Na początku grudnia mróz obgryza słone brzegi miasta,
bezdomny. Głodne stada podchodzą pod opłotki i kobieta
nie może znaleźć miejsca między niewiastami, na spierzchniętych
ulicach. Nie ma dokąd zanieść żalu.
Świat jeszcze się nie narodził, jeszcze nie zna swojego imienia,
na nic wróżby z biegu granic, koryt wyschłych rzek. Noc jeszcze
czeka, pochylona. Anielskie pióra lepią się do ust, sny szybko bieleją
na słońcu. Z każdym oddechem kończy się wiek.
Kto by pomyślał, że to dopiero początek, że niedługo wytrzyma
gładkie i chłodne niebo, że wystarczy szept, żeby poruszyć gwiazdę,
że ona spadnie aż tu? Kto by powiedział, że stopią się szklane
pałace, że jeszcze będą tańczyć na przedmieściach, ludzie i sny?
Że światło dopiero rozpali w nas ogniska, otworzy ciemne katalogi,
dopiero zacznie się świat?
_______
Autor: Tomasz Różycki
Źródło: Vaterland Łódź 1997
„Że światło dopiero rozpali w nas ogniska, otworzy ciemne katalogi,
OdpowiedzUsuńdopiero zacznie się świat?”
Ciekawa byłam tego wiersza na grudzień...
I nie zawiodłam się :). Jest piękny!
Ogromnie się cieszę, że wiersz się spodobał :)
UsuńHa, to jest właśnie ta rzecz, którą bardzo lubię w grudniu, tzn., że to okres kiedy "światło dopiero rozpali w nas ogniska" i dni wreszcie (powoli, bo powoli, ale trzeba być cierpliwym) zaczną stawać się coraz dłuższe.
OdpowiedzUsuńTak, trzeba się uzbroić w cierpliwość :)
Usuń