Lutowy wieczór w Nowym Yorku
wydobywa z powietrza iryzujący błękit,
przez zadymioną mgłę przebłyskuje mróz,
lśnią ziarna miki i sól na chodnikach.
Kiedy pustoszeją biurowce,
wypuszczone na wolność, samodzielne stopy
z pośpiechem lub od niechcenia przemierzają ulice;
wyżej płyną i nurkują balony głów;
ciał tam właściwie nie ma.
Kiedy zapalają się światła i niebo ciemnieje,
kobieta na wykrzywionych obcasach
mówi do kobiety obok idącej szybkim krokiem:
Mówię ci, najbardziej ze wszystkiego
kocham życie. Kocham życie! Jeśli się nawet zestarzeję kiedyś,
dostanę zadyszki albo zniedołężnieję. Rozumiesz?
Lub będę powłóczyć nogami... Nawet wówczas... Reszta słów
się gubi.
Wielogłośny, bezładny zgrzyt
zmieniających biegów, taniec sunący
na wszystkie strony świata, czterodrożna rzeka.
Perspektywa nieba wciśnięta między aleje
porzucona u wylotu ulic.
zachodnie niebo, wschodnie niebo! Więcej życia dziś wieczór!
Połać wolnego czasu na skraju zimy.
________
Autorka: Denise Levertov
Przekład: Julia Hartwig
Źródło: Dzikie brzoskwinie Antologia poetek amerykańskich; Wydawnictwo Sic! Warszawa 2003
Ciekawy wiersz i piękna fotografia!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńFotka jest Twojego autorstwa? Jeśli tak, to czapki z głów! Piękne ujęcie.
UsuńTak, dziękuję :) To bardziej kwestia sprzyjających okoliczności przyrody niż moich umiejętności.
UsuńAle sztuką jest właśnie uchwycić odpowiedni moment :)
UsuńŚwietny wiersz, podoba mi się!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobał. :)
Usuń