Ludzie przeżywali największe potworności, a później nie byli w stanie o nich mówić. Prawdziwe historie tego świata kryły się pod warstwą milczenia. Milczeniem była zaprawa i milczeniem były cegły tworzące ściany, których często nie mogło przebić nic.
Czas starego boga zaczyna się niepozornie, niemal pogodnie. Oto Irlandia lat dziewięćdziesiątych, niewielka nadmorska miejscowość niedaleko Dublina. Tam Tom Kettle, emerytowany policjant, wynajmuje
mieszkanie w przybudówce wiktoriańskiego zamku. Jego ulubionym zajęciem
od dziewięciu miesięcy, odkąd się tu przeprowadził, jest
przesiadywanie w spłowiałym wiklinowym fotelu, patrzenie na morze i pobliską wysepkę z kormoranami. Cały sens emerytury, cały sens istnienia sprowadza się dla niego do: trwać w miejscu, szczęśliwie i bezużytecznie. Pewnego popołudnia jednak zjawiają się u niego
dwaj młodsi koledzy z wydziału, aby zapytać o umorzone śledztwo, które
Tom prowadził około dwudziestu lat wcześniej.
Powieść Barry'ego opowiada o rozliczeniu się z przeszłością, co brzmi banalnie, ale książka jest wybitna zarówno pod względem wagi poruszanych tematów, jak i konstrukcji czy języka. Wydaje się też, że lepiej nie wiedzieć prawie nic o jej treści, gdyż ta stopniowo odsłania się czytelnikowi. Z każdą stroną powieść nabiera intensywności i coraz większego ciężaru emocjonalnego. Wstrząsająca przeszłość Toma wynurza się powoli, rodzi się na nowo, tak jakby te dziewięć miesięcy
emerytury były dziewięcioma miesiącami ciąży.
Język Czasu starego boga jest niezwykły: metaforyczny i piękny. Zdania są proste a
jednocześnie wielowymiarowe, sugestywne, często ukrywają drugie dno czy sens symboliczny lub nawiązanie do Biblii. Tekst jest
nasycony obrazami, odzwierciadlającymi stan psychiczny bohatera, w których przeważnie główną rolę grają światło,
ciemność i morze. Przykładowo:
Po zachodzie słońca, (...) rozpełzał się dziwny mrok,
przyszła ciemna armia z zachodu i zaczęła zamalowywać szeroki krajobraz
pędzlami ociekającymi niekończącą się czarną farbą, już nie ma, do
widzenia, farba pożerała brzeg zatoki, potem wąski pas plaży, zarośla
miedzy piaskiem a ludzkimi osadami, aż ktoś daleko zapalił światło w
oblepionym solą domku, rozbłysło okienko, maleńkie jak świeczka wotywna,
samotny świetlny punkcik w świeżo zakrzepłej pustce.
Drugi przykład, który chyba można potraktować jako metaforę Irlandii lat
dziewięćdziesiątych, nadchodzącego czasu zmiany, początku oczyszczenia
(aluzja do potopu), wydobycia na światło dzienne mrocznej strony tego
kraju:
(...) zauważył jak uniosła się wielka pokrywa ciężkiej chmury, jakby cały kraj
i morze poniżej już się porządnie ugotowało, a niedające za wygraną
żyłki słońca spadały z obłoków jak przeciekające strużki wodospadów,
jakby światło było materią jakiejś niebiańskiej powodzi (...)
Ta bardzo obrazowa narracja w powieści ma charakter strumienia świadomości głównego bohatera z takim charakterystycznym skupieniem na drobiazgach: kolorze sera na grzance, rysie na podłodze, rudziku w ogrodzie. Sposób opowiadania jednocześnie zachowuje w sobie odrobinę z kryminału: w tle toczy się śledztwo prowadzone przez policjantów, a na pierwszym zaś planie mamy historię domysłów, balansujemy bowiem na granicy między jawą a snem, prawdą a szaleństwem. To każe nieustanie zadawać pytanie o to, co się naprawdę wydarzyło, co jest faktem, a co wyobrażeniem. Ten oniryczny charakter powieści tylko podkreśla jej ogromny ciężar emocjonalny wynikający z opisu krzywdy, milczenia wokół niej i jej dojmujących konsekwencji.
Czas starego boga to jedna z tych książek, od których nie sposób się oderwać i których czytanie jednocześnie boli.