piątek, 3 października 2025
"Ja, która nie poznałam mężczyzn" Jacqueline Harpman
wtorek, 23 września 2025
Fragment "Moje wieku" i wiersz Aleksandra Wata
niedziela, 21 września 2025
"Mój wiek" Aleksander Wat
Polityka jest naszym przeznaczeniem, cyklonem, w którego sercu tkwimy ciągle, choćbyśmy się chronili w łupinkach poezji.
Mój wiek jest dziełem wybitnym, jednocześnie monumentalnym i bardzo osobistym. Krótki wpis blogowy nie może oddać w pełni wielkości tej książki. Jest to raczej dość powierzchowny spis rzeczy, które najbardziej zwróciły moją uwagę. Wspomnienia Wata stanowią relację świadka dramatycznej historii XX wieku, zaangażowanego w nią i będącego jedną z wielu jej ofiar. Urodzony w 1900 roku Aleksander Wat w dorosłość wszedł razem z odzyskaniem przez Polskę niepodległości i wybuchem rewolucji w Rosji. Idea komunizmu wydawała mu się pociągająca, wprawdzie nigdy nie wstąpił do żadnej partii, ale wydawał komunizujące pismo Miesięcznik Literacki, które to przedsięwzięcie skończyło się więzieniem, pierwszym jakiego Wat doświadczył. Po wybuchu wojny uciekł z rodziną do Lwowa, tym samym znalazł się w strefie okupacji radzieckiej. W 1940 został aresztowany w wyniku prowokacji skierowanej wobec środowiska polskich literatów. Przesiedział w wielu więzieniach sowieckich. Został zwolnionym na mocy układu Sikorski-Majski. Następnie uczesniczył w pracach delegatury rządu lodyńskiego w Kazachstanie. Niestety, nie udało mu się opuścić Związku Radzieckiego razem z Armią Andersa, dlatego wrócił do Polski dopiero w 1946 roku i to na skutek usilnej interwencji środowiska literackiego u władz polskich. Od lat sześćdziesiątych przebywał ze względów zdrowotnych na emigracji we Francji.
Podtytuł Mojego wieku - Pamiętnik mówiony dobrze oddaje niezwykłą formę tego utworu. To coś pośredniego między wywiadem rzeką a spisywanymi po latach wspomnieniami. Początkiem były rozmowy nagrywane na taśmę przez Czesława Miłosza najpierw w Berkeley, potem w Paryżu. Jak opowiada ten ostatni we wstępie do książki, wielkość intelektualna Wata, siła jego osobowości sprawiły, że pomiędzy rozmówcami wytworzył się wzajemny przepływ dobrej energii. To jest rzeczywiście widoczne w tekście, i mimo wielu późniejszych redakcji nadal w Moim wieku zachowany jest żywy, meandryczny charakter rozmowy, pełen dygresji, z zaburzoną miejscami chronologią. Watowi ogromnie zależało, z jednej strony, na uchwyceniu istoty ustroju sowieckiego, z drugiej, aby jednocześnie przedstawić wielowymiarowy i zniuansowany obraz rzeczywistości i siebie samego. Bardzo ważnym dla niego było także to, aby przywołać i nakreślić złożone portrety spotkanych na swej drodze ludzi, zwłaszcza współwięźniów. Bohaterów tej opowieści, reprezentujących różne warstwy społeczne i różne ludy, nie tylko Europy, jest więc mnóstwo, zwłaszcza w końcowych fragmentach książki opowiadających o niezwykle chaotycznym okresie, w którym tworzyły się delegatury i punkty pomocy w Kazachstanie dla zwalnianych z łagrów i więzień w warunkach pogarszających z dnia na dzień stosunków polsko-sowieckich.
W pewnym fragmencie swych wspomnień Wat opowiada, jak w więzieniu na Łubiance utwierdził się w przekonaniu, że bycie poetą (nawet jeśli nie pisze już wierszy) jest główną osią jego tożsamości. I to widać w książce: może nie tyle w obecnych tu poetyckich, czasami turpistycznych, czasami bardzo pięknych opisach (zimowy pejzaż Ałma-Aty!), ale w tworzeniu obrazów zawartych w kilku zdaniach, które trafiają w sedno i zostają na długo w pamięci. Przykładowo, choć takich scen można przytoczyć wiele: smutek nadciągającej katastrofy w latach trzydziestych, poczucie niezwykłego braterstwa i dojmującej tęsknoty do normalnego życia w strasznych warunkach lwowskiego więzienia, czy pochód ludzi przerobionych z obywateli polskich w łachmaniarzy, jak pisze Wat, bo siłą zmuszono ich do przyjęcia sowieckich paszportów.
Aleksander Wat odmówił poddania się wyżej wspomnianej paszportyzacji, o czym opowiada dość oszczędnie, a przecież był to niezwykły i mający poważne konsekwencje wyraz wierności sobie i swojemu krajowi, ocenianemu przecież w tej książce bardzo krytycznie. W tej autobiograficznej opowieści jest to jeden z wielu punktów zwrotnych. Pierwszym na pewno było zafascynowanie się komunizmem w młodości. W latach dwudziestych Wat był jednym z twórców futuryzmu w Polsce. Rewolucja w literaturze miała stać się rewolucją społeczną. Ponadto, jego akces do komunizmu był motywowany światopoglądowo - ideą sprawiedliwości społecznej. Przede wszystkim zaś, istniało w nim, w jego środkowisku silne poczucie związane z końcem I wojny światowej i rewolucją w Rosji, że świat to było walenie się, ruiny w końcu, wesołe ruiny, przedmiot do wesela duchowego, bo tu można coś nowego zbudować, jest wielka niewiadoma, podróż w niewiadome...była radość właśnie z tego, że coś tak gwałtownie od podstaw się łamie, że właściwie jest miejsce na wszystko, że wszystko wolno. Była to radość, że wszystko wolno. (...) Słowa na wolności, nowy język sztuki, który miał być orężem walki klasowej. Bycie w środowisko komunistów polskich to był dla Wata okres zaledwie kilkuletni. Opowiadał o nim tak: W miarę jak (...) wchodziłem w stosunki pracy z komunistami, z czołowymi komunistami, czy kolegami z redakcji, czy tymi spoza redakcji, coraz więcej mnie uderzały różne podejrzane rzeczy, coraz mniej mi się to podobało. Lecz z drugiej strony coraz bardziej dotykałem ran, nieszczęść ludzkich, ogromnej ilości nieszcześć ludzkich . Na niektóre - zdawało się - nie było rady poza rewolucją. Potem dopiero dowiedziałem się, że rewolucja tym ludziom nic nie daje poza nowymi nieszczęściami. Bardzo szybko więc przyszło opamiętanie, a za tym ostra ocena samego siebie, swojego znikczemnienia w komunizmie, przez komunizm i poczucie, że za te lata moralnego obłędu trzeba zapłacić. Oprócz przedstawienia środowiska komunistycznego, jego powiązań z Moskwą, funcjonowania ambasady radzieckiej w Warszawie, w tym miejscu wspomnień jest też pokazany obraz przedwojennego życia literackiego w Polsce - z nazwisk, które najwięcej mówią współczesnemu czytelnikowi można wymienić kilka. Kreśli więc Wat wnikliwe portrety Władysława Broniewskiego (dzielił z nim potem wspólny los po wybuchu wojny), Brunona Jasieńskiego i Władimira Majakowskiego, który dwukrotnie w tym czasie odwiedził Polskę, i którego zachowanie Wat zrozumiał w pełni dopiero póżniej, w czasie więziennej tułaczki po Rosji.poniedziałek, 8 września 2025
"Żywe istoty" Iida Turpeinen
Centralna postacią Żywych istot Iidy Turpein jest syrena morska, zwana dawniej krową morska. Była ona gatunkiem endemicznym występujący jedynie w okolicach Wysp Komandorskich leżących między Rosją a Alaską, łatwym do upolowania, więc po około trzydziestu latach od odkrycia w 1741 roku została doszczętnie wytępiona. Jeden z jej szkieletów w następnym stuleciu trafił, jako cenne znalezisko, do muzeum przyrodniczego w Helsinkach. Swoją opowieść, znakomicie łączącą fakty historyczne z fikcją, fińska pisarka rozpoczyna od przedstawienia dramatycznych dziejów rosyjskiej kamczackiej wyprawy badawczej pod dowództwem Beringa. Znacząca część wiedzy o krowie morskiej pochodzi od jej odkrywcy i uczestnika tej ekspedycji niemieckiego przyrodnika Georga Stellera. Następnie książka opowiada o wypychaczach zwierząt, badaczach i rysownikach przyrody, oraz konserwatorach z muzeum, których los na pewnym etapie ich życia zetknął z helsińskim szkieletem syreny.
środa, 13 sierpnia 2025
"Dzikie bezkresy" Lauren Groff
Dzikie bezkresy opowiadają o ucieczce młodej dziewczyny z angielskiej osady w Ameryce Północnej. Choć nie jest to nigdzie powiedziane, łatwo ustalić, że tą osadą jest Jamestown na przełomie roku 1609 i 1610 dotknięty klęską głodu. Według zapisów historycznych z około pięciuset osadników tę zimę przetrwało sześćdziesięciu. Ale nie tylko głód, również inne dramatyczne okoliczności sprawiają, że dziewczyna podejmuje decyzję o ucieczce. Wie, że zostanie wysłany za nią pościg, więc z ogromną determinacją, mimo skrajnego wyczerpania stara się posuwać naprzód przez niekończący się las. Jej celem jest dotarcie do francuskich kolonii na północy.
wtorek, 8 lipca 2025
Podsumowanie czytelnicze pierwszego półrocza 2025 (2)
poniedziałek, 7 lipca 2025
Podsumowanie czytelnicze pierwszego półrocza 2025 (1)
![]() |
Róża Morning Sun |
sobota, 5 lipca 2025
"Powrót do Edenu" Paco Roca
wtorek, 24 czerwca 2025
"Dni w historii ciszy" Merethe Lindstrøm
Dni w historii ciszy to kameralna powieść o pamięci i poczuciu winy. Przedstawia historię starszego, norweskiego małżeństwa Evy i Simona. Narratorką jest Eva, opiekująca się z oddaniem mężem cierpiącym na demencję, która może będzie musiała zmierzyć się z decyzją oddania go do domu opieki. Jej opowieść jest wspominaniem wspólnego życia i konfrontacją z niełatwą przeszłością. Wydarzenia związane z wojną, podjęte dawno temu decyzje, wszystko, co przez lata leżało osłonięte milczeniem, teraz do niej powraca. Zarówno Eva jak i Simon mają bowiem, każde własną, bolesną przeszłość nigdy w pełni niezaakceptowaną przez to drugie. Przeszłość, o której nic nie wiedzą ich trzy dorosłe córki.
Narracja w powieści jest bardzo niespieszna. Myśli Evy przeskakują z tematu na temat, daleka przeszłość miesza się z tym co niedawne. W warstwie teraźniejszej nie dzieje się nic nadzwyczajnego, ot codzienność. Punktem centralnym, wokół którego rozgrywa się akcja, jest nagłe zwolnienie przez Evę i Simona pomocy domowej z Łotwy, co powoduje konflikt rodzinny.Ta niespieszność wymaga przy czytaniu odrobiny cierpliwości, ale w zamian otrzymuje się poruszającą emocjonalnie historię stawiającą wiele pytań. Przykładowo: Czy dzieci mają prawo wiedzieć o przeszłości rodziców? Kiedy im powiedzieć? Kiedy są jeszcze małe i zadają pytania, które zbywa się, aby je chronić? Gdy są już dorosłe? Niełatwo, nawet wobec konfliktu mającego ukrywaną tajemnicę w tle, przerwać wieloletnie milczenie.
Pytań, które stawia ta niewielka książka jest zresztą o wiele więcej. Wśród licznych tematów, które porusza najważniejsze wydają się trzy: wpływ traumatycznych przeżyć na dalsze życie, poczucie winy wywołane przez te przeżycia lub podjęte decyzje, wreszcie samotność. Powieść świetnie pokazuje dojmujące poczucie osamotnienie wynikające z tego, że nie tylko bliska osoba pogrąża się w ciszy, ale także znika wspólnie zbudowany świat. Nawet więcej, jak stwierdza w pewnym momencie Eva: Nie chodzi tylko o uczucie, że jego już nie ma. Bo człowiek zaczyna mysleć, że sam gdzieś przepadł. Tylko Simon bowiem znał jej przeszłość. Powoli, w bardzo przemyślany sposób odsłaniają się w powieści tajemnice i powody różnych zachowań. Jedna z pierwszych, zaskakująca scena włamania do domu dopiero w świetle poczucia winy nabiera sensu. Uczucie to nie musi być nawet obiektywnie uzasadnione, może wynikać z tragicznych wydarzeń niezależnych od jednostki (przejmujący wątek opowiadający o tym, dlaczego Simon nie chciał mieć psa). Jest jeszcze jedna kwestia ściśle związana z poczuciem winy, która przebija się przez wspomnienia Evy to pytania o władzę, jaką się ma w stosunku do osób, które są od nas w jakimś stopniu zależne. I jak łatwo tej władzy nadużyć w relacjach z bliskimi.
Bardzo refleksyjna, głęboka powieść o próbie podsumowania i rozliczenia własnego życia.
niedziela, 8 czerwca 2025
8 czerwca - rocznica urodzin Krystyny Miłobędzka
niedziela, 27 kwietnia 2025
"To jest Ales" Jon Fosse
Utwory Jona Fossego są krótkie, napisane w bardzo charakterystyczny dla niego eksperymentalny sposób przypominający strumień świadomości. Taką książką jest też To jest Ales. Jej trzon stanowią wspomnienia Signe o Asle, z którym była związana i o pewnym dniu sprzed dwudziestu lat, który zmienił w jej życiu wszystko. Tego dnia, późną jesienią, Asle wypłynął na morze łodzią i już nie wrócił.
czwartek, 17 kwietnia 2025
piątek, 11 kwietnia 2025
"Pomarańczki komisarza Montalbano" Andrea Camilleri
Pomarańczki komisarza Montalbano to zbiór dwudziestu krótkich opowiadań mistrza włoskiego kryminału. Dla tych, którzy jeszcze nie znają Camilleriego, może to być świetny początek przygody z jego twórczością. Dla innych jest to powrót do Vigaty – wymyślonego miasta na Sycylii – oraz do niezapomnianych bohaterów, na czele z komisarzem tamtejszej policji, Salvo Montalbano. Jego współpracownikom charakteru też nie brakuje. Weźmy na przykład Catarellę. Jak trafnie zauważa komisarz: Albo takiego przy pierwszej okazji zastrzelić, albo udawać, że nic się nie dzieje. Czytelnik jest w lepszej sytuacji, bo może się uśmiechnąć. Centralną postacią pozostaje oczywiście komisarz Montalbano – inteligentny, oczytany i sarkastyczny, który o sobie mówi: Z natury jestem gliniarzem, który nie może się zatrzymać, póki nie doprowadzi sprawy do jakiegoś rozwiązania. Zdarza mu się w trakcie śledztwa naginać prawo w imię sprawiedliwości i tylko raz na swoją korzyść – jako wybitny smakosz, uwielbiający lokalną kuchnię, nie może sobie odmówić tytułowych pomarańczek, skomplikowanego w w przygotowaniu sycylijskiego przysmaku.
Książka przedstawia żywy obraz życia na Sycylii we wszystkich barwach, także tych ciemnych, choć mafia i polityka znajdują się tu na dalekim planie. Opowiadania są różnorodne – mogą wydawać się mniej lub bardziej interesujące, ale każde zawiera intrygującą, wciągającą zagadkę (niekoniecznie kryminalną), skrzy się humorem i świetnymi dialogami, oraz kończy mocną puentą. Autor czasami wyraźnie bawi się formą. Znajdziemy tu na przykład jeden utwór epistolarny, a także inny, łamiący czwartą ścianę, a będący autoironicznym podsumowaniem własnej twórczości. Odwołania do klasyki włoskiej i światowej literatury w postaci lektur komisarza stanowią swoisty komentarz do rozwiązywanych przez niego spraw. Lekka forma utworów jest jednak zwodnicza, bo są to historie o ludzkim szaleństwie, namiętnościach, dramatach rodzinnych, a także absurdzie – ktoś zostaje zamordowany z powodu zwykłych, codziennych czynności, bo zrobił je zbyt szybko. Ukazana zostaje również ułomność systemu sądowniczego: (...) istnieje prawda procesowa, która biegnie równolegle do prawdy rzeczywistej. Ale te dwa tory nie zawsze prowadzą na tę samą stację.
Znakomita, pełna refleksji literatura rozrywkowa.
piątek, 4 kwietnia 2025
"Bílá Voda" Kateřina Tučková
Bílá Voda opisuje środowisko osób głęboko wierzących, co znajduje odbicie w konstrukcji powieści. Po pierwsze, w języku, odwołującym się do religii - cytaty z Biblii, przywoływanie świąt kościelnych to rzeczy oczywiste. Natomiast oryginalne jest to, że historie osób związanych z klasztorem nazywane są ewangeliami, a rozdziały dotyczące głównej bohaterki noszą tytuł Ciemna noc Leny Lagnerowej nawiązujący do pojęcia ciemnej nocy duszy stworzonego przez świętego Jana od Krzyża. Po drugie, w powieści zdarzają się nawrócenia, cuda, objawienia, zwłaszcza maryjne, spełniają się przepowiednie. Zawsze jednak istnieje dla tych zjawisk racjonalne wytłumaczenie, przykładowo: stan upojenia alkoholowego albo zbiegi okoliczności.
Bilá Voda to wciągająca, poruszająca emocjonalnie lektura z powodu tematyki, której dotyka, a jest nią przemoc wobec kobiet, zarówno taka codzienna, jak i sytemowa zastosowana przez reżim komunistyczny wobec określonej grupy. Jest to także przejmująca historia o buncie, sile i solidarności, z niezwykle żywo i barwnie wykreowanymi przez autorkę postaciami zakonnic, choć nie tylko. Zadaje pytanie o miejsce kobiet w świecie rządzonym przez mężczyzn, także tym kościelnym. Pokazuje ich niemieszczenie się w obecnym, hierarchicznym Kościele. Nie bez przyczyny, odwołując się do bardzo kobiecych, powstałych już w średniowieczu ruchów religijnych, autorka czyni patronkami wymyślonego przez siebie (choć wzorowanego na prawdziwych zgromadzeniach) zakonu dwie kobiety: oficjalnie uznaną w 1989 roku za świętą Agnieszkę Przemyślidkę i jej siostrę heretyczkę Wilhelminę, której wyznawcom inwizycja wytoczyła procesy i aby zapobiec rozpowszechnianiu się kultu spalono na stosie jej wydobyte z grobu zwłoki. Wiara kobiet, a może w ogóle żywa wiara, zdaje się istnieć gdzieś na obrzeżach oficjalnego Kościoła, jak pokazuje, także opowiedziana w książce, a niezwykle ciekawa z punktu widzenia polskiego czytelnika, historia tajnego Kościoła podziemnego powstałego w Czechosłowacji w latach siemdemdziesiątych wraz z jego gorzkim końcem po roku 1990.
Historia o Wilhelminie
wtorek, 25 marca 2025
25 marca - 120 rocznica urodzin Karola Olgierda Borchardta
sobota, 22 marca 2025
"Eseje dla Kassandry" Jerzy Stempowski
Eseje dla Kassandry Jerzego Stempowskiego (wznowione w roku 2020 w serii Biblioteka Więzi) to wybór szkiców powstałych od późnych lat dwudziestych do początku lat sześćdziesiątych. Zostały one wydane pierwotnie przez Kulturę Paryską w 1961 roku. Większość utworów poświęcona jest literaturze z kilkoma wyjątkami, z których najciekawszymi wydają się dwa wspomnienia dotyczące dawnej Warszawy. Pierwszy Dzieci Warszawy w początkach XX stulecia opowiada o latach szkolnych autora w zaborze rosyjskim zahaczając o temat rusyfikacji dzieci i młodzieży. Drugi Wronia i Sienna daje barwny obraz kryzysu końca lat dwudziestych w robotniczych dzielnicach stolicy. Co uderza przy czytaniu wszystkich esejów to, oprócz przywołania świata już nieistniejącego, przede wszystkim ogromna erudycja autora, a także klarowność wywodu - jeśli tekst zawiera tezę, uzasadnienie jej jest wnikliwe, dokładne i wszechstronne. Nie bez przyczyny też część esejów nosi podtytuł Notatnik niespiesznego przechodnia - jest w nich uważne, zdystansowane przyglądanie się rzeczywistości. Nie są to również utwory pozbawione dyskretnego poczucia humoru i jeszcze bardziej dyskretnych wskazań etycznych. Całość jest znakomita, ale kilka szkiców zrobiło na mnie szczególnie duże wrażenie. Są to: tytułowy Esej dla Kassandry i trzy poświęcone wyłącznie literaturze: Pan Jowialski i jego spadkobiercy, Polacy w powieściach Dostojewskiego i Graniczne punkty sztuki u naturalistów.
Esej dla Kassandry to pierwszy z utworów odwołujących się w tak dużym stopniu do literatury starożytnej. Drugim jest szkic z 1957 roku, zatytułowany Czytając Tukidynesa, w którym Stempowski pokazuje na przykładzie wojny peloponeskiej bezwględną logikę konfliktu między dwiema potęgami i ich państwami satelickimi oraz wpisaną w nią powszechność zdrady i konieczność masowych zbrodni. Można to odczytać, jako bardzo zakamuflowany komentarz do wydarzeń mu współczesnych, czyli zimnej wojny. Wracając do tytułowego dla zbioru eseju, to zaczyna on się od omówienia dialogów między chórem a Kassandrą w Agamemnonie Ajschylosa. W tej sztuce chór reprezentuje opinie większości obywateli i tak zwany zdrowy rozsądek. Kassandra zaś przepowiada przyszłe wypadki (zabójstwo króla Agamemnona) powołujac się na okoliczności powszechnie znane i pokazując tylko ich skutki. Chór nie zaprzecza jej rozumowaniu, ale odnosi się do niego niechętnie, a potem wręcz nie przyjmuje do wiadomości nawet zaistniałych wydarzeń. Ten początek stanowi dla Stempowskiego punkt wyjścia dla przybliżenia sylwetek kilku znanych mu osób, które z wielką trafnością przewidziały we wczesnych latach trzydziestych niektóre wydarzenia II wojny światowej. Z nich najciekawszą wydaje się postać wybitnego historyka, założyciela lwowskiej szkoły historycznej Szymona Askenazego. Są to portrety ludzi znajdujących się na uboczu, dla których zdolność do przewidywania, czy też precyzyjniej mówiąc, wyciągania wniosków z dziejących się zdarzeń stała się ciężarem. Ciąży im bezużyteczność ich wiedzy, która wydaje się nikomu niepotrzebna. Dramat Kassandry, przedstawiający bezsilność wszystkich proroków, jak twierdzi Stempowski, jest zjawiskiem stałym, ciągle się powtarzającym na przestrzeni dziejów.
Pan Jowialski i jego spadkobiercy to studium o śmiechu, a właściwie o pewnym rodzaju śmiechu i jego konsekwencjach na przykładzie sztuki Fredry. Esej zaczyna się od odparcia zarzutu o nadinterpretację - przeczytać trochę więcej niż napisał autor jest stałą funkcją czytelnika utrzymującą złudzenie wiecznie nowego bogactwa starej litertury. Tematem Pana Jowialskiego są wybryki i dziwactwa tytułowego starego szlachcica, który obraca w żarty wszystkie dziejące się wokół niego sprawy, sypiąc bez przerwy anegdotkami i przysłowiami. Śmiech jest jego sposobem życia, który narzuca własnej rodzinie. Jak pisze Stempowski, motywem działania głównej postaci sztuki zdaje się być twierdzenie: świat jest śmieszny i stworzony dla naszej zabawy. Istnieje jednak ciemna strona śmiechu pana Jowialskiego, zaczynając od okoliczności, w których utwór został napisany i szczegółów biograficznych dotyczących Aleksandra Fredry. Komedia powstała w ostatnich miesiącach albo zaraz po upadku Powstania Listopadowego. Z rozmiarów klęski Fredro musiał sobie doskonale zdawać sprawę, jako były żołnierz. Nawiasem mówiąc, funkcje, które pełnił kiedyś w wojsku napoleońskim rzucają też ponure światło na fraszkę o kacie z aktu drugiego sztuki. Następnie esej Stempowskiego sięga w jeszcze mroczniesze rejony, by stopniowo, po drodze przywołując, między innymi, Szespira i Swetoniusza, przekształcić się w wyrafinowaną, niemalże filozoficzną rozprawę o relacji człowiek - świat. Opowiada ona, bardzo upraszczając, o tym, że śmiech z jednej strony jest wyrazem bezsilności wobec nieprzeniknionej i pozbawionej sensu rzeczywistości, z drugiej strony jako pewien gest zasadniczy wobec świata pociąga za sobą konieczność inscenizowania komizmu, co niesie konsekwencje, na przykład w postaci pogardy czy okrucieństwa.
Polacy w powieściach Dostojewskiego. Polacy nie występują w żadnej powieści rosyjskiego pisarza na pierwszym planie, ale we wszystkich przedstawieni są jako postacie negatywne i żałosne. Stempowski w tym eseju poszukuje odpowiedzi na pytanie, dlaczego ich obraz jest tak stronniczy. Zaczyna od dokładnego przyjrzenia się najbardziej oczywistym uzasadnieniom, sięgającym także po osobiste doświadczenia Dostojewskiego (spotkał on Polaków w czasie swojego pobytu na katordze), by podsumować je w ten sposób: Ani zatem względy artystyczne, jakimi mógł powodować się Dostojewski, ani względy wynikłe z jego opinii politycznych i doświadczeń osobistych, ani każdy wzięty oddzielnie, ani wszystkie razem nie objaśniają całkowicie i konsekwentnie, chociażby tylko hipotetycznie, dlaczego autor "Biesów" w swych powieściach przedstawiał Polaków w sposób tak szczególnie jednostronny, okrutny i być moze nawet nienawistny. Brak odpowiedzi każe Stempowskiemu przyjrzeć się bliżej twórczości wielkiego pisarza. Sięga więc on po dziewiętnastowieczną krytykę rosyjską, która twierdziła, że nie można na podstawie powieści Dostojewskiego odtworzyć żadnego wiarygodnego obrazu życia i społeczeństwa rosyjskiego, że element konstrukcyjny przeważa w nich nad obserwacją rzeczywistości, oczywiście dalej mieszcząc się w ramach realizmu i dotyczy to także sposobu w jaki budowane są postacie. Przewaga konstrukcyjnych elementów służy przekazowi idei moralnych, żywo obchodzących Dostojewskiego. Treść tych idei nie jest łatwa do sformułowania, jak pisze Stempowski, ale na pewno w ich centrum znajduje się: wielka sprawa upokorzonych i podeptanych, upośledzonych i koślawych, odtrąconych od uczty życia, pędzących nędzny i niegodziwy żywot w pomroce Podziemia. Podążając tym tropem, Stempowski analizuje szczególnie uważnie epilog Zbrodni i kary, bo tu zdaje się przekonania moralno-filozoficzne Dostojewskiego są najwyrażniej ukazane. I dopiero na tle jego idei moralnych, czerpiących z chrześcijaństwa, ale też od niego się różniących, jak udowadnia Stempowski, można szukać objaśnień, dlaczego Polacy pokazani są tak, a nie inaczej w jego powieściach.
Graniczne punkty sztuki u naturalistów to pierwszy z dwoch szkiców poswięconych prądom literackim. Drugim jest Chimera jako zwierzę pociągowe, opowiadający o futuryzmie i jego bardzo zaskakujących aspektach użytkowych. Bliższe przyjrzenie się francuskiemu naturalizmowi pokazuje pewne paradoksy kryjące się w twórczości pisarzy tego nurtu. Według powszechnie znanych założeń powieści naturalistyczne charakteryzowały się dokumentalizmem - starały się być fotograficznym opisem rzeczywistości, skupiały się na problematyce społecznej, często bohaterami byli ludzie pochodzący z niższych warstw społecznych czy marginesu i ich codzienna egzystencja. Stempowski pokazuje drugą, a może lepiej powiedzieć głębszą, stronę naturalizmu. Wskazuje, po pierwsze, na bliski związek tej literatury ze sztukami plastycznymi. Wpływ sztuk plastycznych nie ograniczał się do podnoszenia znaczenia dokumentacji i obserwacji, czy opisów natury wzorowanych na malarstwie. Naturaliści przenieśli z malarstwa do literatury rzecz, być może, znacznie ważniejszą, a mianowicie pojęcie o autonomicznej wartości artystycznej dzieła. Stawiana ona była, wbrew pozorom, wyżej niż zaangażowanie społeczne. Najlepiej odzwierciedla to ostra krytyka jednej z powieści Zoli przez przedstawiciela poprzedniej epoki, romantyzmu, Victora Hugo, którą Stempowski przytacza. Po drugie, inaczej niż poprzednicy i następcy rozumieli doniosłość sztuki i jej miejsce w hierarchii rzeczy. I stawiali ją bardzo wysoko, jak pokazuje przykład Flauberta. Stempowski pisze, że już pierwsza odnaleziona wersja Pani Bovary spełniała założenia szkoły naturalistycznej, a przecież do druku poszła wersja trzecia, drobiazgowo i perfekcyjnie dopracowana, bo zagadnienia stylu były dla Flauberta ogromnie ważne. Mamy tu do czynienia z tym, co Edmond de Goncourt trochę żartobliwie nazywa religią literacką i co Flaubert bardziej poważnie nazywa religią piękna (...). Podobne tony wybrzmiewają w liscie przytoczonym w innym eseju (Kłopoty recenzenta muzycznego ) u Maupassanta, także przestawiciela naturalizmu, który zwykł twierdzić, że pisze wyłącznie dla pieniędzy. Znajduje się tam nastepujący fragment: Doznaję czasami krótkich, dziwnych i gwałtownych objawień piękna, piękna nieznanego, nieuchwytnego, zaledwie zdradzającego się w pewnych słowach, widokach, zabarwieniech świata, pewnych sekundach... Nie potrafię go ani dać poznać innym ani wyrazić, ani opisać. Zachowuje je dla siebie. Nie mam innej racji bytu, innej przyczyny dalszego trwania.
czwartek, 6 marca 2025
"Zamach" Harry Mulisch
Nienawiść to ciemność, to, co niedobre. Choć przecież musimy nienawidzić faszystów i to akurat jest dobre. Jak to właściwie możliwe? Ależ tak, to dlatego, że nienawidzimy ich w imię światłości, podczas gdy oni nienawidzą tylko w imię ciemności. My nienawidzimy nienawiści, dlatego nasza nienawiści jest lepsza niż ich. Ale dlatego nam bywa trudniej niż im. Dla nich wszystko jest bardzo proste, a dla nas skomplikowane. Po to, żeby ich móc zwalczać, powinniśmy się trochę do nich upodobnić, trochę przestać być sobą, podczas gdy oni nie mają z tym żadnych trudności; potrafią nas niszczyć bez najmniejszych skrupułów. My musimy najpierw trochę zniszczyć samych siebie po to, żeby niszczyć ich. Oni nie, oni mogą zwyczajnie pozostawać takimi, jakimi są, dlatego są tacy silni. Ponieważ jednak nie ma w nich żadnej światłości, to w końcu przegrają. Tylko że my musimy przy tym uważać, żeby się za bardzo do nich nie upodobnić i żebyśmy się sami zza bardzo nie zniszczyli, bo wtedy ostatecznie oni zwyciężą...
niedziela, 2 lutego 2025
"Pieśń prorocza" Paul Lynch
poniedziałek, 27 stycznia 2025
"Imiona" Fleur Jaeggy
Fleur Jaeggy urodziła się w Szwajcarii w 1940 roku, po studiach przeprowadziła się do Włoch, gdzie zamieszkała na stałe. Tworzy w języku włoskim. W Polsce ukazały się jej mikropowieści, eseje, tomiki opowiadań, w tym też ostatni Jestem bratem NN z 2014 roku. Jest to zbiór dwudziestu utworów, którego jeszcze nie skończyłam. Mimo to, chciałabym napisać o kilku z nich, a zwłaszcza o tym jednym, które zrobiło na mnie największe wrażenie, zatytułowanym Imiona.