poniedziałek, 25 listopada 2019

"Lincoln w Bardo", George Saunders

  Osią historii George Saundersa, wokół której rozgrywają się wszystkie wydarzenia w powieści, jest śmierć dwunastoletniego syna prezydenta Abrahama Lincolna. Zrozpaczony ojciec spędza noc na cmentarzu czuwając w krypcie przy zwłokach dziecka. Książka jest rozpisaną na wiele głosów opowieścią o tym czuwaniu, przedstawioną z niezwykłej perspektywy, głównie z punktu widzenia osób zmarłych, znajdujących się w stanie zawieszenia między tym a tamtym światem.

Lincoln.
  George Saunders opowiadając o swoim pomyśle na tę książkę, twierdzi, że nie chciał napisać klasycznej powieści historycznej o powszechnie znanej postaci. To byłoby zbyt oczywiste, bo: W Stanach wszyscy znają Lincolna. Lincoln jest jak Jezus. Mój kłopot z dziełem Saundersa polega właśnie na jego głębokim osadzeniu w konkretnym momencie historycznym (akcja dzieje się w lutym 1864 roku, w czasie wojny secesyjnej), i wpisaniu powieści mocno w kontekst kultury amerykańskiej. Przy tworzeniu postaci historycznych w literaturze możliwe jest kilka podejść. Pisarz może założyć, że czytelnik ma, nie tyle duży zasób wiadomości, ale jakiś stosunek do postaci historycznej, albo mu tej wiedzy i to wiedzy silnie związanej z emocjami dostarczyć. George Saunders zakłada, że czytelnik zna się na rzeczy i ma określone emocjonalne nastawienie do Abrahama Lincolna, wojny secesyjnej, i swoją opowieścią dokłada jeszcze jedną cegłę do istniejącego w kulturze obrazu Abrahama Lincolna. Dla czytelnika nieamerykańskiego, nawet posiadającego podstawowe informacje o prezydencie Stanów Zjednoczonych, cały kulturowy kontekst i to jak historia Saundersa się do niego odnosi, i co z tego wynika, może być nieczytelne (na przykład: czy żałoba prezydenta wpłynęła na przebieg wojny?) Nie pomagają zamieszczone w powieści autentyczne opinie o wyglądzie Lincolna i o nim samym, jako polityku. Nie budzą zaangażowania. Są nużącymi partiami książki, prawie równie męczącymi jak fragmenty opowiadające o wielkim przyjęciu, które wydali państwo Lincolnowie. Abraham Lincoln, tytułowy bohater, wydaje się zbędny jako postać historyczna w tej opowieści i łatwy do zastąpienia. Mógłby być fikcyjną osobą: ojcem, który stracił swoje dziecko.

Bardo.
 Jeśli nawet w książce zawodzi jej warstwa historyczna to wszystko inne już nie, poczynając od formy powieści. Jej mistrzostwo objawia się na wiele sposobów: chór kilkudziesięciu przeplatających się głosów, każdy obdarzony własnym językiem, opowiadający swoją historię. A wszystko to tworzy oszałamiającą, wieloznaczną i w niezwykły sposób spójną całość. Fenomenalne, robiące wielkie wrażenie i budzące wzruszenie jest też połączenie szorstkości i czułości, groteski i współczucia. Rzecz dzieje się na cmentarzu, w tytułowym Bardo, czyli w przestrzeni pośredniej, będącej przystankiem po śmierci przed następnym wcieleniem lub odejściem do innego świata. Przebywający na cmentarzu umarli, którzy zatrzymali się między światami, są żałośnie śmieszni w zaprzeczaniu faktowi własnej śmierci, jak również groteskowi w swych pośmiertnych formach. Ale historie jakie wyłaniają się z ich dialogów i opowieści są bardzo przejmujące. Ukazują się w nich: życia przerwane nagle, pozbawione spełnienia, pozostawieni bliscy, życia zmarnowane nałogiem czy na własne życzenie, piękno zostawionego dobrowolnie świata odkrywane teraz jako wspomnienie najprostszych rzeczy; dzieci, które nigdy nie dorosły. I narastająca świadomość, że wtedy można było jeszcze coś zrobić, a obecnie już wszystko skończone. Stąd stan zawieszenia, smutku, troski, jak w przypadku kobiety, która chciała podróżować i nigdy nie było jej to dane, dla której córki były Rzymem, Paryżem i Konstantynopolem - a teraz dręczy ją, że nie może się o nie zatroszczyć. Są też gorsze niespełnienia będące wynikiem braku wolności, życia ludzkie przepadłe z powodu niesprawiedliwości, przemocy, cierpienia zadanego przez innych. Jednym słowem, wszystko, co mogło być, ale nigdy nie zaistniało. Przybycie Abrahama Lincolna na cmentarz uruchamia swoisty proces nawiązania więzi między zmarłymi a żywym. Sceny końcowe powieści. bardzo wieloznaczne, zdają się mówić w ten charakterystyczny dla autora, ciepło-ironiczny sposób, że pragnienie bycia wolnym jest fundamentalne, i że nawet gdy głosy duchów milkną, jakaś ich cześć nie ulega zatarciu i przeszłość jest zawsze obecna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.