sobota, 12 maja 2018

"Trzydzieści srebrników" Sándor Márai

Wtedy szatan wszedł w Judasza, zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu. (Łk 22,3) - tylko tyle o motywach zdrady Judasza mówi ewangelista. Sándor Márai próbę odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" stawia w centrum swojej książki. Trzydzieści srebrników nie jest powieścią ani esejem, raczej bardzo udana próba połączenia tych gatunków. Zaczyna się od opisu Galilei: Była to prowincja pasterzy, rolników i rybaków. I każdy, kto ją widział, zapewniał, że piękna była Galilea, bujna, zachwycająca. Wprawdzie nie było tam dużych miast, ale były pola usłane makami. I trawa miękka niczym jedwab. Na łąkach pasły się tłuste krowy, utuczone woły i owce. W każdym zakątku Galilei pachniały kwiaty. Może więc można książkę potraktować jako zaproszenie do wędrówki w czasie, w towarzystwie kogoś, kto z pasją i erudycją, opowie nam własną wersję wydarzeń, a dokładniej, bo pisarz trzyma się wiernie przekazu Ewangelii, swoją interpretację faktów. Wrażenie pogłębiają osobisty ton, trochę podniosły, powtórzenia, nacisk na pewne zdarzenia (na przykład: na chrzest w Jordanie).

Márai szeroko zakreśla scenerię, poczynając od opisu warunków przyrodniczych, sytuacji politycznej, stronnictw istniejących w Palestynie (zeloci, saduceusze, faryzeusze, esseńczycy), przez obraz długiej i żywej tradycji prorockiej, kończąc zaś na nastrojach społecznych narodu żyjącego w niewoli. Przedstawia pewne powszechnie wtedy panujące oczekiwanie końca świata i zbawienia: Ta atmosfera to atmosfera świata niewolników, Żydów strwożonych końcem narodowego bytu, atmosfera zmierzchu i gaśnięcia antycznej kultury, umarłych bóstw, a także nadziei na wyratowanie się z niewoli, atmosfera świata ludzkości ogarniętej tęsknotą za zbawieniem. Na tak zakreślonym tle zostają przedstawione sylwetki kluczowych postaci. Obraz Jezusa odmalowany jest zgodnie z dogmatem podwójnej naturze Chrystusa, a jednocześnie z wrażliwością człowieka wierzącego i przenikliwego. Jezus jest bardzo ludzki, uchwycony w chwili uświadamiania sobie kim jest: wypełnia go owa straszna świadomość, że Jedyny, Bezimienny jest z nim, człowiekiem, jednym.

Portrety innych uczestników wydarzeń też są interesujące: Jan Chrzciciel, najważniejsi z apostołów Szymon, Jan, Jakub. I wreszcie Judasz. To postać, która na stale wrosła w czas. Zrobiła się przeraźliwie wielka, jak oblicza potworów w nocnych koszmarach(...). Dlatego, że jak pisze Márai: Od stuleci chodzi ulicami, mieszka pośród nas. Pozostałych jedenastu nie żyje w sposób tak rzeczywisty. Nie ma żywych Mateuszów i Piotrów. Są za to żywi Judasze. Na scenie teatru historii pojawia się jako ktoś odmienny od innych apostołów, rybaków, pasterzy, mieszkańców Galilei, przybysz z daleka. Jest człowiekiem z miasta (Kariotu), kimś, kto dużo podróżuje w interesach, kto na pewno, był przecież skarbnikiem apostołów, orientował się, jaka jest różnica pomiędzy wieloma rodzajami pieniędzy grecką drachmą, miną, talentem, rzymskimi sestercjami, perskimi darejkami, żydowskimi srebrnymi i złotymi syklami. Nic dziwnego, że w momencie podejmowania decyzji, w chwili wahania, Márai przedstawia go rozmawiającego o swoich wątpliwościach z celnikiem Mateuszem. Mateusz i Judasz to ludzie wykształceni, umiejący czytać i pisać. Pozostali znają się na łataniu sieci i entuzjazmowaniu, nie  rozumieją, co Rabbi mówi: jakby wcale nie było ważne co mówi, ale raczej jedynie to, że właśnie on mówi,(...) jakby to on był całym sensem tych słów. Ich wyobrażony dialog przy drodze do Kafarnaum jest kluczową sceną książki. To rozmowa o tym, co jest prawdą, o dwóch językach: serca i rozumu i o wartości słów, a także o tym, jak istotne jest bycie częścią narodu wybranego. Potem jest już tylko opis Ostatniej Wieczerzy z punktu widzenia Judasza (jeden znakomity akapit), wędrówka przez pełną ludzi, mroczną Jerozolimę, spotkanie z Annaszem i Judasz na czele żołnierzy znikający w ciemności ogrodu.

Na okładce książki: Pocałunek Judasza, fresk Giotta di Bondone w Padwie (źródło Wikipedia)
Ponieważ Sándor Márai przeżył wygnanie z rodzinnego miasta, dwie wojny światowe, patrzył na zagładę Żydów węgierskich, rządy Sowietów w Budapeszcie, powątpiewa w ewangeliczną wersję dalszych losów Judasza. Wystarczy przywołać wspomnienia tamtych okropnych lat, kiedy zdrada rozprzestrzeniała się niczym zaraza, na którą nie ma szczepionki. Wie, że przeważnie za zdradą nie idą wyrzuty sumienia: Możliwe, że się powiesił i rzucił z powrotem pieniądze. Możliwe, że tych pieniędzy nie oddał i nie popełnił samobójstwa, za to kupił pole krwi, część cmentarza, gdzie kazali się chować obcy. Możliwe, że żył tam jeszcze długo, nieopodal tej działki, w spokoju, którego nikt mu nie zakłócał. I możliwe, że gdy już minął początkowy przestrach, otoczono go powszechnym szacunkiem i zmarł jako majętny właściciel cmentarza, otrzymujący co roku zapłatę za opieką nad grobami Rzymian, Greków, Persów, zmarłych tu, z dala od swojej ojczyzny. Zdrajcy żyją zazwyczaj długo, najczęściej są też ludźmi łagodnymi i zadowolonymi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.