poniedziałek, 27 maja 2024

"Hotel ZNP" Izabela Tadra, "Przechodząc przez próg, zagwiżdżę" Wiktoria Bieżuńska, "Siostro" Jaga Słowińska

1. Hotel ZNP Izabela Tadra
 
Hotel ZNP to wielki monolog Belci, która wygłasza go w tytułowym hotelu, brzydkim i obskurnym, ale z pięknym widokiem na Wisłę. Belcia opowiada komuś o swoich związkach z mężczyznami, wplatając w relację o własnym życiu historie zasłyszane od innych. Powieść zaczyna się zdaniem: Moja matka jak zawsze miała rację. Stanowcze i twarde sądy matki brzęczą w głowie Belci nieustannie i przewijają się w tle jak refren. Podobnie, stale obecne są kłopoty Belci z włosami. Belcia cały czas próbuje się dostosować, zawierać za daleko idące kompromisy, co objawia się nieustannymi zmianami fryzury: obcinaniem, farbowaniem, łysieniem i odrastaniem.

W pewien szczególny, gorzki sposób to jest bardzo zabawna książka. Absurd różnych sytuacji, ludzkich zachowań wyciągnięty na plan pierwszy sprawia, że krzywimy usta w czymś przypominającym uśmiech w najbardziej tragicznych momentach. Śmiejemy się, żeby nie płakać. Ta powieść to lustro przystawione do świata, uwypuklające patologię i brzydotę rzeczywistości, pokazujące w wyolbrzymiony sposób, ale przecież jakże prawdziwie, toksyczność i przemoc istniejącą w relacjach międzyludzkich. Znakomita, bardzo specyficzna proza, napisana tak, że od tego monologu nie da się oderwać, z mocnym finałem na koniec.


2. Przechodząc przez próg, zagwiżdżę Wiktoria Bieżuńska
 
Przechodząc przez próg, zagwiżdżę to najstarsza pozycja w tym zestawieniu, bo książka zdążyła już być nominowana do Nagrody Nike w 2023 roku. To opowieść o dorastaniu w rodzinie z problemem alkoholowym w przedstawionych bardzo prawdziwie realiach lat dziewięćdziesiątych, ukazana z punktu widzenia małej dziewczynki. Podobne historie były już wielokrotnie w literaturze opisywane, ale w tej powieści dziecięca perspektywa została przedstawiona z wyjątkową wrażliwością. Autorka ma niezwykły dar trafiania w sedno w pokazywaniu uczuć osamotnionego, dotkniętego przemocą dziecka, którego potrzeby nie są zauważane. Najlepiej widać, jak bardzo niewidzialna jest dziewczynka dla swoich bliskich w scenach, w których obcy ludzie okazują jej odrobinę zainteresowania i serdeczności. Jednocześnie książka pozbawiona jest łatwych ocen. Pokazywana jest bowiem przemoc ciągnącą się przez pokolenia, zagubienie dorosłych, bezradność ojca alkoholika, współuzależnionej matki, zmęczonej babci, uważającej każde małżeństwo za nierozerwalne. Dziecko jest tu bardzo uważnym obserwatorem tej rzeczywistości, chłonie ją jak gąbka i rozumie z niej więcej niż się dorosłym wydaje. Jest też w tej krótkiej powieści pewien ujmujący wątek, mianowicie próby budowania własnego, osobnego świata przez dziewczynkę za pomocą książek wypożyczanych biblioteki:
Losuję książki, jak się ciągnie karty z talii. Gdy czytam, połykam cudze głosy. Jestem jak studnia, w której po drodze giną postaci i wątki, ale zostają dźwięki – odarte z treści echa innej mowy. Budzą się, gdy idę, gdy w myślach opowiadam własne historie, ciągną się obok jak mur lub płot, rozbłyskują jak mysz w trawie, chwilę biegną przy mnie i znikają, wraz z końcem krawężnika.


3. Siostro Jaga Słowińska
 
Siostro to poetycka, zanurzona w przyrodzie baśń o Zuszce. Zuszka miała studnię za matkę, dąb za ojca, a wiatr za babcię. Miała coś i czegoś nie miała, i przez jakiś czas to jej wystarczało. Labadaj, labadaj, labadaj. Aż pewnego dnia Zuszka spotkała na swojej drodze chłopca i zaczęło się ich wspólne życie. 
 
Jest to historia o zatraceniu siebie w miłości i związku. O powolnym stłamszeniu, ale też o zawsze istniejącej potrzebie wolności, która z czasem coraz silniej się odzywa. O budzącym się kobiecym gniewie, który zjawia się za późno i wybucha z wielką siłą pozostawiając za sobą zgliszcza. W końcu o bezradności i próbie odbudowy swojego życia. Książka skupia się głównie na opisach stanów emocjonalnych i są one w ładny, czasami metaforyczny sposób przedstawione. Można mieć lekkie zastrzeżenia do pewnego uproszczenia w prezentowaniu tego, co jest męskie (porządek, władza, panowanie, cywilizacja) a co kobiece (natura, dzikość, swoboda), ale mieści się to doskonale w ramach baśniowej konwencji. Jeśli przemówi do czytelnika ten sensualny, poetycki język, zanurzony w zieloności świat, udzielą się emocje, o co łatwo, bo książka jest dobrze napisana, to Siostro może okazać się świetną lekturą. 
 
 


poniedziałek, 20 maja 2024

"Góry. Stan umysłu" Robert Macfarlane

 
Jak to się jednak stało, że szczyty i roztaczające się z nich widoki z taką mocą zawładnęły wyobraźnią tak wielu ludzi? Albo jak to ujął Tennyson w tonie lekkiego braku zrozumienia: "Jaką przyjemność można czerpać z wysokości (...) z wysokości i zimna?"
 
Góry. Stan umysłu to znakomita książka na pograniczu osobistego eseju i literatury popularnonaukowej, będąca próbą zrozumienia relacji człowiek - natura i tego, jak kształtowała się ona na przestrzeni wieków. Robert Macfarlane stara się odpowiedzieć na pytania, czego ludzie szukają wspinając się na szczyty. Co jest takiego fascynującego w stertach kamieni i lodu? A przede wszystkim, jak to się stało, że góry postrzegane, jako uciążliwa przeszkoda w podróży, ewentualnie siedziba bóstw i demonów, której należy unikać, stały się zbiorową fascynacją w kulturze zachodniej i zmiana ta nastąpiła w ciągu zaledwie ostatnich dwóch stuleci.
 
Pierwszy rozdział książki jest zatytułowany, jakże znacząco, Opętanie i opowiada o zafascynowaniu pisarza relacjami z wypraw górskich - książkami znalezionymi w czasie wakacji w domu dziadków. Najbardziej do jego nastoletniej wyobraźni przemawiały zapisy z pierwszych prób zdobycia Mount Everestu na początku XX wieku przez George'a Mallory'ego, podróżnika, mającego na punkcie tej góry obsesje. W ostatnich rozdziałach swojego eseju Robert Macfarlane przedstawia szczegółowy opis tych pierwszych wypraw w Himalaje, tworząc klamrę spinającą jego książkę. Góry. Stan umysłu mają bowiem znakomitą, uporządkowaną, kompozycję. Są też bardzo erudycyjne, oparte o bogate, choć w przeważającej mierze brytyjskie, źródła zarówno historyczne, jak i literackie. Autor stara się przedstawić fascynację górami wieloaspektowo. Wpisuje to zjawisko w szerszy kontekst, ustalając jego związki z epoką odkryć geograficznych i podbojami kolonialnymi, szczególnie zaś z rozwojem nauki. XIX wiek to bowiem stulecie gwałtownego rozwijania się geologii. Przełomem było odkrycie istnienia epoki lodowcowej, a jeszcze większym długiego wieku Ziemi, co pozwoliło inaczej spojrzeć na krajobraz - góry zaczęły być wielką kamienną księgą, dzięki której można sięgnąć w niewyobrażalnie daleką przeszłość. Znaczącym faktem w zmianie nastawienia do gór było także to, że pod koniec wieku XVIII zmieniły się pojęcia filozoficzno-estetyczne w postrzeganiu piękna, czego najlepszym przykładem jest wymyślenie kategorii wzniosłości, oznaczające zachwyt nad obiektami budzącymi grozę. Zmieniło to stosunek do postrzegania dzikiego krajobrazu i ryzyka  - uwidoczniła się bardziej potrzeba sprawdzenia się, odkryto, a właściwie szeroko opisywano strach, który przynosi przyjemność. Pojawiła się idea pięknego widoku - możliwości spojrzenia z góry na świat, niemal z boskiej perspektywy, sprawiająca, że uwielbienie dla wysokości stało się z czasem automatyczną reakcją, raczej nieoczywistą w wiekach wcześniejszych. Wyprawy w góry zaczęły być też szeroko relacjonowane przez prasę, książki, co w sposób zrozumiały spowodowało rozprzestrzenianie się opętania górami. Wszystko powyżej to przykłady głównych przyczyn, omówionych szeroko w książce, a zmieniających podejście do gór. 
 
Chociaż w eseju Roberta Macfarlane nie brak zajmujących, czasami drastycznych w szczegółach, opisów zdobywania szczytów, będących zarówno relacjami przeżyć autora, jak i prezentacją mniej lub bardziej znanych górskich wypraw, to jednak w jego książce przede wszystkim, zgodnie z jej podtytułem, chodzi o stan umysłu, o przedstawienie historycznej zmiany świadomości i idącej za nią zmiany kultury. Jak się wydaje, Robert Macfarlane także chce swoim pisaniem dołożyć cegiełkę do jeszcze innego sposobu myślenia o górach. Zakończenie bowiem można odczytać nie tylko, jako osobiste wyznanie autora, lecz postulat wyrażający pragnienie, aby w wędrówkach po górach bardziej chodziło, nie o wyzwanie czy rywalizację, a pewien rodzaj doświadczania świata. Pisze tak:
 
Co najważniejsze, góry wzmagają w nas zachwyt. Prawdziwym błogosławieństwem gór nie jest stawianie wyzwań czy pobudzanie do rywalizacji, nie są one czymś, co należy pokonać i zdominować. Dają nam coś o wiele szlachetniejszego i nieskończenie potężniejszego: uczą nas dostrzegać piękno - czy to będą ciemne wiry, w jakie woda układa się pod taflą lodu, czy delikatność mchu porastającego osłonięte  od wiatru części głazów i drzew. Przebywanie w górach rozbudza w nas na nowo zachwyt nad najprostszymi procesami świata fizycznego: płatek śniegu (...) pada na wyciągniętą dłoń, woda cierpliwie żłobi rowek na powierzchni granitu, kamień bez powodu toczy się po piargu. Dotknąć fałdów i karbów pozostawionych przez nieistniejący już lodowiec, usłyszeć, jak zbocze góry ożywa od spływającej po deszczu wody, zobaczyć późnym latem światło zalewające pejzaż niczym wody z niewyczerpanego zbiornika - żadnego z tych doświadczeń nie nazwiemy błahym. Góry przywracają nam bezcenną zdolność do zachwytu (...)

czwartek, 16 maja 2024

"Dnia 16 maja 1973 roku" Wisława Szymborska



Jedna z tych wielu dat,
które nie mówią mi już nic.
 
Dokąd w tym dniu chodziłam,
co robiłam - nie wiem.
 
Gdyby w pobliżu popełniono zbrodnię
- nie miałabym alibi.
 
Słońce błysło i zgasło
poza moją uwagą.
Ziemia się obróciła
bez wzmianki w notesie.
 
Lżej by mi było myśleć,
że umarłam na krótko,
niż że nic nie pamiętam,
choć żyłam bez przerwy.
 
Nie byłam przecież duchem,
oddychałam, jadłam,
stawiałam kroki,
które było słychać,
a ślady moich placów
musiały zostać na klamkach.
 
Odbijałam się w lustrze.
Miałam na sobie coś w jakimś kolorze.
Na pewno kilku ludzi mnie widziało.
Może w tym dniu
znalazłam rzecz zgubioną wcześniej.
Może zgubiłam znalezioną później.
 
Wypełniały mnie uczucia i wrażenia.
Teraz to wszystko 
jak kropki w nawiasie. 
 
Gdzie się zaszyłam, 
gdzie się pochowałam -
to nawet niezła sztuczka
tak samej sobie zejść z oczu.
 
Potrząsam pamięcią - 
może coś w jej gałęziach
uśpione od lat
poderwie się z furkotem.
 
Nie. 
Najwyraźniej za dużo wymagam,
bo aż jednej sekundy.
_________
Wiersze wszystkie Wisława Szymborska Wydawnictwo Znak Kraków 2023

poniedziałek, 13 maja 2024

"Najkrótsza powieść o Odyseuszu po powrocie do domu" Georgi Gospodinow

"Coraz częściej wracam do Odysei. Zawsze czytaliśmy ją jak książkę przygodową. Z czasem rozumiemy, że jest też książką o poszukiwaniu ojca. I, rzecz jasna, książka o powrocie do przeszłości. Itaka to przeszłość. Penelopa to przeszłość i dom, który opuściłeś, to przeszłość. Wiatrem, który dmie w żagle Odyseusza, jest nostalgia. Przeszłość nijak nie jest abstrakcyjna, zrobiona jest z bardzo konkretnych, małych rzeczy. Gdy po siedmiu latach szczęśliwego życia z nimfą Kalipso ona proponuje mu nieśmiertelność, jeśli z nią zostanie na zawsze, Odyseusz mimo wszystko odmawia. Zastawiałem się, co ja bym zrobił, no, dalej, niech każdy z nas będzie szczery i powie, co by zrobił z taką propozycją. Na jednej szali masz nieśmiertelność, wiecznie młodą kobietę, wszystkie radości świata, a drugiej - powrót tam, gdzie nie wiadomo, czy cię pamiętają, nadchodzącą starość, otoczony przez rozbójników dom i starzejącą się żonę. Którą szalę wybierzesz? Odyseusz wybiera tę drugą. Z powodu Penelopy i Telemacha, tak, ale też z powodu czegoś drobnego, co nazywa dymem z komina, z powodu wspomnienia o dymie, który unosi się z komina domu rodzinnego. Chce raz jeszcze zobaczyć ten dom (albo umrzeć w domu, by roznieść się jak dym z komina). Cały smutek tego powrotu skoncentrowany jest w tym szczególe. Ani ciało Kalipso, ani nieśmiertelność nie ważą więcej niż dym z komina. Dym, który nic nie waży, przechyla szalę. Odyseusz wyrusza w drogę powrotną. (...)
 
Wiele bym dał, żeby się dowiedzieć, jak potoczyła się historia Odyseusza - miesiąc po jego powrocie i parę lat później, kiedy euforia po przyjeździe do domu minęła, a ukochany pies, jedyne żywe stworzenie, które od razu go rozpoznało, bez konieczności dawania dowodów (bezwarunkowa miłość i pamięć), umarł. Czy Odyseusz zaczął żałować piersi Kalipso, nocy na tamtej wyspie, wszystkich tamtych cudowności i przygód w trakcie długiej drogi? Wyobrażam go sobie jak wstaje późno porą z małżeńskiego łoża, które niegdyś sam wykuł, wychodzi ukradkiem, żeby nie zbudzić Penelopy, siada na progu domu i wszystko sobie przypomina. Cała dwudziestoletnia podróż zamieniła się w przeszłość i księżyc tej przeszłości coraz silniej go przyciąga, jak w czasie przypływu. Przypływ przeszłości. 
 
Najkrótsza powieść o Odyseuszu po powrocie do domu
 
Pewnej nocy, postarzały i pomarszczony po tym, jak zaczął zapominać, opuszcza potajemnie swój dom, ma już wszystkiego dość, i rusza z powrotem, by zobaczyć po raz ostatni miejsca, kobiety i potwory, które napotykał. By przywrócić na nowo swej opustoszałej pamięci to, jak było i kim on był. Ponieważ, o ironio, na starość zaczął się zamieniać w owego Nikogo, którego imieniem posłużył się niegdyś sprytnie przed cyklopem. 
Telemach odnajduje go wieczorem, leżącego przy łodzi, sto metrów od domu, niepamiętającego, co tam robi ani dokąd zmierzał.
Przyprowadza go do jakiegoś domu, do jakiejś kobiety, której już nie pamięta."
______
 Schron przeciwczasowy Georgi Gospodinow; Wydawnictwo Literackie 2022
Opinia o całej książce tutaj.

sobota, 11 maja 2024

"Zagroda zębów" Wit Szostak



Zagroda zębów
to zbiór poetyckich miniatur, będących reinterpretacjami Odysei Homera. Każda z nich jest osobną historią, wariantem życia Odyseusza, któremu przypada inny los w zależności od przypadku i podjętych przez niego decyzji. Wit Szostak buduje bowiem rzeczywistość pozbawioną boskiej interwencji. Bogowie zbiegli po upadku Troi, został świat, w którym człowiek jest pozostawiony samemu sobie. 
 
Chociaż miniatur jest kilkadziesiąt to jednak całość stanowi bardzo precyzyjną konstrukcję. Jest tu siedem punktów węzłowych (plus prolog i epilog), od których rozgałęzia się historia i poszczególne jej warianty, czasami bardzo liczne. Wszystkie te węzły znajdują swoje oparcie u Homera i występują w kolejności u niego przedstawionej. Odyseja zaczyna się od przybycia na dwór w Itace Sowiookiej Ateny w przebraniu, która nakłania Telemacha do poszukiwania ojca. Co się stanie, gdy zamiast niej przybędzie nieznajomy, zwany tu Sowiookim właśnie, a nie mający żadnych boskich mocy i nie zostanie przyjęty? Albo, jak dzieje się to w drugim punkcie, zostanie, ale Telemach nie wyruszy na wyprawę? Trzecim węzłem jest pobyt Odyseusza u Feaków. Czwartym zaś, szczególnie obfitym w warianty, bo też najbardziej otwartym na możliwości, jest wyruszenie w drogę po zburzeniu Troi. To koniec pewnego świata i początek czegoś nowego. Czy więc Odys zginął w czasie zdobywania miasta? Utonął w morzu? Może został w ruinach z mieszkańcami, którzy cudem uniknęli rzezi? Piąte i szóste rozgałęzienia historii przedstawione są z punktu widzenia Penelopy. Siódme zaś opowiada o śmierci Odyseusza.

Zagroda zębów jest prozą poetycką ze wszystkimi jej cechami charakterystycznymi: zabawą konotacjami wyrazów, zwięzłością, precyzją i plastycznością języka. Całości pewien rytm i spójność nadają powtarzające się frazy, takie jak na przykład: morze ciemne jak wino czy tytułowa zagroda zębów. Ta ostatnia oznacza milczenie, słowa nigdy niewypowiedziane. Szostaka interesuje bowiem konfrontacja z mitem, pokazanie tego, co się w nim nie mieści. Są to bowiem historie o zawikłanych ludzkich losach i relacjach, dotykające trudnych emocji: wstydu, poczucia winy i zagubienia. Opowiadają o doświadczeniach, o których nikt nie układa pieśni. W tych opowieściach Odyseusz to już nie heros otoczonym opieką bóstw - bogowie zbiegli po upadku Troi (jeszcze jedna z fraz powtarzających się jak refren), lecz zwykły, zmęczony człowiek, który być może nigdy nie zdoła powrócić do domu, bo przeżyta wojna i wieloletnia tułaczka uczyniły powrót nierealnym fizycznie albo psychicznie. A jednak, mimo demitologizacji postaci i wydarzeń, bardzo silnie pokazany jest w Zagrodzie zębów nieprzemijający rdzeń antycznej opowieści. Już u Homera Odyseusz jest kimś, kto przybiera różne imiona i zmienia tożsamość kilka razy (czyniąc to głównie z ostrożności). W boskim Odysie, kiedy odejmie się jego niezwykłość jest coś, z bycia nikim (w końcu sam się tak nazwał) i każdym. Zagroda zębów to znakomicie, w sposób bardzo przemyślany rozwija. Przedstawia różnych Odyseuszy - z wielu perspektyw kreśli tematy wędrówki, zagubienia, bezdomności, samotności, prób zbudowania życia na nowo. Ta ponadczasowość i uniwersalność opowieści o Odyseuszu wybrzmiewa zwłaszcza w epilogu książki.  
 
Poniższy cytat to przykład jednego z kilku wariantów wyprawy Telemacha w poszukiwaniu Odyseusza:

"Telemach wypłynął na morze, morze ciemne jak wino. Znika z oczu Itaka, wzruszenie. Nigdy nie opuszczał wyspy. Razem z nim płynie Laertes w swą ostatnią wyprawę. Zawijają do portów, goszczą w królewskich pałacach. Wszędzie to samo pytanie, nigdzie śladu Odysa.
Są coraz dalej od domu, żeglują przez wody nieznane. Laertes uczy wnuka morza i sekretów nieba. Telemach jest pojętny, potrafi słuchać i milczeć. Dłonie twardnieją od lin, twarz mężnieje od wiatru. Starzec dostrzega w nim cień syna. Widzi tę samą zawziętość, przebiegłość, szukanie sposobów. Wspomina dawne lata, kiedy wypływał z Odysem.
Telemach słabo znał dziadka, ten żył poza pałacem. Widywał go na Itace od święta, rzadkie są uczty bez króla. Teraz na łodzi zdani są swą bliskość, oszczędne słowa i mądre milczenie. Syn Odysa wpatruje się w żłobioną twarz Laertesa, skupioną na znakach morza. I w tej twarzy widzi profil ojca znany mu tylko z monet. 
Sypiali pod gołym niebem w bezimiennych zatokach. Dogasały ogniska, gwiazdy nad ich głowami. Stary Laertes śpiewał swą młodość, wyprawa Argonautów, wskrzeszał stare mity. Telemach słuchał udając sen, pieśń kołysała go do snu. Żeglowali straciwszy cel, nikt o Odysie nie słyszał. Byli już wszędzie, gdzie można być, poza bramami Hadesu. Nie mówili o tym, o czym każdy z nich myślał. Ale Telemach zapamiętał dzień, gdy o tym razem milczeli. Długie spojrzenia bez słów zamknięte zagrody zębów. Nie będą dłużej szukać. Jeden w drugim znalazł Odysa. Zawrócili łódź na Itakę." 

sobota, 4 maja 2024

"Na wodach północy" Ian McGuire


Na wodach północy
to naturalistyczna powieść o wyprawie wielorybniczej z rozbudowanym wątkiem sensacyjnym. Historia rozpoczyna się wiosną 1859 roku, kiedy epoka polowań na wieloryby powoli odchodzi w przeszłość. Stada tych zwierząt zostały przetrzebione, trzeba więc ich szukać na dalekiej północy, a także stopniowo tłuszcz zwierzęcy zastępowany jest w użyciu przez naftę. Jednym z uczestników wyprawy jest Irlandczyk, Patrick Sumner, który usiłując zapomnieć o traumatycznych przeżyciach wojennych w Indiach, zaciąga się na statek jako lekarz okrętowy. Wraz z nim na pokład wsiada seryjny morderca. Kwestią czasu i okoliczności jest, kiedy zacznie zabijać.

Książkę Iana McGuire'a czyta się prawie jednym tchem, więc można łatwo przeoczyć, w jak wielu miejscach nawiązuje ona do innych dzieł literackich, między innymi, do Moby Dicka Melville'a. Te liczne nawiązania są jednak w powieści niewyraźne, jakby zatarte i trudno w wielu przypadkach jednoznacznie stwierdzić, czy to jest wybór autora czy kwestia tłumaczenia, zresztą świetnego. Dobrym przykładem jest pierwsze zdanie powieści: Oto widzicie mężczyznę. Ma ono w języku polskim wydźwięk bardziej neutralny niż oryginał: Behold the man, będący angielski przekładem łacińskich słów wypowiedzianych przez Piłata: Ecce homo - Oto człowiek. I tak, to jest jedno z tych pierwszych znaczących, ważnych zdań książki, które od razu wprowadzają czytelnika w tematykę utworu. Na wodach północy to bowiem fascynujące studium przedstawiające całe spektrum ludzkich zachowań, przede wszystkim w sytuacjach ekstremalnych, choć nie tylko. 

Ogromne zło jest nieobecnością dobra i (...) światłem w rzeczywistości jesteśmy - mówi o ludziach jedna z postaci, harpunnik Otto. To stwierdzenia zastanawiające, bo okrucieństwo i bezwzględność przedstawione są w tej powieści jako immanentna cecha człowieka. Mamy tu ponadprzeciętny pokaz ludzkiej chciwości, pychy i żądzy. Wszystko zaś rozgrywa się w surowych, zimowych warunkach okolic podbiegunowych. Nic więc dziwnego, że śmierć jest powszechna, a krew zarówno ludzka, jak i zwierzęca leje się niemal strumieniami. Dlaczego więc autor każe jednej z postaci wygłaszać takie zdania, tak mocno wierzyć w dobro? Wydaje się, że to jeden z punktów orientacyjnych, dzięki którym kreśli przestrzeń ludzkiego doświadczenia, skrajne miejsce na skali. Opozycją do tego jest oczywiście morderca, bardzo inteligentny, ale nieodróżniający dobra od zła w takim stopniu, że wątpi się w jego człowieczeństwo. Jest jeszcze jedna oś tej przestrzeni z dwoma przeciwstawnymi punktami, a są nimi cywilizacja - świat bezwzględnych interesów i pierwotna przyroda. Ta ostatnia jest wolna od dobra i zła, liczy się tu jedynie przetrwanie, wymagające wytrwałego działania, sprytu i szczęśliwego trafu.
 
Powieść przedstawia świetny, pogłębiony psychologicznie portret głównego bohatera, Sumnera. Jego strategią przeżycia w brutalnym świecie jest wycofanie się w sensie dosłownym, jak i psychicznym. Na skutek pewnych wydarzeń w czasie wojny, jako lekarz, nie ma czego szukać na lądzie, więc wybiera ucieczkę na morze. Nie radzi sobie z dręczącym go poczuciem winy i bezsilnym gniewem. Usiłuje więc skupić się wyłącznie na swoim zajęciu, być obojętnym, znieczulić się za pomocą wszystkich dostępnych mu środków i (prze)trwać. Ale to, co miało być spokojnym rejsem, słabo płatną, ale pewną pracą staje się jeszcze jedną konfrontacją ze złem i wrogą naturą. Sumner ma w sobie pewien rys opiekuńczości (nie do końca chyba jest go świadomy), który nie pozwala mu umyć rąk, przejść obojętnie wobec krzywdy dziejącej się komuś słabszemu. Niechętnie, jakby wbrew sobie, ale jednak reaguje. Tak samo nie umie patrzeć na głodzenie żywej istoty i zaczyna się opiekować mały niedźwiadkiem przebywającym na pokładzie statku. Wątek związany z tym zwierzęciem jest zresztą bardzo ważny i przewija się przez całą powieść. Ogólnie rzecz biorąc, niedźwiedź, jako symbol, ma wiele znaczeń. Z jednej strony oznacza ciemność, pierwotną siłę, dzikość, podświadomość, a także nieustępliwość wobec wroga, z drugiej: ochronę, opiekę, a nawet macierzyństwo. Wszystko powyższe wykorzystane jest w powieści w sposób fenomenalny, bardzo złożony i niejednoznaczny. 
 
Jako całość Na wodach północy też jest złożonym i wieloznacznym dziełem, kreślącym bardzo ciemny obraz świata z nielicznymi plamkami światła. W pewnym momencie Sumner pyta o to, dlaczego tak wielkie zło istnieje, jaki jest w tym sens. I dostaje odpowiedź: Najważniejsze pytania to te, na które nie mamy nadziei odpowiedzieć słowami. Może w ogóle odpowiedzi nie istnieją, albo zawsze są one niewystarczające i tymczasowe. Książka Iana McGuire'a to świetna, brutalna powieść naznaczona egzystencjalnym niepokojem i smutkiem.