Solaris podejmuje jeden z głównych tematów literatury science fiction: kontakt z obcą cywilizacją, chociaż lepszym określeniem w tym przypadku będzie: z inną formą rozumnego życia i czyni to w sposób olśniewający. Jest to najsłynniejsza książka Lema i nie bez powodu. Fascynująca w tej powieści jest jej głębia, złożoność, podatność na różne interpretacje, ujawniająca się zwłaszcza przy kolejnych lekturach.
Akcja Solaris rozgrywa się w epoce intensywnego badania
kosmosu. Solaris jest planetą krążącą wokół dwóch gwiazd pokrytą
plazmatycznym oceanem. Przyciąga uwagę naukowców, gdy okazuje się, że ocean reguluje orbitę po której krąży planeta. Po odkryciu tego faktu pytania zaczynają się mnożyć. Jak to robi? Czy ocean jest formą rozumnego życia zdolną do działań na skalę kosmiczną? Czy można z nim nawiązać kontakt? W momencie rozpoczęcia
powieści poszukiwania rozwiązania zagadki Solaris trwają już przeszło sto lat.
Biblioteki puchną od naukowych książek poświęconych najróżniejszym hipotezom. Pełne są opisów tajemniczej twórczości oceanu, który ze swojej plazmy buduje piękne, niesamowite konstrukcje, ponazywane i sklasyfikowane przez ludzi (symetriady, mimoidy), choć ich znaczenie, czy cel powstania pozostaje nieznany. Powieść rozpoczyna się przybyciem jednego z badaczy, Kelvina, na istniejąca na Solaris stację badawczą. Stacja zdaje się być zaniedbana i
pogrążona w chaosie. Spotkany przez Kelvina inny członek załogi Snaut jest pijany i przerażony, na pograniczu ataku paniki. Jedyne, co udaje się
Kelvinowi z niego wydobyć to dziwaczne ostrzeżenia: Gdybyś zobaczył kogoś innego... To... nie rób nic. (...) Zachowuj się, jakby... bądź przygotowany na wszystko. (...) Nie... atakuj. Wkrótce okazuje się, że inny uczestnik grupy badawczej na Solaris popełnił niedawno samobójstwo.
Solaris to na pewno powieść o tym, że potrzeba poznania jest istotą człowieczeństwa. Człowiek dąży do poszukiwania odpowiedzi na
wszystko, co jeszcze nieodgadnione. Tragizm polega na tym, że poznanie czy zrozumienie leży poza zasięgiem ludzkich możliwości. Książka świetnie pokazuje bezradność ludzi wobec innej formy życia, zawodność nauki, to, że mimo starań, nie da się wyjść poza to, co ludzkie:
Człowiek zabiera ze sobą na podbój kosmosu cały balast ziemskich wspomnień. Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego
granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak
biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. Jesteśmy humanitarni i
szlachetni, nie chcemy podbijać innych ras, chcemy tylko przekazać im
nasze wartości i w zamian przejąć ich dziedzictwo. Mamy się za rycerzy
świętego Kontaktu. To drugi fałsz. Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie
potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z
innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy. Chcemy
znaleźć własny, wyidealizowany obraz; to mają być globy, cywilizacje
doskonalsze od naszej, w innych spodziewamy się znowu znaleźć wizerunek
naszej prymitywnej przeszłości. Tymczasem po drugiej stronie jest coś,
czego nie przyjmujemy, przed czym się bronimy, a przecież nie
przywieźliśmy z Ziemi samego tylko destylatu cnót, bohaterskiego posągu
Człowieka! Przylecieliśmy tu tacy, jacy jesteśmy naprawdę, a kiedy druga
strona ukazuje nam tę prawdę — tę jej część, którą przemilczamy — nie
możemy się z tym zgodzić.
Przy powtórnej lekturze, gdy już nie czyta się łapczywie, by dowiedzieć się co dalej, uderza, jak bardzo początek powieści jest niepokojący. Gdy wzburzony enigmatycznością Snauta Kelvin wybucha: Kogo mogę zobaczyć? Ducha? - w pewnym sensie ma rację. Solaris czerpie pełnymi garściami z konwencji horroru. To też historia o nawiedzonym domu w odludnej okolicy, gdyż nie ma nic bardziej odizolowanego niż stacja kosmiczna; z takimi rekwizytami jak: poczucie bycia obserwowanym przez złowrogą, nieokreśloną siłę, klasycznym motywem klamki, która się porusza i przytrzymuje się ją z całej siły, aby coś nie weszło do pokoju, z wątkiem szaleństwa, kiedy myśli się, że oszalało się na widok dziejących się niezrozumiałych rzeczy i przeprowadza się próby, aby sprawdzić, czy rzeczywistość nie jest jedną wielką halucynacją.
Przy drugim czytaniu zwróciłam uwagę jeszcze na dwie rzeczy. Po pierwsze, wcześniej mi to umknęło, że
wszystko, co się wydarza na Solaris jest konsekwencją złamania
obowiązujących zasad etycznych i prawa. Naukowcy przeprowadzają
nielegalny eksperyment, łamiąc przy tym konwencję, która zabraniała im
stosowania takich metod w stosunku do istot żyjących i świadomych, jakim
niewątpliwie jest ocean. Po drugie jak bardzo jest to książka o pamięci. Dokładnie o pamięci niechcianej przywołującej straszne wydarzenia, tragedie, rzeczy wstydliwe, które bohaterowie książki chcą wymazać ze swojego umysłu, a one tak czy inaczej powracają. Na Solaris w sensie bardzo dosłownym, chociaż są brutalnie zabijane, następnego dnia zjawiają się ponownie. Są jeszcze inne pytania stawiane przez powieść a zawarte w opowiedzianej tu bardzo zawikłanej historii miłosnej, na przykład: czy pamiętamy (kochamy) ludzi czy tylko wyobrażenia o nich, ich odbicia w naszej psychice. Czy można odtworzyć tożsamość człowieka? Wspaniała książka, która na zawsze zostaje z czytelnikiem.
_____________
Sposób powstania książki też jest dość niezwykły. Stanisław Lem o pisaniu Solaris opowiadał w wywiadzie rzece Tako rzecze... Lem (tu cytat)
Kiedyś bardzo bałam się wszystkiego, co związane z kosmosem, dlatego twórczość Lema nadrabiam bardzo powoli. "Solaris" to taki klasy, że wciąż mi głupio, że nie znam tej książki.
OdpowiedzUsuńOd "Solaris" zaczęłam czytanie tego autora kiedyś tam, więc też powoli nadrabiam jego twórczość korzystając z okazji Roku Lema.:) Z prozy realistycznej bardzo polecam "Szpital Przemienienia".
Usuń"Szpital Przemienienia" akurat czytałam!
Usuń:)
Usuń"Szpital Przemienienia" to moje odkrycie z początku roku i wydawał mi się mniej oczywistą książką Lema. Na fali entuzjazmu do tej powieści polecam ją na prawo i lewo i czasami jak widać niepotrzebnie.:)
Twórczość Lema to mój ogromny wyrzut sumienia. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się sięgnąć po jego powieści.
OdpowiedzUsuńMożna zacząć od opowiadań albo właśnie od "Solaris". :)
UsuńAch, „Solaris”. Można powiedzieć, że od tej książki (do kompletu z „Niezwyciężonym”) zaczęła się moja miłość do Lema. Powieść czytałem w ramach przygotowań do prezentacji maturalnej i po jej lekturze poczułem się oszołomiony, przytłoczony, ale i zachwycony. Wizja inteligentnego oceanu; "szaleństwo katalogowania" przedstawione, by pokazać jak bezradna może być nauka przy pochwyceniu czegoś, co zupełnie wymyka się ludzkim doświadczeniom; rozważania poświęcone temu, czym właściwie jest człowieczeństwo – to dzieło porusza cały ogrom zagadnień.
OdpowiedzUsuńA drugie czy kolejne podejścia do tego samego utworu, jak widać na Twoim przykładzie, mogą być bardzo wartościowe. Przyznaję, że ja na „Solaris” spojrzałem jako na horror dopiero po obejrzeniu ekranizacji Tarkowskiego.
Zgadzam się, że "Solaris" porusza cały ogrom zagadnień i na tym polega urok tej książki, że za każdą ponowną lekturą można znaleźć w niej coś nowego.
UsuńZ ekranizacji widziałam tę późniejszą. Słabo ją pamiętam, więc chyba nie jest to najlepszy film. Tarkowskiego mam w planach :)