System Sulta dzieje się w alternatywnym świecie - w 2019 inna partia wygrała w Polsce wybory, więc rzecz rozgrywa się w odmiennej rzeczywistości. Młody, bardzo inteligentny, o inteligencji bohatera powieść będzie nam przypominać na każdym kroku, profesor filozofii Michał Sult zostaje zaproszony na tajne spotkanie z ministrem sprawiedliwości. Ten informuje Sulta, że niedługo zostanie poproszony przez sąd o ekspertyzę w sprawie istnienia Boga. Ekspertyza, ma według ministra, wyglądać na niezależną, a z drugiej strony ma być tak sformułowana, żeby oddalić wniosek o odszkodowanie z powodu oszustwa, jakie wniósł pewien obywatel twierdzący, że Kościół go oszukał utrzymując, że Bóg istnieje. Najlepiej byłoby stwierdzić obiektywnie, że Bóg jest. Mały kłopot polega na tym, że Michał Sult, który miałby to zrobić, jest ateistą.
Kłopot czytelnika polega na tym, że musi zawiesić niewiarę w wielu miejscach. Po pierwsze, że taki proces doszedłby do skutku, po drugie, że rzeczywiście ekspertyza biegłego miałaby takie fundamentalne znaczenie, że wywołałaby falę podobnych procesów uszczuplających (znacznie?) majątek Kościoła, ale ok. Jesteśmy w końcu w alternatywnej rzeczywistości i tu gra toczy się o wysoką stawkę i taka ekspertyza to prawie być albo nie być dla pozycji Kościoła w państwie. Tak przynajmniej przedstawia to początek powieści, w części końcowej nie jest już tak radykalnie.
Podobno ludzie wielcy rozmawiają o ideach, ludzie średniego kalibru o
wydarzeniach, a ludzie mali o ludziach. To stwierdzenie pada gdzieś w
książce jak ostrzeżenie. Należy się spodziewać, że powieść będzie o
ideach spychając wszystko inne w tło. Kwestie filozoficzne są tu rzeczywiście traktowane jako rodzaj intelektualnej gry doprawionej humorem, ale też są trochę na drugim planie. Mamy ciekawą sytuację wyjściową: bohater, mimo różnych nacisków z góry, chce przechytrzyć system i to wydaje się najważniejszą sprawą w książce. W ogóle cała powieść i ton, w jakim jest utrzymana, przypomina trochę heist film: podział na trzy części, druga poświęcona żmudnym przygotowaniom, dość płaskie postacie, umiejętnie budowane napięcie, nagłe zwroty akcji. Jeśli, na przykład, nie wiadomo, co robić to najlepiej zebrać drużynę powołać komisję. I tak też Sult czyni, przy czym sprawą oczywistą jest, że komisja nie może się składać w większości z ateistów, wręcz przeciwnie. To zbieranie komisji zajmuje część pierwszą powieści. Jest ona bardzo zabawna, choć nie pozbawiona jednej wady, która w pełni rozkwita dalej - powtórzeń. Zbyt często powtarza się w niej czytelnikowi jak bardzo profesor Sult jest inteligentny (jest najmłodszym profesorem i najinteligentniejszym człowiekiem w kraju) i kilka razy za dużo pada stwierdzenie, że pewna pani (w starszym wieku) jest bardzo piękna.
Druga część powieści to obrady komisji mające rozstrzygnąć, czy Bóg istnieje. Podana jest ona w dużej mierze w formie sprawozdań z obrad. Jest to partia książki, która wydaje się nudna i jest to chyba zabieg celowy, mający podkreślić jałowość dyskusji na wyżej wymieniony temat (pisarz prawie wprost mówi, jak was to interesuje to poczytajcie sobie Wikipedię), choć i tu przesadził, bo pewne argumenty są powtórzone trzy razy: na spotkaniu w kawiarni, potem w formie wewnętrznego monologu, a potem jeszcze podsumowane w sprawozdaniu. Jest to przynajmniej o jeden raz za dużo. Sprawozdania jednak spływają i powoli, delikatnie rozpoczyna się wątek lekko niepokojący, budujący napięcie mające w pełni ujawnić w trzeciej części. Mianowicie zaczynają się naciski na członków komisji, dziwne konszachty, próby przekupstwa. W części trzeciej to wszystko wybucha, robi się ona sensacyjna i brutalna. Zaś bohater musi coś szybko i sprytnie wymyślić, bo sytuacja się okropnie komplikuje i gdyby Sult nie był ateistą, codziennie modliłby się słowami: Boże chroń mnie przed przyjaciółmi, z wrogami sam sobie poradzę.
Zakończenie książki jest jednak ogromnie rozczarowujące i bardzo rzutuje na odbiór całość. Nie chodzi o samo rozwiązanie sprawy, dość pomysłowe, tylko o jego wymowę. W pewnym momencie w powieści pada stwierdzenie, że wybór jest, czy jest się po stronie bitych czy bijących. Główny bohater nie ma cienia, nawet odrobiny, refleksji, jak bardzo ironicznie brzmi to zdanie w odniesieniu do tego, co robi w tej właśnie chwili, w którym jest ono wypowiadane, tak zafiksowany jest na swojej idei. Wielkiej i słusznej, oczywiście. Postawa bohatera a wymowa książki to jednak dwie różne sprawy. Są możliwe inne interpretacje powieści, autor podsuwa dowcipnie pewien trop nawiązujący do klasyki literatury rosyjskiej. Można też czepić się drobiazgu, że pewna pani jest bardzo piękna, skoro to jest tak powtarzane, (może celowo?) i wymyślić zupełnie zwariowaną historię, ale wszystkie te interpretacje mają słabe uzasadnienie w tekście. Podsumowując: prócz odrobiny śmiechu i dobrej zabawy, zwłaszcza w pierwszej części książki, ładnych fragmentów o muzyce i sygnalizacji świetlnej, postulatu świeckości państwa, po przeczytaniu tej powieści niewiele zostaje.
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, a wydaje się taka zaskakująco zabawna, chociaż im dalej czytałam recenzję, tym bardziej zastanawiałam się, czy taki był zamysł autora ;)
OdpowiedzUsuńJest zabawna, zwłaszcza jej pierwsza część. Może nie na tyle, żeby wybuchać śmiechem podczas lektury, ale żeby się często uśmiechać, to już tak. Na pewno taki był zamiar autora. Kłopot polega na tym, że zakończenie książki jest niejasne i to nie w tym sensie, że można je różnie interpretować, ale trochę tak jakby autor chciał napisać jedno, a przypadkiem wyszło mu coś innego. Oczywiście, mogę założyć, że powieść jest bardziej przewrotna niż się wydaje, ale nie za bardzo mam podstawy, aby to udowodnić.
OdpowiedzUsuńPodsumowując: rozczarowałam się.
Sięgnęłabym po to głównie dla trzeciej części, z ciekawości. Tyle że piszesz w komentarzu, że zakończenie jest niejasne i to w dziwny sposób... Nie wiem sama, tytuł na pewno zapamiętam, a jak będzie z czytaniem, jeszcze nie jestem pewna :)
OdpowiedzUsuńTrzecia część książki podobała mi się najmniej. Co do zakończenia, może ja się niepotrzebnie czepiam, albo czegoś nie rozumiem.
UsuńNie namawiam specjalnie do lektury :)
Mimo wszystko poszukam tej książki :)
OdpowiedzUsuńNa własną odpowiedzialność ;) Ja nie zachęcam do przeczytania.
UsuńCzytałem recenzję tej książki utrzymaną w podobnym tonie, tzn. że dzieło ms potencjał, który nie został w pełni wykorzystany, ale i tak mam ochotę (choć bardziej chyba jest to ciekawość), by po powieść sięgnąć.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jestem ciekawa Twojej opinii o tej książce :) a z drugiej uważam, że jednak szkoda Twojego czasu.
UsuńHehe, w takim razie nie będę się zbytnio za nią rozglądać, ale jeśli sama wpadnie mi w ręce, to wówczas ją przeczytam :)
Usuń