Był sobie chłopczyk Ewy Winnickiej to niewielkich rozmiarów reportaż do przeczytania w jedno popołudnie. Jednocześnie ciężar emocjonalny książki sprawia, że pozostaje ona z czytelnikiem na długo. Przedstawia ona słynną, szeroko opisywaną w prasie, sprawę śmierci bezimiennego dwulatka znalezionego w stawie na obrzeżach Cieszyna wiosną 2010 roku.
Reportaż podzielony jest na trzy części. W pierwszej zatytułowanej Kryptonim "Jasiu" autorka opisuje pracę policji nad ustaleniem tożsamości chłopca, co mimo że śledztwo w sprawie było prowadzone na szeroką skalę zajęło dwa lata. Z opisu wyłania się obraz żmudnego policyjnego działania, sprawdzania każdego donosu, ogromnej wykonanej pracy. W części drugiej 23 miesiące Szymona autorka opowiada o rodzicach i rodzinie chłopca. To najbardziej poruszający fragment książki. Zawiera krok po kroku rekonstrukcję wydarzeń, które zakończyły się tragedią. Końcówka o tytule Będzin to zapis wydarzeń mających miejsce po aresztowaniu rodziców i próba nakreślenia szerszego obrazu przyczyn tragedii i wyciągnięcie wniosków.
Sprawa sama w sobie wydaje się niewyobrażalna, bo to przecież niemożliwe, żeby nikt z otoczenia nie zauważył zniknięcia dziecka. Z reportażu wyłania się obraz niewydolnego systemu pomocy rodzinie. Zaskakująco łatwo instytucje do tego powołane, jak mopsy czy przychodnie tracą kontakt z zagrożonym przemocą dzieckiem, wystarczy że opiekunowie zmienią miejsce zamieszkania. Jeszcze dobitniej jak łatwo dziecko może zniknąć pokazuje policyjne śledztwo - sita poszukiwań są zawsze za rzadkie. Sprawy nie ułatwia okoliczność, że wszystko dzieje się w rejonie przygranicznym. Reporterka pokazuje też znieczulicę społeczną na zauważaną przemoc wobec dzieci. Słowa: "to nie moja sprawa", "nie interesowaliśmy się" powtarzają się u świadków jak refren.
Ascetyczny styl, jakim napisana jest książka nie zmniejsza uczucia bezsilności zmieszanego z szokiem, niedowierzaniem i oburzeniem jaki wywołuje opis zdarzeń zwłaszcza zawartych w części poświęconej rodzinie chłopca. Fakty podane szczegółowo, dokładnie, z chłodnym dystansem mówią same za siebie - przemoc fizyczna i psychiczna ze strony najbliższych, obojętność cechująca dalszych krewnych i otoczenie (przez dwa lata nikt nie interesuje się, gdzie podział się chłopczyk). I narastająca u czytelnika bezradność, która wynika z przekonania, że dzieci w ten
sposób traktowane przypuszczalnie powtórzą te same schematy wobec swojego
potomstwa, przekazując następnemu pokoleniu bagaż krzywdy i cierpienia, a także prawdopodobnie wejdą jako dorośli w konflikt z prawem.
1 czerwca, w Dzień Dziecka, w 2017 roku zapada wyrok skazujący w sprawie Szymona. Wstrząsające jest, że podobnych spraw jest dużo. W krótkim rozdziale kończącym książkę, autorka przytacza statystyki: Co roku ofiarą przemocy i zaniedbań ze strony opiekunów pada prawie piętnaście tysięcy dzieci. Kilkadziesiąt z nich traci życie.
Wpis bierze udział w wyzwaniu "Pod hasłem"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.