niedziela, 10 lipca 2022

10 lipca - rocznica urodzin Marcela Prousta

(...) kiedy pewnego zimowego dnia wróciłem do domu i matka, widząc, że zmarzłem, zaproponowała, żebym wypił, wbrew swoim zwyczajom, trochę herbaty. Z początku odmówiłem, lecz potem, nie wiedzieć czemu, zmieniłem zdanie. Matka posłała po niewielkie i pulchne ciastka, zwane magdalenkami, które wyglądają jak odciśnięte w prążkowanych muszlach Świętego Jakuba. I niebawem, przytłoczony ponurym dniem i perspektywą smutnego jutra, machinalnie podniosłem do ust łyżeczkę, z rozmoczonym w herbacie kawałkiem magdalenki. Lecz w tejże chwili, gdy łyk płynu zmieszanego z okruchami ciastka dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując nagle, że dzieje się ze mną coś nadzwyczajnego. Zalała mnie fala rozkosznej błogości, oddzielona od reszty świata, nieświadoma swojej przyczyny. I natychmiast wszelkie dolegliwości życia mi zobojętniały, nie dotykały mnie klęski, jakie ze sobą niosło, jego nietrwałość stała się złudzeniem; tak samo działa miłość, wypełniając wnętrze bezcenną esencją, albo raczej tej esencji nie było we mnie, ona była mną. Przestałem czuć się byle jaki, przypadkowy, śmiertelny. Skąd do mnie przyszła ta potężna radość? Czułem, że miała ona jakiś związek ze smakiem herbaty i ciastka, lecz zarazem była czymś nieskończenie więcej, nie mogła mieć tej samej natury. Skąd się wzięła? Co oznaczała? Gdzie ją schwytać? Piję następny łyk, lecz nie znajduję w nim nic więcej niż w pierwszym, piję trzeci, który daje mi mniej niż drugi. Koniec z tym, moc napoju zdaje się słabnąć. To jasne, że prawda, której szukam ukrywa się nie w nim, lecz we mnie. On ją tylko obudził, lecz sam jej nie zna, może jedynie powtarzać w nieskończoność, coraz słabiej, to samo zeznanie, którego nie potrafię zinterpretować, toteż chciałbym, aby mi było dane znów je u niego wyprosić i odnaleźć jak najrychlej nienaruszone, do mojej dyspozycji, do ostatecznego wyjaśnienia sprawy. Odstawiam filiżankę i zwracam się ku własnemu umysłowi. To on musi odnaleźć prawdę. Ale jak? Poważna to rozterka, ilekroć umysł czuje, że sam siebie przekracza, bo przecież on badacz, jest zarazem ową krainą tajemną, którą musi zgłębić, zapuszczając się tam, gdzie cały jego ekwipunek zda mu się na nic. Zgłębić? To nie wystarczy - tworzyć! O to stoi wobec czegoś, czego jeszcze nie ma i co on może tylko powołać do życia, by potem ogarnąć to swoim światłem.

______
W poszukiwaniu utraconego czasu. W stronę Swanna Marcel Proust
Przełożyła Krystyna Rodowska Wydawnictwo Officyna Łódź 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.