W Świetlistej republice Andrés Barba opowiada fascynującą historię. Oto w roku 1995, gdzieś w Ameryce Południowej, w San Cristobal, mieście średniej wielkości położonym na skraju
dżungli pojawia się grupka dzieci. Dzieci te żyją dziko, porozumiewają
się własnym językiem, dokonują najpierw drobnych aktów
wandalizmu, a później dopuszczają się przemocy, co wywołuje w mieście bardzo silne poruszenie, podsycane dodatkowo przez media. Narratorem powieści jest kierownik w wydziale opieki społecznej w San Cristobal. Jego opowiadanie ma
formę dość powściągliwej w tonie relacji kogoś, kto przywykł do pisania
sprawozdań. Nie jest jednak pozbawione emocji. Tkwią gdzieś w głębi: strach, fascynacja, czy finalnie żal.
Co więc tak poruszyło mieszkańców San Cristobal? Na pewno nie była to bieda wśród dzieci. Bieda była niewidzialna, jak stwierdza narrator. Raczej nikogo nie obchodziły na poły żebrzące dzieciaki na ulicach miasta i szybujący w górę wskaźnik bezdomności wśród tej grupy wiekowej. Uwagę przyciągnęła inność i przemoc. Okazało się, że na obrzeżach społeczeństwa wyrosła obca społeczność, mówiąca innym językiem, rządząca się swoimi prawami. Szok wywołał zaś fakt, że przemocy dokonują dzieci. Wszystko to uderzyło w głęboko tkwiące w ludziach wyobrażenia. Nasze oburzenie brało się nie z tego, że trzydziestka dwójka dopuściła
się przemocy, ale z tego, że zniszczyła naszą polukrowaną wizję
dzieciństwa. Ci, którzy powinni być podporządkowani i niewinni okazali się wolni, dzicy, groźni, bo zdolni do drastycznej przemocy. Z drugiej strony, obok oburzenia i poczucia zagrożenia pojawiła się fascynacja. Rozpalało wyobraźnię, przynajmniej niektórych mieszkańców miasta, istnienie społeczności dzieci. Wydawała się ona inną, doskonalszą formą społeczeństwa, świetlistą republiką, pełną żywiołu nieskrępowanej wyobraźni i ducha powszechnego braterstwa.
Czym była naprawdę świetlista republika? Wszystko, czego można się o niej dowiedzieć jest sprawą snutych domysłów, przypuszczeń na podstawie czasami dość wątłych dowodów, wymuszonych zeznań. Książka Andrésa Barby jest bowiem powieścią stawiająca w swoim centrum
tajemnicę i pozostawiającą czytelnika na koniec z szeregiem pytań. O to, czy utopie są możliwe, jak zachowuje się społeczeństwo, gdy (być może) zaistnieją one obok i samym swoim istnieniem zakwestionują aktualny porządek społeczny. A może w ogóle nie chodzi o utopie, tylko o strach przed innym, obcym. Przede wszystkim jednak powieść stawia pytania o emocje i wyobrażenia dotyczące dzieci i dzieciństwa. Samo pojęcie dziecka niesie ze sobą szereg znaczeń tkwiących głęboko w
ludzkiej psychice. Jest ono uosobieniem przyszłości, nadziei, niewinności. To zderzenie wyidealizowanego obrazu z realnymi dziećmi, które są odzwierciedleniem środowiska, w jakim się wychowują czyni, między innymi, Świetlistą republikę Andrésa Barby tak fascynującą lekturą.
Bardzo, bardzo, bardzo chcę poznać tę książkę!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci spodoba. :)
UsuńPoluję już na tę książkę, więc dziękuję za utwierdzenie w przekonaniu, że warto :) A sam wątek "obcej" społeczności i dzieci odrobinę kojarzy mi się ze świetną książką japońskiego noblisty Kenzaburō Ōe, tj. "Zerwać pąki, zabić dzieci". Minusem polskiego wydania jest fakt, że przekład dokonano z angielskiego tłumaczenia, ale i tak polecam tę powieść.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem bardzo warto :)
UsuńRozejrzę się za "Zerwać pąki, zabić dzieci", dziękuję za polecenie.