Zwróciłam cudze słowa (...).
Jestem
pełna wątpliwości czy wrócą własne. Zdążyły zdziczeć i zachowują się
jak obcy ludzie, nie rozpoznajemy się nawzajem. A może nie ma własnych
słów, może wszystkie są cudze? Tamte, które miałam za własne, też od
kogoś dostałam.
Cudze słowa Wita Szostaka to książka złożona z przeplatających się wzajemnie opowieści siedmiu osób, które na różnych etapach swojego życia znały Benedykta, kiedyś bardzo obiecującego studenta filozofii, potem współwłaściciela restauracji w Krakowie
Rzeczą, która najbardziej rzuca się w oczy przy czytaniu tej powieści jest misterny sposób, w jaki jest ona skonstruowana. Język ma w niej ogromne znaczenie, słowa ujawniają tu swoją moc zasłaniania i
odsłaniania rzeczywistości. Wystarczy jedna fraza, jedno zdanie dodane
do tego, co czytelnik już wie, by wzbudzić u niego uczucie
niepewności albo zmienić całkowicie jego ogląd
przedstawionej sytuacji. Najbardziej manifestuje się to w zakończeniu, gdy powtórzony jest
początkowy fragment książki, tym razem bez skreśleń.
Cudze słowa zajmują się relacją między opowieścią a realnością. Mit to kluczowe słowo w opowiadaniu o tej książce. Pokazuje ona dlaczego i jak powstają mity - obraz Benedykta jest budowany i burzony, wielogłosowość powieści sprawia, że nie wiadomo o nim nic pewnego, zostają tylko mity na jego temat, różne warianty jego historii. Czy na pewno był kimś niezwykłym, czy tylko otoczenie nakładało na niego swoje oczekiwania, projekcje, budowało jego legendę? Mit jest na oczach czytelnika konstruowany i dekonstruowany.
Mit funkcjonuje w powieści Szostaka w jeszcze inny sposób. Chociaż Cudze słowa to książka całkowicie realistyczna, jednocześnie zanurzona jest w mitycznych opowieściach, zarówno biblijnych, jak i antycznych. Ślady do nich prowadzące rozsiane są w całej powieści.
Pierwszy, prosty przykład z brzegu - imiona bohaterów: Magdalena, Weronika, Paweł,
Jan, Jakub, Józef, Szymon (nie Piotr!). Skojarzenia z postaciami
biblijnymi wydają się w pełni uzasadnione. Wszystkie te mitologiczne, jak również filozoficzne odniesienia zasługują na obszerny esej napisany przez kogoś kompetentnego, ja chciałabym tylko wskazać tropy najbardziej oczywiste: uczty i wyspy, które łączą się ze sobą w pewnym momencie powieści. Odwołania do uczty (rzecz dzieje się przecież z racji wykonywanych przez bohaterów zajęć, głównie na uniwersytecie i w restauracji) rozciągają się od Uczty platońskiej do Ostatniej wieczerzy. Wyspa zostaje najpierw wymyślona jako bezpieczna kraina, schronienie przed światem, potem przybiera kształty konkretnego miejsca, by jeszcze później stać się przestrzenią eksperymentów - czarów i dziwów - zmierzających w stronę utopii.
Cudze słowa są również książką na wskroś współczesną, osadzoną tu i teraz, nie stroniącą od ostrej oceny rzeczywistości. Przykłady, jedne z wielu: przemoc wobec dziecka, niewidzialna dla otoczenia, cierpkie spostrzeżenia kogoś, kto wspina się po drabinie społecznej o tych, którzy już zajmują wyższe szczeble. Jest tu też obecna krytyka uniwersytetu jako instytucji i
dekonstrukcja pewnego języka - chyba nikt za
pomocą literatury tak nie pokazał mizoginizmu obecnego w oficjalnym nauczaniu Kościoła
Katolickiego, jak to
zrobił (brawurowo!) autor w tej książce.
Narracje pierwszoosobowe sprawiają, że czytelnik jest blisko postaci. Buduje to w stosunku do nich zrozumienie, budzi współodczuwanie czy w końcu głębokie współczucie. Zarazem Cudze słowa są książką bezlitosną w pewnym sensie. Historie opowiadane przez bohaterów można potraktować jak ich mowy
obrończe, w których pokazują oni najkorzystniejszą dla siebie wersję
wydarzeń, a każdy z nich ma coś do ukrycia, także, a może przede
wszystkim, przed sobą. Oczywiście jedni są bardziej szczerzy, drudzy
mniej, niektórzy też potrafią maskować się lepiej od innych.
Wielogłosowość powieści sprawia, że pokazana jest ich bezbronność, zostają obnażeni, ich narracje odsłonięte,
maski zdarte. Zostają tylko pytania, w rodzaju tych najpoważniejszych o relacje międzyludzkie, o prawdę, o granice poznania, o sens życia. Bardzo piękna i złożona książka.