niedziela, 19 października 2025

19 października - 189 lat temu Juliusz Słowacki napisał "Hymn o zachodzie słońca na morzu"

Hymn o zachodzie słońca na morzu 

Smutno mi, Boże! - Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
      Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo ty złocisz i morze,
       Smutno mi, Boże!

Jak puste kłosy, z podniesioną głową,
Stoję rozkoszy próżen i dosytu...
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
         Ciszę błękitu:
Ale przed tobą głąb serca otworzę, 
      Smutno mi, Boże!

Jako na matki odejście się żali
Mała dziecina, tak ja płaczu bliski,
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali
      Ostatnie błyski...
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,
        Smutno mi, Boże!

Dzisiaj, na wielkim morzu obłąkany, 
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem, 
Widziałem lotne w powietrzu bociany 
      Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
      Smutno mi, Boże!

Żem często dumał nad mogiłą ludzi, 
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi 
       Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę, 
       Smutno mi, Boże!

Ty będziesz widział moje białe kości 
W straż nie oddane kolumnowym czołom: 
Alem jest jako człowiek, co zazdrości
        Mogił, popiołom...
Więc że mieć będę niespokojne łoże, 
        Smutno mi, Boże!

Kazano w kraju niewinnej dziecinie 
Modlić się za mnie co dzień... a ja przecie 
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie, 
       Płynąc po świecie...
Więc że modlitwa dziecka nic nie może, 
       Smutno mi, Boże!

Na tęczę blasków, którą tak ogromnie 
Anieli Twoi w niebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lata będą po mnie
        Patrzący - marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę, 
        Smutno mi, Boże!

piątek, 17 października 2025

"Róże Orwella" Rebecca Solnit


Yes, it is bread we fight for,
But we fight for roses too. 
  
Wiosną 1936 roku pisarz zasadził róże. Tak brzmi pierwsze zdanie zbioru esejów Rebecci Solnit wydanych w 2021 roku, a będących, między innymi, quasi-biografią George'a Orwella. Książka pokazując go od mniej znanej strony dotyka tematów bliskich zarówno Solnit, jak i autorowi Roku 1984, takich jak: relacja człowiek - natura, pisarstwo, propaganda, zaangażowanie w życie społeczne i polityczne. Zbiór rozpoczyna się opisem podróży Rebecci Solnit do istniejącego do dziś domu Orwella w Wallington, w którym mieszkał on w kluczowym dla swojej twórczości okresie. Druga połowa lat trzydziestych była bowiem dla niego czasem przemiany w pisarza politycznego. W tym okresie odbył dwie wyprawy. Pierwszą była ekspedycja do zagłębi górniczych w Anglii, drugą udział w wojnie domowej w Hiszpanii. W tekście Dlaczego piszę Orwell twierdził: (...) wydarzenia z lat 1936-1937 przechyliły polityczną szalę i odtąd wiedziałem, po której stronie stoję. Każda linijka poważnego tekstu napisana przeze mnie po 1935 roku jest bezpośrednią lub pośrednią krytyką totalitaryzmu i pochwałą demokratycznego socjalizmu, tak jak go rozumiem. W innym eseju zaś napisał: Poza pisaniem najbardziej zajmuje mnie praca w ogrodzie (...). Urządzanie ogrodu było dla pisarza powrotem do zainteresowań przyrodniczych z wczesnej młodości, szukaniem odskoczni, może nawet reakcją obronną wobec doświadczeń wojennych.  
 
Róże Orwella mają formę kłącza (Rebecca Solnit sama przywołuje to porównanie) rozrastającego się w różnych kierunkach. Eseistystyczne kłącze wypuszcza więc pędy z jednej strony w kierunku ewolucji okrytonasiennych, z drugiej symboliki róż, by następnie opowiedzieć historię powstania słynnego dla ruchu sufrażystek amerykańskich, a także dla kobiecego ruchu związkowego hasła Bread and Roses oraz pieśni pod tym samym tytułem. Hodowla róż, powstawanie nowych odmian i krzyżówek genetycznych prowadzi autorkę do radzieckiego uczonego Łysenki kwestionującego genetykę, który wywarł znaczący wpływ na zduszenie wolności naukowej w ZSRR. Ten wątek rozrasta się dalej sięgając tematu Hołomodoru (siłą rzeczy dość skrótowo potraktowanego) i jego negowania na Zachodzie. Osobną gałąź stanowi fragment mający charakter bardziej reportażowy, a pozwalający przyjrzeć się bliżej współczesnej hodowli róż na rynek amerykański i związanymi z tym kwestiami środowiskowymi i pracowniczymi. Są w książce wątki poświęcone zarówno brytyjskiemu imperializmowi, propagandzie, jak i roli sztuki, czy szerzej piękna w życiu. Najbardziej ujmującym fragmentem jest tu ten dotyczący oglądania obrazów Vermeera. Zresztą wymieniać poruszane w esejach tematy można by było długo. Wszystkie one harmonijnie się ze sobą splatają wokół pędu głównego, który stanowi życie i twórczość George'a Orwella. 
 

Esej jest gatunkiem przedstawiającym subiektywne refleksje autora i mającym bardzo osobisty charakter. Tak też jest w przypadku Róż Orwella, zwłaszcza że Rebecca Solnit pisze także o sobie, niespecjalnie dużo, ale za to w sposób dobrze wspasowujący się w tematykę esejów. Twierdzi wprost, że od początków jej pisarstwa twórczość Orwella była dla niej jednym z głównych wzorców literackich, nawet gdy niewiele o nim wiedziała. W tej książce przygląda się jego życiu uważnie, choć nie bezkrytycznie. Orwell, jak wszyscy, miał wady i był pod wieloma względami dzieckiem swoich czasów. Mimo to jest postacią, której postawa imponuje i stanowi inspirację do dzisiaj. Natomiast zaskakuje, że przy całym jego zaangażowaniu politycznym, społecznym, przenikliwych analizach totalitaryzmu i propagandy, gdy się przyjrzeć bliżej jego twórczości, zwłaszcza eseistycznej, okazuje się, że Orwell zdumiewająco często pisał o swoich zamiłowaniach: o książkach, a przede wszystkim o naturze, ogrodnictwie, życiu na wsi. Choć może te ostanie zainteresowania powinny być dla nas oczywiste u autora Folwarku zwierzęcego. W swoich felietonach do prasy socjalistycznej pisarz poruszał tak często tematy przyrodnicze, że redakcje otrzymywały listy od oburzonych czytelników, że powinno się pisać o poważniejszych sprawach niż o różach, zwłaszcza w 1944 roku, w czasie trwającej wojny. Jeśli zaś dokładniej wczytać się w powieści Orwella również w nich można odnaleźć wiele opisów kwiatów, łąk, pastwisk. Nawet w Roku 1984 istnieje dziki zakątek przyrody, miejsce wolności i piękna, które zostaje nazwane Złotą Krainą. 
 
Spośród wielu kwestii poruszanych w Różach Orwella dwie wydają się najbardziej istotne. Pierwszą jest to, że przy prowadzeniu aktywnego politycznie czy społecznie życia, istnieje konieczność pewnego rodzaju balansu, przestrzeni, gdzie można zregenerować siły. Może nią być przyroda, może być sztuka, niekoniecznie zaangażowana. O tej ostatniej Rebbeca Solnit pisze tak: Sztuka odcinająca się od bieżącej polityki może pogłębiać poczucie własnego "ja", zacieśniać więzi społeczne (...), rozwijać zdolność skupiania uwagi - dopiero tak wyposażeni jesteśmy w stanie stawić czoło kryzysom. Natomiast kontakt z przyrodą pozwala nabrać nadziei i dystansu, zaś trzymanie się blisko natury, ziemi uczy zwracania uwagi na konkrety, rzeczy namacalne, jako coś, czego nie da się zakłamać. Orwell będąc podejrzliwy wobec prawd absolutnych i teorii usiłujących naginać rzeczywistość, wielokrotnie pisał o tym, jak zmysłowe i konkretne doświadczenia potrafiły go zaskoczyć oraz podważyć sposób jego myślenia. Drugą kwestią jest to, że walka o sprawiedliwośc społeczną to także walka o szeroki dostęp do piękna, edukacji, do pełnego życia. Wybrzmiewa to wielokrotnie w książce, na przykład, gdy Rebecca Solnit opisuje odpowiedź Orwella na pretensje, że pisze o różach i wtedy, gdy interpretuje pieśń Bread and Roses: Róże we frazie "chleba i róż" stanowiły argument nie tylko za czymś więcej, ale również za czymś bardziej zniuansowanym, nieuchwytnym, za "prawem do życia, a nie tylko egzystowania"(...). Przekonywały one, że to, co nadaje naszemu życiu wartość, jest do pewnego stopnia niemierzalne i nieprzewidywalne; dla każdego może to być coś innego. W tym sensie róże oznaczają także subiektywność, swobodę i prawo do samostanowienia.
 

czwartek, 16 października 2025

Cztery cytaty z "Róż Orwella" Rebecci Solnit

1. Nawet jabłonki dożywają około stu lat, a zatem koksy pomarańczowe zasadzone przeze mnie w 1936 roku mogą rodzić owoce jeszcze długo po wejściu w XXI wiek. Dąb czy buk potrafi rosnąć przez setki lat, będąc źródłem uciechy dla tysięcy, jeśli nie dziesiątków tysięcy ludzi, nim ostatecznie trafi do tartaku. Nie twierdzę, że można zwolnić się ze wszystkich zobowiązań wobec społeczeństwa przez prywatny program zalesiania. Nie wydaje mi się jednak złym pomysłem, aby każdy popełniony antyspołeczny czyn odnotować sobie w dzienniku, a gdy nadejdzie odpowiednia pora roku, wetknąć w ziemię żołędzia.
 
2. W 1941 roku, opuszczając Londyn podczas Blitzu, dzień po wyprawie do podziemnych schronów w tunelach metra i koscielnej krypcie, pisarza zanotował w swoim dzienniku:
"W Wallington. Wszędzie wokół krokusy, kilka łodyg laku wypuszcza pączki, pięknie rozkwitły przebiśniegi. Parki zajęcy siedzą tu i ówdzie w oziminie i gapią się na siebie. Podczas tej wojny, gdy człowiek raz na kilka miesięcy wysunie na parę chwil głowę ponad powierzchnię wody, dostrzega, że Ziemia wciąż się kręci wokół Słońca"
 
 
 
3. Wiston po raz pierwszy uświadomił sobie jej piękno. Nigdy przedtem nie zdawał sobie sprawy, iż ciało pięćdziesięcioletniej kobiety, stwardniałe i zgrubiałe od ustawicznej pracy, grudowate jak przejrzała rzepa, może być urodziwe. Ale dlaczego nie, pomyślał. Masywne, bezkształtne ciało podobne do bloku granitu, ze swoją szorstką, czerwonawą skórą, tak się ma do ciała młodej dziewczyny jak owoc dzikiej róży do jej kwiatu. Dlaczegóż owoc miałby być gorszy?
 
4. Nie potrafiłbym jednak napisać książki czy choćby dłuższego artykułu, gdyby nie było to zarazem doświadczenie estetyczne. Każdy, kto zada sobie trud przeanalizowania mojej twórczości, zauważy, że nawet gdy jest to jawna propaganda, zawiera ona wiele elementów, które zawodowy polityk uznałby za zbędne. Nie jestem w stanie, ani nie chcę, całkowicie porzucić światopoglądu nabytego w dzieciństwie. Tak długo, jak będę żył i starczy mi sił, będę nadal żywił stanowcze przekonania na temat stylu pisarskiego, miłował ziemię, po której stąpam, i czerpał przyjemność z solidnych przedmiotów oraz strzępków bezużytecznych informacji. Nie widzę sensu w tłumieniu tej części swojej własnej osobowości. Cała rzecz polega na pogodzeniu wpojonych mi sympatii i antypatii z publicznymi, nieindywidualnymi działaniami, które obecne czasy wszytkim nam narzuciły. 
____________
1. A Good Word for the Vicar of Bray George Orwell (26 kwietnia 1946 Tribune); Róże Orwella Rebecca Solnit, str 16
2. Dziennik wojenny George Orwell (wpis z 4 marca1941); tamże, str 254
3. Rok 1984 George Orwell; tamże, str 316
4. Dlaczego piszę George Orwell; tamże, str 43. Przez słowo propaganda Orwell rozumie tutaj popieranie jakieś sprawy. 

piątek, 3 października 2025

"Ja, która nie poznałam mężczyzn" Jacqueline Harpman

Ja, która nie poznałam mężczyzn to relacja bezimiennej kobiety, która po latach postanawia spisać historię własnego życia. Była ona jedynym dzieckiem w grupie kobiet trzymanych latami w klatce w podziemnym bunkrze pod nieustannym nadzorem sześciu strażników. W przeciwieństwie do współwięźniarek, które pamiętały swoje poprzednie losy, ona nigdy nie poznała innej rzeczywistości, aż do pewnego dnia, w którym coś się wydarzyło i kobiety odzyskały wolność. Świat na zewnątrz jednak też okazał się swego rodzaju pułapką.
 
Dystopijna powieść Jacqueline Harpman robi duże wrażenie. Wynika to w dużej mierze z enigmatycznej kreacji rzeczywistości. Nie ma w tej książce jasnych odpowiedzi na pytania, dlaczego realia świata są tu tak osobliwe, jaka przyczyna i cel za nimi stoi. Czytelnik skazany jest na domysły, bo wie tylko tyle ile bohaterki, czyli niewiele. Poddawane przemocy i odurzane lekami w przeszłości kobiety nie pamiętają nawet, w jaki sposób doszło do ich uwięzienia. Minimalną wadą książki jest to, że czasami autorka idzie na skróty - dopowiada i wprowadza pewne elementy rzeczywistości, tak, aby wygodnie pasowały do akcji. Jest to dość skutecznie maskowane pierwszoosobową narracją dorastającej dziewczyny, która może przecież czegoś nie pamiętać ze swego dzieciństwa lub raptem przypomnieć sobie wiedzę przekazaną jej kiedyś przez inne kobiety. 
 
 
 
Książka może być interpretowana w duchu feministycznym. Jest to bowiem historia o zniewolonych przez system kobietach. W centrum narracji znajduje się dziewczyna - dojrzewająca i odkrywająca własną cielesność, która stanowi dla niej podstawę w budowaniu tożsamości i sposób dotarcia do prawdy o jakimś fragmencie rzeczywistości, na przykład: w pewnym momencie ustala ona, używając własnego tętna, prawdziwy upływ czasu w klatce. Pojawia się również kobieca solidarność, wyrażająca się w udzielaniu wzajemnego wsparcia, na ile to było możliwe w warunkach ścisłych reguł więziennych zabraniających, między innymi, dotyku. Zwraca uwagę też pewna kwestia - dziewczyna, dla której więzienie było w dzieciństwie jedynym punktem odniesienia, z jednej strony jest inna, pozbawiona normalnych, tradycyjnych doświadczeń, z drugiej strony, być może, w związku z tym bardziej wolna. 
 
Najbardziej intrygujące są jednak w książce wątki egzystencjalne. Wydaje się, że to opowieść przede wszystkim o samotności, takiej przytłaczającej i pustce, wynikającej z kompletnej izolacji. Ale nie tylko - również o nadziei. Gestem nadziei jest nawiązywanie więzi z innymi, czy wreszczie decyzja, by spisać własną historię, bo, być może, ktoś ją kiedyś przeczyta. Nadzieja tkwi też zapewne w tym, że mimo niesprzyjających warunków i pozbawieni czegoś tak bardzo podstawowego, jak możliwość przekazywania życia, ludzie będą nieustawali w szukaniu odpowiedzi na pytania, także te fundamentalne, nawet jeśli ich znalezienie nie jest możliwe. Ciekawość, chęć poznania - może właśnie one, są w stanie nadać życiu sens. Jak mówi dziewczyna: Wiedza służy do tego, żeby wiedzieć. Czasem to, co się wie, pomaga coś zrobić, ale to nie jest najważniejsze. Chcę się dowiedzieć wszystkiego, co można wiedzieć, po nic, dla przyjemności. Jest to na pewno historia o odwadze, by stawić czoła swojemu losowi, jakkolwiek wydaje się on samotny, bezcelowy, czy wreszcie absurdalny, by samemu próbować nadać sens życiu.