środa, 16 listopada 2022

"Zawsze mieszkałyśmy w zamku" Shirley Jackson

 
 Osiemnastoletnia Merricat Blackwood mieszka wraz ze starszą siostrą Constance i wujkiem Julianem w posiadłości oddalonej od niewielkiego miasteczka. Reszta rodziny nie żyje. Wszyscy umarli sześć lat wcześniej w wyniku otrucia dosypanym do cukru arszenikiem. 
 
 Zawsze mieszkałyśmy w zamku to jedna z najbardziej znanych książek Shirley Jackson. Została wydana na początku lat sześćdziesiątych i zaliczana jest do współczesnej klasyki grozy. Nie straszy jednak w typowy dla horroru sposób. Atmosferę dziwności i zagrożenia powieść buduje bez pośpiechu pokazując konsekwencje tajemniczej tragedii, która spotkała Blackwoodów. Zagadka śmierci rodziny pozostała bowiem niewyjaśniona i nie znaleziono winnych otrucia. Teraz pozornie życie sióstr i ich krewnego to idylla - nie brak im pieniędzy, mają piękny ogród, zadbany dom, który jest bardzo regularnie sprzątany. Codzienność przebiega według ustalonej rutyny i zdaje się, że powoli da się przezwyciężyć przeszłość. To wszystko jest jednak iluzją. Trauma powoduje, że Constance z powodu lęku nie opuszcza rezydencji, wujek jest niepełnosprawny, zarówno fizycznie, jak i umysłowo, Merricat zaś snuje fantazje o życiu w wymyślonym świecie, zwłaszcza wtedy, kiedy robiąc zakupy w miasteczku spotyka się z wrogością jego mieszkańców. Dom jest dla ocalałych członków rodziny zarówno schronieniem przed zagrażającym światem, jak i miejscem, w różnym stopniu przymusowej izolacji, która pewnego dnia zostaje zakłócona. I wtedy, jak na prawdziwy horror przystało, okazuje się, że było się czego bać.
 
 Klimat dziwności i niepokoju nie byłby tak odczuwalny w powieści, gdyby nie mistrzowsko poprowadzona pierwszoosobowa narracja Merricat, świetnie przedstawiająca jej stan psychiczny i bardzo specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości. Groza tego, co się wydarzyło w przeszłości i dzieje teraz dociera do czytelnika stopniowo, i dopiero wtedy, gdy spróbuje sobie wyobrazić, jak sytuacja wygląda z punktu widzenia innych osób rodzinnego dramatu opowiadanego przez Merricat. Zawsze mieszkałyśmy w zamku świetnie pokazuje mroczną stronę zwyczajności z kryjącymi się w niej lękami przed odrzuceniem przez najbliższych, a także przez społeczeństwo, przed idącą za tym ostatnim przypadkiem agresją. Koszmar kryje się w sytuacji bez wyjścia, w której bezpieczeństwo jest tożsame z uwięzieniem.

poniedziałek, 7 listopada 2022

"Atlas chmur" David Mitchell



Nie jest żywym 
świadectwem, które 
ktoś zostawił.
To ślad stopy: odcisk
człowieka!
 
Atlas chmur jest powieścią składającą się z sześciu historii. Ułożone są one w specyficzny sposób, w kolejności chronologicznej: od najstarszej dziejącej się w XIX wieku do tej najdalszej, osadzonej w dalekiej przyszłości. Wszystkie opowieści są w pewnym momencie przerwane. Po szóstej, znajdującej się w środku książki, następuje powrót do poprzednich w odwrotnej kolejności, tak, że zakończenie to znowu historia dziewiętnastowieczna. Każda taka relacja jest napisana w innym stylu. Są tu, kolejno: dziennik z zamorskiej podróży, który przeradza się w opowieść epistolarną w tonie farsowo-melodramatycznym z dwudziestolecia międzywojennego. Następnie pojawia się thriller z lat siedemdziesiątych osadzony w Stanach Zjednoczonych, potem jest brytyjska komedia z lat dziewięćdziesiątych ze sporą dawką humoru. Atlas chmur jest bowiem, w niektórych swoich fragmentach, bardzo zabawną książką. Później następuje największy przeskok czasowy i pojawia się powieść science fiction, która płynie przechodzi w dystopię stylizowaną na opowieść przy ognisku. 
 
 Książka Davida Mitchella podejmuje temat natury ludzkiej, kwestię, o której powiedziano już wszystko i to wielokrotnie. Powieść jest tego samoświadoma i nie bawi się w subtelności. Jej przesłanie jest bardzo jasno wyłożone, dodatkowo powtórzone kilka razy w różnych wariantach. Tak, jakby mówiła: ty to doskonale wiesz czytelniku - świat ludzi to chciwość, żądza władzy, egoizm i przemoc -  nie mogę ci pokazać niczego nowego, wszystko już zostało powiedziane, ale przecież w sztuce nie chodzi o to co się mówi, ale jak. I to jak jest tu świetne i to na wielu poziomach, od samej konstrukcji powieści, przez zabawę różnymi formami literackimi, o czy już była mowa wyżej, po przełożenie pojęć abstrakcyjnych, takich jak dobroć, sprawiedliwość, sprzeciw wobec przemocy i władzy na wybory jednostek, czyli losy poszczególnych bohaterów. 
 
 Atlas chmur opowiada również o reinkarnacji, co zdaje się słabym punktem książki. Jest tu ta idea przedstawiona w sposób, który wydaje się zbyt jaskrawy, oczywisty. Możliwe, że to największa wada tej powieści, bo to, co świetnie działałoby jako sugestia w jednej historii, powtórzone w kilku robi zbyt banalne i schematyczne. Być może jednak, wątek ten rzuca się w oczy celowo, jako zaproszenie, by poddać go w wątpliwość. W tej części książki bowiem, gdzie wiara w reinkarnacje przez bohatera (bardzo religijnego), przedstawiona jest wprost, znajduje się zaraz obok komentarz ją kwestionujący. Niewykluczone, że ta schematyczność jest umyślna, że to wskazanie, ciut za dosłowne, na ewidentne podobieństwo, na to, że przy całej nietrwałości ludzkiego istnienia zachodzi powtarzalność ludzkich losów.
 
 Inny rodzaj wiary, obok reinkarnacji, mianowicie, że uprawianie sztuki może być lekarstwem na kruchość życia, skrytykowany jest bezpośrednio: Jakże prostacka jest ta tęsknota za nieśmiertelnością, jak próżna, jak błędna. Kompozytorzy gryzmolą ledwo rysunki na ścianach jaskiń. Muzykę człowiek pisze, dlatego, że zima trwa wiecznie i że bez niej wilki i śnieżyce jeszcze prędzej by go dopadły. Sztuka więc to ledwo okruch rozświetlający ciemność. Jest ona czymś, co niesie tylko, albo aż, chwilową pociechę, na przykład, pada tu takie zdanie o literaturze: Książki nie dają prawdziwej ucieczki, ale mogą powstrzymać umysł, zanim sam siebie rozdrapie do krwi.
  
 Atlas chmur zaczyna się od znalezienia śladu stóp na bezludnym wybrzeżu. Zostawione znaki czy ślady to jeden z najważniejszych motywów powieści. Ogniwami, jak w łańcuchu, łączącymi poszczególne historie są okruchy przeszłości. Nikły ślad, znaleziony przez bohaterów przypadkiem, a sprawiający, że poprzednia opowieść istnieje w następnej w postaci artefaktu: fragmentu dziennika, kilku listów, połowy książki, filmu czy nagrania wideo. Oprócz tego, wydaje się, że tych ludzi pozornie nic nie łączy. Co mogą bowiem mieć ze sobą wspólnego, na przykład: dziennikarka prowadząca śledztwo w sprawie wielkiej korporacji i człowiek będący członkiem pierwotnej plemiennej wspólnoty. Podobnie jest w przypadku innych postaci. Ich historie są całkiem inne, żyją w diametralnie odmiennych warunkach społecznych, oddziela ich od siebie czas, czasami są to dziesiątki, czasami setki lat. A jednak są jak rozsiane w czasie i przestrzeni instrumenty muzyczne grające podobną melodię: sprzeciwu i współczucia. Czasami w małych sprawach, niekiedy w wielkich. Kiedy indziej zaś władza i przemoc są tak wszechobecne i obezwładniające, że prawie nie da się im, nie tylko sprzeciwić, ale też przed nimi uciec. Jakiekolwiek było ich życie, jakkolwiek ciężka była ich walka, zostaje po nich tylko ulotny ślad. Ulotny, bo z upływem czasu staje się on zamazany, traci swoje pierwotne znaczenie, przechodzi do sfery sztuki, mitu, czy wreszcie bajki kołyszącej dzieci do snu, by wreszcie zniknąć. Póki istnieje, jest jednak czymś, co niesie jakiś rodzaj otuchy.
_______
Fragment wiersza: Ślad stopy Vicente Aleixandre;
Cudze moje. Wiersze (wybór przekładów poezji 1968 - 2020) Krystyna Rodowska
 

wtorek, 1 listopada 2022

Wiersz na listopad

Słońce w listopadzie

Doskonałe światło, niespodziewane,
budzące wdzięczność i podziw,
doskonale uformowany dzień
bez skazy, przezroczysty, jasny,
doskonała widoczność szczegółów,
żyłkowania na opadłych listkach,
niewzruszona potęga mijania,
taniec wiatru, musowanie ciszy.


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
______
Autor: Jerzy Kronhold
Źródło: Wiersze wybrane Wydawnictwo a5 2015