Wszystko mija (...) ale życie jest nieśmiertelne i kochać je trzeba w jego ciągle odnawiających się postaciach.
Jeśli wierzyć teorii, że pierwsze zdanie książki określa jej nastrój i
ton to w przypadku Zbrodni Sylwestra Bonnard sprawdza się ona doskonale. Powieść zaczyna się bowiem tak: Włożyłem pantofle i wygodny
szlafrok. Poczucie zadomowienia, przytulności, bezpieczeństwa otulają czytelnika stopniowo, w miarę jak czyta o pokoju pełnym książek, płonącym w kominku ogniu, kocie śpiącym na fotelu, a przede wszystkim o perypetiach pewnego starszego pana, którego główną namiętnością w życiu są książki. Zbrodnia Sylwestra Bonnard to pamiętnik historyka i filologa, żyjącego samotnie i marzącego o napisaniu wielkiego dzieła o opactwie
Saint-Germain-des-Pres. Jego zapiski składają się z dwóch części, pierwszej zatytułowanej Polano i drugiej Joasia Alexandre.
Polano rozpoczyna się w grudniu 1861 roku. Bonnard ceniący swoje ciche dni spędzane nad starymi tekstami traci wewnętrzny spokój z chwilą, gdy dowiaduje się o istnieniu pewnego cennego średniowiecznego manuskryptu Złotej Legendy. Porzuca więc uporządkowane życie i wyrusza w podróż by zdobyć rękopis. Ujmujące jest to, że nawet ogarnięty gorączką bibliofilską i ledwo zwracający uwagę na ludzi wokół siebie, obdarza ich w miarę swoich możliwości życzliwością i pomocą. Przeżyte lata, spędzone na obcowaniu ze starymi manuskryptami nauczyły go wyrozumiałości, nieoceniania po pozorach i spokoju, oczywiście jeśli chodzi o bliźnich, nie o książki, darzone pełną pasji manią. Każda namiętność jednak z czasem wygasa i Bonnard w miarę upływu lat czuje się znużony swoim życiem. Zaczyna powracać myślami do przeszłości i wtedy los stawia na jego drodze wnuczkę kobiety, którą kiedyś kochał. Życie znów nabiera znaczenia, racji bytu. Pociąga to za sobą zaangażowanie w cudze sprawy, a dobroć i wrażliwość na krzywdę powodują, że Bonnard pakuje się w nie lada kłopoty i popełnia tytułową zbrodnię.
Gdy się przyjrzeć bliżej tej pełnej ciepła opowieści ujawnia się jej wyrafinowanie. Opisywane wydarzenia, nawet te codzienne, są pretekstem do snucia refleksji i pełnych erudycji dygresji. Absolutnie nie jest to przytłaczające dzięki lekkości i błyskotliwości stylu oraz poczuciu humoru balansującego między pogodnym opisem spotykanych powszechnie śmiesznostek a głęboką ironią w charakteryzowaniu pewnych typów ludzkich. Ton żartobliwy przeplata się w książce z melancholijnym związanym z nostalgią za minionym światem. Z racji bowiem wieku, wszyscy bliscy Bonnarda już dawno odeszli i jest on jedyną osobą, która zachowuje ich w pamięci. Uczucia smutku i tęsknoty, podobnie jak inne, ukazane są tu z dużą subtelnością, czasami w kilku zaledwie zdaniach, kiedy indziej w krótkiej scence. W ogóle, urok tej powieści zdaje się zawierać w drobiazgach, na przykład: w tej jednej stronie poświęconej opisowi
Paryża, z której przebija ogromne przywiązanie do tego miasta. Akcja książki jest bowiem dość przewidywalna. Wielką przyjemność z lektury czerpie się ze snutych tu rozmyślań, klasy czynionych obserwacji i z tego, że Zbrodnia Sylwestra Bonnard przywraca wiarę, że obcowanie z
książkami czyni ludzi lepszymi.
Zapamiętam ją sobie na przyszłość i może gdzieś odszukam. Może trafi w moment, kiedy mam ochotę na takie spokojne, wartościowe książki :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że do tej lektury trzeba mieć odpowiedni nastrój :)
UsuńNa wspomnienie tej króciutkiej lektury uśmiech gości na mej twarzy. Jest w niej niespieszność, lekkość, mądrość i dobroć. Jakże polubiłam tego staruszka.
OdpowiedzUsuńTeż go bardzo polubiłam :) A sama książka ze swoją pogodną mądrością jest balsamem na zbolałą duszę.
Usuń