V. Najlepsze książki non fiction:
1. Mój wiek Aleksander Wat. Podtytuł Pamiętnik mówiony
dobrze oddaje formę tej książki. Są to spisane wywiady przeprowadzone z
autorem przez Czesława Miłosza najpierw w Berkeley, potem w Paryżu.
Aleksander Wat w latach dwudziestych był futurystycznym poetą. Facynacja
komunizmem sprawiła, że na początku lat trzydziestych zaczął wydawać
skrajnie lewicowe pismo. Wybuch wojny skłonił go do ucieczki do Lwowa,
gdzie został aresztowany przez Sowietów. Tak zaczęła się jego tułaczka
po więzieniach rosyjskich. Zaliczył ich w sumie trzynaście wliczając w
to przedwojenne więzienie w Polsce i kilka przejściowych. Pracował też
dla delegatury rządu lodyńskiego w Kazachstanie podczas krótkiej odwilży
w stosunkach polsko-radzieckich po podpisaniu paktu Sikorski-Majski. Mój wiek to zapis tych przeżyć, niezwykłe świadectwo mrocznej epoki. Wat pisze o sobie tak: Ale chociaż autor nie uprawia polityki ona była jego losem. A potem dodaje: Autor
nie jest politykiem, to znaczy tym, który historię czyni. Ani
historykiem, który opisuje czyny historyczne. Jest poetą, a mówiąc to,
nie ma na myśli obojętnego zapewne faktu pisania wierszy, ale że w
pewien specyficzny sposób przeżywa wszelkie przeżycia, więc także
dzianie się Historii; w pewien specyficzny sposób wiąże zjawiska, fakty i
rzeczy oraz wyraża się specyficznie. To bycie przez Wata poetą jest bardzo widoczne w Moim wieku, w jego zdolności do tworzenia niezwykle plastycznych obrazów wydarzeń, które zapadają w pamięć i długo zostają z czytelnikiem.
2. Eseje dla Kassandry Jerzy Stempowski. Aleksander Wat w swoich wspomnieniach przywołuje Jerzego Stempowskiego tylko w jednym zdaniu, ale jakże znaczącym: On wie wszystko.
W każdym z esejów zamieszczonych w powyższym zbiorze widać tę ogromną
wiedzę i erudycję autora. Jeśli nie całość, to polecam chociaż te
omówione krótko we podlinkowanym wpisie szkice. Rzecz charakterystyczna: o sobie Stempowski pisze rzadko, raczej wspomina tak jakby przy okazji,
jak w eseju Rubis d'orient:
Drogie
kamienie dostarczały poetom niezliczonych metafor, ale ich związek ze
słowem nie kończy się na tym. Słowo bezcenne, mieniące się barwami tęczy
było odwiecznym ideałem piszących. Wyrażenie "szlifować wiersze" datuje
się z starożytności klasycznej. (...) Między szlifowanym słowem i
drogim kamieniem istnieje nadto głębokie powinnowactwo funkcjonalne.
Zmuszony do spędzenia zimowych miesięcy 1939-1940 samotnie w
nieoświetlonym budynku, spostrzegłem wkrótce, że z dwóch porzuconych
bibliotek i życia spędzonego na czytaniu pozostało mi właściwie tylko
to, co zachowało się w mojej zawodnej, spłukanej różnymi kataklizmami
pamięci. W zimowe wieczory, oświetlone tylko żarzącym się w uchylonych
drzwiczkach pieca drzewem, usiłowałem zrobić inwentarz rzeczy
pamiętanych. Przez długi czas słyszałem tylko fragmenty muzyki. Potem
dopiero w tej płynnej materii zaczęły się ukazywać słowa. Zrazu były to
same fragmenty wierszy lub napisów lapidarnych. O porządku ich
ukazywania się z niepamięci decydował nie bliższy lub dalszy język, ale
oszlifowanie słów, ich kadencja lub przeznaczenie do wiecznego trwania
na kamiennych płytach. Te pierwsze lśniące w nocy słowa były jak drogie
kamienie, które w razie klęski można zamienić na konia lub bezpieczne
ukrycie. Stało się wówczas dla mnie jasne, że w nich leży moja jedyna
szansa życia i odnowienia się z popiołów przeszłości.
VI. Książki, których nie skończyłam, ale mam zamiar do nich wrócić:
1. Mleczarz Anna Burns.
Rzecz dziejąca się w latach siedemdziesiątych w Irlandii Północnej, w
czasach okresu zwanego Kłopotami. Powieść ma formę monologu młodej
dziewczyny, która wpada w oko dużo starszemu członkowi organizacji
paramilitarnej. Jest to utwór, w którym raczej niewiele się dzieje. Jak
się zdaje, skupia się on na tym, jak sytuacja polityczna odbija się na
życiu codziennym i psychice Irlandczyków.
2. Szlaki Robert Macfarlane. Książka opowiada o pieszym wędrowaniu zapomnianymi szlakami. Sięgnęłam po nią, bo bardzo podobały mi Góry tego autora. Tu udało mi się przeczytać tylko początek traktujący o wędrówce po Anglii.
3. Biała elegia Han Kang. Tematem przewodnim książki jest biel. To rodzaj medytacji o stracie, smutku i żałobie.
VII. Punkt specjalny mówiący o tym, co skończyłam, a zazwyczaj nie kończę, czyli o tomach opowiadań. Udało mi się przeczytać dwa. Pierwszym był Jestem bratem NN Fleur Jaeggy, zaczęty jeszcze w roku 2024. Drugim kiedyś, bardzo dawno temu, czytany wyrywkowo zestaw opowiadań Camilleriego Pomarańczki komisarza Montalbano. Najlepsze utwory ze tego zbioru to: Jak twiedzi Pessoa, Mucha schwytana w
locie, "Mój drogi Salvo"... "Kochana Livio"..., Montalbano odmawia.
VIII. Rozczarowania:
1. Pieśń prorocza Paul Lynch.
O książce powstał osobny wpis z uzasadnieniem, dlaczego mi się nie
podobała. Cieszy się ona jednak dużą popularnością i dobrymi opiniami,
więc najlepiej spróbować samemu.
2. Śmierć w jej dłoniach Otessa Moshfegh. To
powieść, w której trudno określić mi jej wady. Po przeczytaniu
po prostu zostałam z poczuciem braku satysfakcji czytelniczej. Pomysł
wyjściowy jest bardzo intrygujący. Vesta jest starszą panią, która po
śmierci męża sprzedała wszystko i przeprowadziła się na drugi koniec
kraju, aby zamieszkać w domu nad jeziorem. Pewnego razu, w czasie
spaceru z psem znajduje w lesie kartkę. Napisane jest na niej, że ktoś
zabił dziewczynę o imieniu Magda. Zaintrygowana Vesta zaczyna własne
śledztwo. Jest coś ogromnie fascynującego w obserwowaniu, jak właściwie z niczego
Vesta buduje sobie całą historię Magdy, jak jej umysł pogrąża się w
obsesji z jednej strony, a z drugiej cały proces śledztwa prowadzi ją do
odkrycia pewnych rzeczy z własnej przeszłości. Gdzie więc są wady? Może
powieść jest zbyt długa i dobrze by jej zrobiło skrócenie pewnych
części. Możliwe, że ma zbyt wolne tempo (choć przecież pasuje ono do
trybu życia starszej osoby). Niewykluczone, że zbyt dużo w tej książce
historii Magdy, a zbyt mało przeszłości Vesty, bo te fragmenty czytało
mi się z największym zainteresowaniem.
3. Tożsamość Milan Kundera. Powiedzmy
sobie to od razu: jest to książka wybitna, ze względu na wyjątkową
trafność zamieszczonych w niej refleksji i spostrzeżeń, a także w pełni
zrealizowany, jak się zdaje, zamiar autora. Chantal i Jean-Marc to
małżeństwo w wieku średnim, każde na swój sposób przeżywa kryzys
związany ze starzeniem. Chantal zaczyna wątpić w swoją atrakcyjność,
więc mąż, aby jej pomóc wysyła anonimowe listy miłosne. Sam zaś
odczuwa silną nostalgię za czasami młodości, gdy wiele rzeczy wydawało
się możliwe: (...) wyobrażałem sobie życie przede mną jako drzewo. Nazywałem je wówczas
drzewem możliwości. tylko przez krótką chwilę można widzieć w ten sposób
swoje życie. Później wydaje się ono drogą narzuconą raz na zawsze,
jakby tunelem, z którego niepodobna wyjść.
Tematem
badanym przez powieść, zgodnie z tytułem, jest tożsamość, jej zmiany
związane z czasem, rodzaje tożsamości, jakie wykształcamy sobie z
związku z pełnionymi rolami społecznymi. Pytania,
jakie książka, miedzy innymi, stawia to, czy tożsamość może być nam
narzucona, czy i jak możemy ją wybrać sami. A może
świadome ja to tylko złudzenie, a nasze życie to nic więcej niż
biologia. A propos złudzenia, to fantazje, sny, może nawet halucynacje
stanowią ważną część tej książki.
W Sztuce powieści Kundera
pisze tak: Narracja oniryczna. Powiedzmy raczej: wyobraźnia, która, po
uwolnieniu się spod kontroli rozumu, od troski o prawdopodobieństwo,
porusza się po krajobrazach nieosiągalnych dla racjonalnej refleksji.
Sen jest tylko wzorem tego rodzaju wyobraźni, a uważam ją za największą
zdobycz nowoczesnej sztuki. Lecz w jaki sposób włączyć wyobraźnię
niekontrolowaną w powieści, która winna być, z samej swej definicji,
przenikliwym badaniem egzystencji? Jak połączyć rzeczy tak różnorodne?
Ta książka jest przykładem, że można zrobić to znakomicie i użycie
przez Kunderę elementów onirycznych, to umiejętne zacieranie
granicy między jawą a snem, na pewno pozwoliło pisarzowi dotknąć głębiej
wybranych kwestii, oświetlić je z różnych perspektyw. Problem w tym, że
nie lubię takiego zabiegu narracyjnego, a tutaj drażnił mnie wyjątkowo.
Powrót do prozy Kundery po latach uważam więc za średnio udany.
Bardzo ciekawe zestawienie. Ja akurat bardzo lubię "Tożsamość", choć świetnie rozumiem Twoje odczucia.
OdpowiedzUsuńMnie również podobał się "Mój wiek", jakkolwiek po zeszłorocznej lekturze "Braci Karamazow" mam wrażenie, że Wat pozostaje (i chyba pozostanie) dla mnie przede wszystkim znakomitym tłumaczem. :)