Noc układa się
w polu kiedy księżyc
odchodzi. Głowa w koniczynie
uciszona.
Krótki jest
ten czas ciemności,
dłonie nocy
rozluźnione, długie włosy
rozpuszczone.
Nadspodziewanie wcześnie
pierwszy ptak
budzi się z żałosnym krzykiem. Ruszają
obłoki białej
mgły.
Nagie pod liśćmi ukazują się
kształty świata
uśpione jeszcze. Barwy
wysuwają się powoli zza heliotropu
szukając form do wypełnienia
na dzienne mieszkanie.
Noc
musi wstać i
ruszać, wciąż jeszcze sztywna
i nierozbudzona.
Przełożyła: Julia Hartwig. Źródło: Dzikie brzoskwinie Antologia poetek amerykańskich; Wydawnictwo Sic! Warszawa 2003
Piękne! I wiersz, i fotografia!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń