Szpital Przemienienia jest jedyną w dorobku Stanisława Lema powieścią niefantastyczną. Został ukończony w roku 1948, tuż przed proklamowaniem socrealizmu jako obowiązkowej doktryny twórczej w Polsce Ludowej. Jak pisze Jerzy Jarzębski w posłowiu następne książki stanowiące kontynuacje Szpitala przemienia i tworzące wraz z nim całość zatytułowaną Czas nieutracony zostały na Lemie wymuszone i ich wartość literacka stopniowo się obniżała z powodu narzuconych pisarzowi wątków partyjno-komunistycznych. Lem nie dawał w czasach późniejszych zgody na wznawianie drugiej i trzeciej części trylogii twierdząc, że w żadnej mierze nie odpowiadają one jego zamysłom twórczym.
Szpital Przemienienia jako powieść stanowi zamkniętą całość. Opowiada o młodym lekarzu, Stefanie Trzyniecki, który rozpoczyna praktykę w szpitalu dla umysłowo chorych w samych początkach okupacji niemieckiej, na początku marca zapewne, skoro scena (znakomita!) pogrzebu poprzedzająca zatrudnienie rozgrywa się, jak wyraźnie jest napisane, pod koniec lutego 1940 roku. Powieść kończy się jesienią tego samego roku. Jednak opis pewnych realiów, wskazuje, że rzecz dzieje się później, po ataku na Związek Radziecki w 1941 i wkroczeniu Niemców na ziemie zabużańskie. Rzeczywistość ta była bliższa Lemowi, który spędził całą wojnę we Lwowie.
Na marginesie: na temat swoich wojennych przeżyć Lem wypowiadał się bardzo niechętnie ponieważ prowadziło to do rozmowy o jego żydowskich korzeniach i bolesnego tematu losów dalszej rodziny (oprócz rodziców Lema wszyscy zginęli). Wiedza o tym okresie życia Lema jest niewątpliwie ograniczona. Szerzej wszystkie te niewiadome wskazują Wojciech Orliński w biografii Lem nie z tej ziemi i Agnieszka Gajewska w monografii Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema, która pokazuje też obecność wątków, bardzo często zamaskowanych, autobiograficznych i historycznych a dotyczących Holokaustu w prozie pisarza. Wiedząc to, całkiem inaczej czyta się Szpital Przemienienia oraz poszczególne sceny powieści, jak na przykład tę, w której Stefan Trzyniecki zostaje ostrzeżony by nie kręcił się po okolicy, bo zostanie wzięty za Żyda. I zdanie: To mu się niekiedy trafiało.
Szpital, w którym Stefan podejmuje praktykę położony jest na uboczu, całkiem poza światem, jakby poza okupacją. Niemcy, wojna, klęska wszystko to jest dalekim echem. Jednak, jak mówi Sekułowski, jeden z pacjentów: Dom wariatów zawsze był wyciągiem duchowym epoki. Wszystkie skrzywienia, garby psychiczne i dziwactwa tak są rozpuszczone w normalnym społeczeństwie, że trudno je uchwycić. Dopiero tu, w koncentracie, ukazują jasno oblicze swoich czasów. Oto muzeum dusz... przy czym te eksponaty, które pokazuje autor to zarówno pacjenci, jak i lekarze, a właściwie bardziej ci ostatni. Ich portrety są pogłębione i bywają bardzo uszczypliwe czy szydercze wręcz. Na przykład taka opinia o jednym z nich: człowiek niewątpliwie wykształcony, ale inteligencję miał jak ogródek japoński - niby mostki, dróżki, wszystko pięknie, ale bardzo ograniczone.
Wśród pacjentów szczególnie jeden wywiera na Stefanie duże wrażenie, wspomniany wyżej Sekułowski, nihilista, ekscentryczny artysta. Między nim a Stefanem ustala się relacja mistrz uczeń. Ich wzajemne stosunki Lem punktuje krytycznymi opiniami innych osób. Stefan nie za bardzo zważa na te uwagi, bo to tylko wnioski prostej pielęgniarki i poczciwego wiejskiego księdza, też zresztą pacjenta. Nihilistyczne poglądy Sekułowskiego znajdują tak żywy odbiór u Stefana ponieważ czuje on już wcześniej bardzo ostro nieadekwatność tradycyjnego systemu wartości, istniejących hierarchii, sposobów zachowania w stosunku do rzeczywistości - czuł w piersi pieczenie jakiegoś żaru demaskatorskiego (...) raziło go już wszystko, z żalami za utraconą ojczyzną włącznie, którym towarzyszyły żwawe ruchy sztućców i szczęk.
Jednak burzliwe dyskusje stanowią ornament, ważny, choć błazeński, do zdarzeń dziejących się w powieści. Poprzez zarówno rozmowy, ale przede wszystkim wydarzenia stawiane są zasadnicze pytania etyczne (na przykład: o granice eksperymentu w nauce) i filozoficzne o naturę świata i życia, o przypadkowość i absurd istnienia, o istotę człowieczeństwa wreszcie. Szczególnie silnie wybrzmiewa to w finale powieści zatytułowanym Acheron. Słowo to oznacza po grecku lament. Acheron jest według mitologii rzeką w Hadesie z dwoma dopływami, których nazwy tłumaczone dosłownie brzmią palący jak ogień i oskarżony. Okoliczności ekstremalne, w których znaleźli się bohaterowie powieści, weryfikują wszystkie słowa, które padły wcześniej, każdą postawę, stawiając ich w sytuacji bez wyjścia, bezradnych. Można się tylko miotać w próbach, przeważnie bezskutecznych, ocalenia życia własnego i innych ludzi.
Poznałam tę książkę w formie audiobooka. Przejmująca!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, zwłaszcza zakończenie.
UsuńŚwietna książka. Czytałem b. dawno temu i pamiętam, że wywarła na mnie ogromne wrażenie. Mam zamiar zrobić sobie powtórkę lektury. Tym bardziej, że niedawno ponownie sięgnąłem po "Głos Pana" i był to strzał w dziesiątkę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, robi ogromne wrażenie.
UsuńJa zamierzam w tym roku wrócić do "Kataru" i "Solaris". Może uda mi się przeczytać jeszcze którąś z powieści albo zbiór opowiadań.
"Katar" to świetny kryminał. Też korci, by jeszcze raz się z nim zmierzyć :) A "Solaris" to już legenda, klasa sama w sobie. Ech, wychodzi na to, że warto by raz jeszcze przeczytać niemal wszystkie książki pana L.
Usuń