisania kilku luźnych uwag o Tylko Beatrycze. Tekst zawiera jedynie konieczne spojlery, w tym też do zakończenia utworu, choć nie sądzę, że jest to w stanie zepsuć komuś lekturę książki. Wpis podzielony jest z powodu długości na trzy części: wstęp - Tylko Beatrycze (2), fragment środkowy o odniesieniach do Piekła i Czyśćca - Tylko Beatrycze (3), cześć ostatnią (Raj i Beatrycze) - Tylko Beatrycze (4) Na blogu znajduje się też wpis z 2016 roku, opowiadający ogólnie o powieści i noszący tytuł: Tylko Beatrycze (1).
 
Raj
 Dante pisał Raj od 1316 do 1321, więc w czasie wydarzeń na dworze papieskim w 1317 jest dopiero na początku pisania tej księgi. O Raju znajduje się w powieści Parnickiego jedna, dość enigmatyczna wzmianka - o niebie Saturna. Na uwagę zasługuje jeszcze jedno wcześniejsze odwołanie do Boskiej Komedii dotyczące raju ziemskiego, przy czym należy pamiętać, że Dante umieszcza to miejsce na szczycie góry czyśćcowej. Są to ostatnie pieśni Czyśćca i Jan Stanisław dosłownie opowiada, że je przeczytał i że mu się raczej nie podobały, przypuszczalnie z tego powodu, jak zostało tam opisane spotkanie Dantego z Beatrycze. Wracając do nieba Saturna. Napomknięcie o nim pada pod koniec powieści z ust papieża Jana XXII jako argument mający unaocznić pewne kwestie w czasie dyskusji. Brzmi ono tak: Bóg po Dniu Ostatnim świata ludzi Ziemi mógłby zechcieć dla nowych myśli swych tworzyć kształt trwały z przezroczystych niebieskich kamieni na planecie Saturn. Ze względu na kontekst - dysputa teologiczna o nieistnieniu życia pozagrobowego: braku piekła, czyśćca i raju - twierdzenie, że to aluzja do Boskiej Komedii jest być może nadinterpretacją. Na pewno ważna jest tu barwa kamieni - niebieska, bo kolor niebieski czy niebieskozielony jest istotny, przewija się przez całą powieść, i w dodatku nie da się z upływem czasu określić dokładnie o jaki odcień chodzi, wspomnienie o nim zostaje bezpowrotnie utracone. Saturn zaś jest planetą przypisywaną melancholii związanej ze stratą, przemijaniem. Jest w tym cytacie kontrast między trwałością, możliwą tylko dzięki bożej wszechmocy, a przemijaniem, czasem pożerającym wszystko, którego symbolem niekiedy bywa Saturn. 
 
Można jednak jeszcze poszukać, kierując się Boską Komedią, czegoś więcej. Raj Dantego złożony jest ze sfer niebieskich, na które składają się kolejne nieba umieszczone na poszczególnych planetach. W niebie Saturna u włoskiego poety przebywają dusze kontemplujące osób, które za życia zdecydowały się na ascezę. W niebie tym słychać ich krzyk, podobny podobny do grzmotu, który przeraża Dantego. Wyraża on gniew boży na bogacący się Kościół. Cała pieśń rozwija ten temat i są tam, na przykład, takie wersy:
 
Gdy ich krzyk ciebie do tyla przeraził!
Gdybyś w tym krzyku zgadł treść ich pacierza
(...)
Grosz, jaki Kościół na ziemi oszczędza,
Niech ma żebrząca w imię Boga nędza (...)
 
 Ironicznie wypada, że to właśnie Jan XXII mający szerokie plany wzbogacenia Kościoła wspomina akurat niebo Saturna. Spór o ubóstwo, jaki wiedzie papież z zakonem świętego Franciszka, konflikt dobrze znany z Imienia róży, też jest przez Parnickiego przywołany i argumenty przeciwko stanowisku franciszkanów podawane w przez Jana XXII w Tylko Beatrycze wypadają mało przekonująco.
 
 
Beatrycze
 Tytuł książki Parnickiego odnosi się w sposób oczywisty do dzieła Dantego. Beatrycze jako postać z Boskiej Komedii jest przywoływana w powieści wielokrotnie, w kontekstach zarówno zgodnych z wizją włoskiego poety (jako wyidealizowany podmiot miłości, symbol łaski i mądrości, gwiazda przewodnia w wędrówce prowadząca do najwyższego celu), jak i polemicznych z tym spojrzeniem. Tylko Beatrycze jest bowiem również historią o obsesji miłosnej, o tworzeniu osobistego mitu miłosnego i jego dekonstrukcji. W czasie przedstawionego w książce procesu sądowego ta obsesja (czerpiąca pełnymi garściami nie tylko z Dantego, ale też z legend arturiańskich, czy herezji mówiącej o Duszycy Świętej), zostaje poddana próbie racjonalizacji, rozłożeniu na elementy składowe, czy wręcz quasi psychoanalizie. Czy skutecznie? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, jak wszystko w tej powieści. Mnoży ona wątpliwości, więc pada też i taka riposta: Od niczego nie sposób się na trwale się uwolnić, czym się raz zostało opętanym. Mistrzowie Giraldusowie, czy inni, podobnież przemądrzali i wymowni - iście dzieci są z łyżką i wiaderkiem nad morzem, gdy próbują sztuk swych z zakresu lecznictwa dusz.  
 
 Dekonstrukcja mitu miłosnego, rozłożenie na części składowe tej wewnętrznej, bardzo złożonej psychicznej budowli (na szerszym zaś planie przyjrzenie ideom tworzącym kulturę), jest częścią osi, wokół której obraca się tematyka książki - w wielkim uproszczeniu: czy można coś stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, na ile rzeczywistość jest poznawalna. Znajduje więc ta dekonstrukcja, podobnie jak sam mit, odbicie w tytule powieści. Bezpośrednio został on zaczerpnięty z wiersza Lechonia Spotkanie, którego dwa ostanie wersy są także mottem książki. Jego zakończenie brzmi tak:
 
On to rzekł, czy rzekł księżyc, czy woda to rzekła,
Padłem, głowę ukrywszy rękami obiema:
"Nie ma nieba ni ziemi, otchłani ni piekła,
Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma".
 
W końcowych partiach powieści znajduje się fragment zbieżny z wyżej przytoczonymi linijkami:
 
Zabrano mi najpierw wiarę w niebo i piekło, i czyściec między nimi  - bo jest to właśnie: zabrać komuś świat pośmiertny, mówiąc, że dopiero po drugim przyjściu Chrystusowym możliwe będzie dla zmarłych radować się w niebie (...). I żeby tylko tamto wszystko odebrane mi zostało - lecz nie! (...) Ale jak nieba i piekła, nie ma także  - okazuje się - i otchłani wód dla mnie. ... Niech więc nie będzie ich. Zawsze coś zostaje mi jeszcze: właśnie miłość. Nie do mnie - moja. Bo i czymże naprawdę jest Beatrycze Aligerusa? Własną Aligerusa miłością. 
 
Na te słowa pada trzeźwe pytanie: Do kogo? Kwestia ta pozostaje nierozstrzygnięta. Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma. Napięcie istnieje bowiem pomiędzy: Jest tylko Beatrycze, nic więcej się nie liczy, jest ona jako mit, gwiazda przewodnia, opowiadana sobie wewnętrzna historia, która pozwala żyć, nadaje temu życiu sens, przynajmniej do pewnego momentu. Albo odwrotnie: Jest tylko Beatrycze, czyli jest tylko mit, a rzeczywistość, realna kobieta, niknie za tym mitem, on ją przesłania i zostaje z czasem tylko pustka i poczucie straty czegoś prawdziwego - I właśnie jej nie ma. Jeśli to ostatnie, co więc pozostaje? Może świadomość znaczenia przeżytej przeszłości: miłość twoja zawsze na kształt słońca w pamięci mojej.
__________