niedziela, 27 kwietnia 2025

"To jest Ales" Jon Fosse


Utwory Jona Fossego są krótkie, napisane w bardzo charakterystyczny dla niego eksperymentalny sposób przypominający strumień świadomości. Taką książką jest też To jest Ales. Jej trzon stanowią wspomnienia Signe o Asle, z którym była związana i o pewnym dniu sprzed dwudziestu lat, który zmienił w jej życiu wszystko. Tego dnia, późną jesienią, Asle wypłynął na morze łodzią i już nie wrócił. 

To jest Ales zaczyna się tak: Widzę Signe, jak leży na ławie w izbie i patrzy na wszystko to, co zwyczajne, na stary stół, piec, skrzynię z drewnem... Proza Fossego zbudowana jest z tego, co zwyczajne, codzienne, z prostych twierdzeń. Jest dom nad fiordem, łodzie, ogień/ogniska, morze i ciemność. Jej niezwykłość polega na tym, że te proste stwierdzenia się powtarzają, zapętlają, co nadaje tekstowi rytm, oddech, sprawia, że jest tak hipnotyzujący. Zapętla się też czas. Różne warstwy przeszłości nakładają się na siebie i przeknikają się wzajemnie. Dom jest stary, żyło tu kilka pokoleń ludzi, którzy przeminęli, których głosy wchłonęły jego ściany i została po nich cisza. A jednak ich istnienie zostaje przywołane z powrotem, jakby nadal byli obecni w tym domu. Zostają uchwyceni w codziennych gestach albo w najbardziej dramatycznych chwilach swojego życia. Ich głosy wplątują w gorączkowe, niespokojne wspomnienia Signe. 

Trudno określić, czym ten krótki utwór Fossego jest. Minimalistyczną sagą rodzinną skupioną wokół starego domu? Prostą, surową, mroczną wręcz pieśnią (żałobną?) pisaną jednym ciągiem i zamkniętą klamrą, w której na początku i na końcu ktoś, nie wiadomo kto, dostrzega istnienie Signe? Przypuszczalnie można pokusić się o odczytanie symboli zawartych w tekście, ale wydają się one mało ważne, raczej służą jako tło do budowy przestrzeni, w której rozbrzmiewa główna melodia narracji, zapętlona, czasami urywana, tworząca obrazy, które zostają pod powiekami. Osoba stojąca w oknie i wyglądająca w ciemność, chłopiec niosący z babcią zakupy, matka przytulająca dziecko, ogień palony na brzegu fiordu. Jakby na naszych oczach z tych powtórzonych fraz, przywołanych obrazów dokonywał się alchemiczny proces wytwarzający esencję ludzkiego życia. To jest Ales jest dotknięciem tego, co najważniejsze: stawania się i odchodzenia, miłości i tęsknoty, straty i żałoby, życia i umierania. 

piątek, 11 kwietnia 2025

"Pomarańczki komisarza Montalbano" Andrea Camilleri


Pomarańczki komisarza Montalbano
to zbiór dwudziestu krótkich opowiadań mistrza włoskiego kryminału. Dla tych, którzy jeszcze nie znają Camilleriego, może to być świetny początek przygody z jego twórczością. Dla innych jest to powrót do Vigaty – wymyślonego miasta na Sycylii – oraz do niezapomnianych bohaterów, na czele z komisarzem tamtejszej policji, Salvo Montalbano. Jego współpracownikom charakteru też nie brakuje. Weźmy na przykład Catarellę. Jak trafnie zauważa komisarz: Albo takiego przy pierwszej okazji zastrzelić, albo udawać, że nic się nie dzieje. Czytelnik jest w lepszej sytuacji, bo może się uśmiechnąć. Centralną postacią pozostaje oczywiście komisarz Montalbano – inteligentny, oczytany i sarkastyczny, który o sobie mówi: Z natury jestem gliniarzem, który nie może się zatrzymać, póki nie doprowadzi sprawy do jakiegoś rozwiązania. Zdarza mu się w trakcie śledztwa naginać prawo w imię sprawiedliwości i tylko raz na swoją korzyść – jako wybitny smakosz, uwielbiający lokalną kuchnię, nie może sobie odmówić tytułowych pomarańczek, skomplikowanego w w przygotowaniu sycylijskiego przysmaku.

Książka przedstawia żywy obraz życia na Sycylii we wszystkich barwach, także tych ciemnych, choć mafia i polityka znajdują się tu na dalekim planie. Opowiadania są róznorodne – mogą wydawać się mniej lub bardziej interesujące, ale każde zawiera intrygującą, wciągającą zagadkę (niekoniecznie kryminalną), skrzy się humorem i świetnymi dialogami, oraz kończy mocną puentą. Autor czasami wyraźnie bawi się formą. Znajdziemy tu na przykład jeden utwór epistolarny, a także inny, łamiący czwartą ścianę, a będący autoironicznym podsumowaniem własnej twórczości. Odwołania do klasyki włoskiej i światowej literatury w postaci lektur komisarza stanowią swoisty komentarz do rozwiązywanych przez niego spraw. Lekka forma utworów jest jednak zwodnicza, bo są to historie o ludzkim szaleństwie, namiętnościach, dramatach rodzinnych, a także absurdzie – ktoś zostaje zamordowany z powodu zwykłych, codziennych czynności, bo zrobił je zbyt szybko. Ukazana zostaje również ułomność systemu sądowniczego: (...) istnieje prawda procesowa, która biegnie równolegle do prawdy rzeczywistej. Ale te dwa tory nie zawsze prowadzą na tę samą stację.

Znakomita, pełna refleksji literatura rozrywkowa.

piątek, 4 kwietnia 2025

"Bílá Voda" Kateřina Tučková

Bílá Voda to opuszczona wieś przy samej granicy czesko-polskiej. Znajduje się tu tylko szpital psychiatryczny i podupadły klasztor, w którym mieszka zaledwie kilka zakonnic. Do tego miejsca, szukając schronienia po próbie samobójczej, przyjeżdża czterdziestoletnia Lena Lagnerová. Podejmuje się ona uporządkowania starych dokumentów w kancelarii klasztornej, odkrywając przy okazji historię Bilej Vody. 
  
Książka czeskiej pisarki stanowi znakomite połączenie dramatu psychologicznego i powieści historycznej stylizowanej częściowo na reportaż. Choć wszystkie postacie są tu fikcyjne, to były one wzorowane na istniejących osobach, a autorka starała się dokładnie zrekonstruować historię prześladowań Kościoła katolickiego w Czechosłowacji. Narracja w Bilej Vodzie idzie więc dwutorowo. Wątek współczesny dotyczący Leny, jej losów i zmagania się z traumą oraz równie niełatwe historie osób przebywających w klasztorze, przeplatają się z wątkiem historycznym, który sięga aż do roku 1950. Wtedy to władze komunistyczne postanowiły zlikwidować klasztory i internowały zakonnice w miejscach odosobnienia (takich właśnie, jak odcięta od reszty kraju i przygraniczna Bílá Voda). Tam były one zmuszane do nadmiernej pracy w ciężkich warunkach, a także nierzadko osadzane w więzieniach i poddawane torturom psychicznym i fizycznym. 



Bílá Voda opisuje środowisko osób głęboko wierzących, co znajduje odbicie w konstrukcji powieści. Po pierwsze, w języku, odwołującym się do religii - cytaty z Biblii, przywoływanie świąt kościelnych to rzeczy oczywiste. Natomiast oryginalne jest to, że historie osób związanych z klasztorem nazywane są ewangeliami, a rozdziały dotyczące głównej bohaterki noszą tytuł Ciemna noc Leny Lagnerowej nawiązujący do pojęcia ciemnej nocy duszy stworzonego przez świętego Jana od Krzyża. Po drugie, w powieści zdarzają się nawrócenia, cuda, objawienia, zwłaszcza maryjne, spełniają się przepowiednie. Zawsze jednak istnieje dla tych zjawisk racjonalne wytłumaczenie, przykładowo: stan upojenia alkoholowego albo zbiegi okoliczności. 

Bilá Voda to wciągająca, poruszająca emocjonalnie lektura z powodu tematyki, której dotyka, a jest nią przemoc wobec kobiet, zarówno taka codzienna, jak i sytemowa zastosowana przez reżim komunistyczny wobec określonej grupy. Jest to także przejmująca historia o buncie, sile i solidarności, z niezwykle żywo i barwnie wykreowanymi przez autorkę postaciami zakonnic, choć nie tylko. Zadaje pytanie o miejsce kobiet w świecie rządzonym przez mężczyzn, także tym koscielnym. Pokazuje ich niemieszczenie się w obecnym, hierarchicznym Kościele. Nie bez przyczyny, odwołując się do bardzo kobiecych, powstałych już w średniowieczu ruchów religijnych, autorka czyni patronkami wymyślonego przez siebie (choć wzorowanego na prawdziwych zgromadzeniach) zakonu dwie kobiety: oficjalnie uznaną w 1989 roku za świętą Agnieszkę Przemyślidkę i jej siostrę heretyczkę Wilhelminę, której wyznawcom inwizycja wytoczyła procesy i aby zapobiec rozpowszechnianiu się kultu spalono na stosie jej wydobyte z grobu zwłoki. Wiara kobiet, a może w ogóle żywa wiara, zdaje się istnieć gdzieś na obrzeżach oficjalnego Kościoła, jak pokazuje, także opowiedziana w książce, a niezwykle ciekawa z punktu widzenia polskiego czytelnika, historia tajnego Kościoła podziemnego powstałego w Czechosłowacji w latach siemdemdziesiątych wraz z jego gorzkim końcem po roku 1990.