Zdźwignął las ze swych parnych pod ziemią barłogów
Duszę, wbitą sękami w żywiczne zamęty
Snów o słońcu, wpatrzonym w szprychy smolnych kół....
Szumiąc mrowiem wylęgłym z gniazd wiewiórczych bogów,
Szedł ku mnie - zgrzany wiosną, wielki, uśmiechnięty,
Wzdychający nadmiarem swych jezior i pszczół.
Po długim niewidzeniu - nowych zgróz i mocy
Nabraliśmy, by zejść się w dzień zmowny i jasny,
Pełni zmężnień słonecznych i podziemnych zmian!
Skroś tysiąc nieprzespanych w rozłące północy
Odbity w jego oku - widzę kształt mój własny,
Zieleniący się ptakom, jak daleki łan.
Wiedząc, że wonne burze na oślep się zemszczą
Za to nasze niebiosom widne z chmur spotkanie,
Trwaliśmy - dwie tęsknoty, z nor wypełzłe dwóch!
Jam czekał, aż się moje sny, ku niemu zziemszczą,
Aby w cieniu paproci zrosić swe otchłanie,
A on czekał, aż w nim się rozlegnie mój duch!
I długo my patrzyli w siebie - niezwiedzeni,
Wonią głębin rozkwitłych pojąc się nawzajem,
Zieleniąc się na przemian tajnią swoich szat.
Aż dojrzawszy z kolei gromadę swych cieni,
Gdy nas pierwszy lęk nagłych rozdzielił ruczajem,
Cofnęliśmy się - każde w swą ciemność, w swój świat.
_________
IX część z cyklu "Zielona godzina"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.