Jak to się jednak stało, że szczyty i roztaczające się z nich widoki z taką mocą zawładnęły wyobraźnią tak wielu ludzi? Albo jak to ujął Tennyson w tonie lekkiego braku zrozumienia: "Jaką przyjemność można czerpać z wysokości (...) z wysokości i zimna?"
Góry. Stan umysłu to znakomita książka na pograniczu osobistego eseju i literatury popularnonaukowej, będąca próbą zrozumienia relacji człowiek - natura i tego, jak kształtowała się ona na przestrzeni wieków. Robert Macfarlane stara się odpowiedzieć na pytania, czego ludzie szukają wspinając się na szczyty. Co jest takiego fascynującego w stertach kamieni i lodu? A przede wszystkim, jak to się stało, że góry postrzegane, jako uciążliwa przeszkoda w
podróży, ewentualnie siedziba bóstw i demonów, której należy unikać,
stały się zbiorową fascynacją w kulturze zachodniej i zmiana ta nastąpiła w ciągu zaledwie ostatnich dwóch stuleci.
Pierwszy rozdział książki jest zatytułowany, jakże znacząco, Opętanie i opowiada o zafascynowaniu pisarza relacjami z wypraw górskich - książkami znalezionymi
w czasie wakacji w domu dziadków. Najbardziej do jego nastoletniej wyobraźni przemawiały zapisy z pierwszych prób zdobycia Mount Everestu na początku XX wieku przez George'a Mallory'ego, podróżnika, mającego na punkcie tej góry obsesje. W ostatnich rozdziałach swojego eseju Robert Macfarlane przedstawia szczegółowy opis tych pierwszych wypraw w Himalaje, tworząc klamrę spinającą jego książkę. Góry. Stan umysłu mają bowiem znakomitą, uporządkowaną, kompozycję. Są też bardzo erudycyjne, oparte o bogate, choć
w przeważającej mierze brytyjskie, źródła zarówno historyczne, jak i literackie. Autor stara się przedstawić fascynację górami wieloaspektowo. Wpisuje
to zjawisko w
szerszy kontekst, ustalając jego związki z epoką odkryć
geograficznych i podbojami kolonialnymi, szczególnie zaś z
rozwojem nauki. XIX wiek to bowiem stulecie gwałtownego rozwijania się geologii. Przełomem było odkrycie istnienia epoki lodowcowej, a jeszcze większym długiego wieku Ziemi, co pozwoliło inaczej spojrzeć na krajobraz - góry zaczęły być wielką kamienną księgą, dzięki której można sięgnąć w niewyobrażalnie daleką przeszłość. Znaczącym faktem w zmianie nastawienia do gór było także to, że pod koniec wieku XVIII zmieniły się pojęcia
filozoficzno-estetyczne w postrzeganiu piękna, czego najlepszym
przykładem jest wymyślenie kategorii wzniosłości, oznaczające zachwyt nad
obiektami budzącymi grozę. Zmieniło to stosunek do postrzegania dzikiego
krajobrazu i ryzyka - uwidoczniła się bardziej potrzeba sprawdzenia się, odkryto, a właściwie szeroko opisywano strach, który przynosi przyjemność. Pojawiła
się idea pięknego widoku - możliwości spojrzenia z góry na
świat, niemal z boskiej perspektywy, sprawiająca, że uwielbienie dla
wysokości stało się z czasem automatyczną
reakcją, raczej nieoczywistą w wiekach wcześniejszych. Wyprawy w góry zaczęły być też szeroko relacjonowane przez prasę, książki, co w sposób zrozumiały spowodowało rozprzestrzenianie się opętania górami. Wszystko powyżej to przykłady głównych przyczyn, omówionych szeroko w książce, a zmieniających podejście do
gór.
Chociaż
w eseju Roberta Macfarlane nie brak zajmujących, czasami drastycznych w szczegółach, opisów zdobywania szczytów, będących zarówno relacjami przeżyć autora, jak i prezentacją mniej lub bardziej znanych górskich wypraw, to jednak w jego książce przede wszystkim, zgodnie z jej podtytułem,
chodzi o stan umysłu, o przedstawienie historycznej zmiany świadomości i idącej za nią zmiany kultury. Jak się wydaje, Robert Macfarlane także chce swoim pisaniem dołożyć cegiełkę do jeszcze innego sposobu myślenia o górach. Zakończenie bowiem można odczytać nie tylko, jako osobiste wyznanie autora, lecz postulat wyrażający pragnienie, aby w wędrówkach po górach bardziej chodziło, nie o wyzwanie czy rywalizację, a pewien rodzaj doświadczania świata. Pisze tak:
Co
najważniejsze, góry wzmagają w nas zachwyt. Prawdziwym
błogosławieństwem gór nie jest stawianie wyzwań czy pobudzanie do
rywalizacji, nie są one czymś, co należy pokonać i zdominować. Dają nam
coś o wiele szlachetniejszego i nieskończenie potężniejszego: uczą nas
dostrzegać piękno - czy to będą ciemne wiry, w jakie woda układa się pod
taflą lodu, czy delikatność mchu porastającego osłonięte od wiatru
części głazów i drzew. Przebywanie w górach rozbudza w nas na nowo
zachwyt nad najprostszymi procesami świata fizycznego: płatek śniegu
(...) pada na wyciągniętą dłoń, woda cierpliwie żłobi rowek na
powierzchni granitu, kamień bez powodu toczy się po piargu. Dotknąć
fałdów i karbów pozostawionych przez nieistniejący już lodowiec,
usłyszeć, jak zbocze góry ożywa od spływającej po deszczu wody, zobaczyć
późnym latem światło zalewające pejzaż niczym wody z niewyczerpanego
zbiornika - żadnego z tych doświadczeń nie nazwiemy błahym. Góry
przywracają nam bezcenną zdolność do zachwytu (...)
Ja może nie jestem górskim fanatykiem, ale wielbicielem już tak - bardzo cenię sobie górskie, piesze wędrówki. Górskie szczyty rzeczywiście mają w sobie coś hipnotyzującego - uzmysławiają nam potęgę przyrody, naszą własną małość, wreszcie zapewniają piękne widoki ;)
OdpowiedzUsuńTak, góry mają same w sobie coś przyciągającego. Robert Macfarlane zaś w swojej książce udowadnia, że kultura, w której żyjemy, jeszcze nas dodatkowo w tym zachwycie nad górami utwierdza. Myślę, że skoro lubisz górskie wędrówki to ta książka Ci się spodoba :)
Usuń