Gorączka nad ranem spadała, budziłam się czując się w miarę dobrze.W mieszkaniu panowała cisza. Wszyscy wyszli do pracy lub szkoły. Na małym stoliku (a właściwie taborecie, służącym za stolik), stojącym przy łóżku, leżało przygotowane przez mamę śniadanie i lekarstwa. W domowej biblioteczce czekały książki, w tym najchętniej czytane kryminały w kieszonkowym wydaniu, czasami z jamnikiem lub kluczykiem na okładce.
Zaczynała się od tego, że Perry Mason, znany prawnik, jadąc ulicami miasta zauważył, że na każdym rogu stała brunetka. Każda bardzo atrakcyjna, ubrana na ciemno z jasnym futrem wkoło szyi. Kierowany ciekawością wysiadł z samochodu. Na jego prośbę (aby dodać sytuacji przyzwoitości) towarzyszyła mu oddana sekretarka Della Street. Jak się okazało wszystkie odpowiedziały na ogłoszenie o pracę dla dublerki. Jedna z nich Ewa Martell została zatrudniona wraz z opiekunką (ponownie względy przyzwoitości). Ta ostatnia poprosiła, stawiając sprawę honorarium otwarcie ("nic panu nie zapłacę, bo nie mam pieniędzy"), by adwokat przyjrzał się przedsięwzięciu pod względem prawnym. O każdy inny aspekt zajęcia miała zatroszczyć się sama licząc na swoje doświadczenie życiowe i rewolwer kaliber 44.
Wkrótce pojawił się trup, wszystko się szalenie skomplikowało, na scenie pojawiło się mnóstwo niejasno powiązanych z morderstwem postaci. Perry Mason musiał rozwikłać ten kłębek ludzkich namiętności i sprzecznych faktów, sam będąc przez prokuratora oskarżanym o ukrywanie kluczowych świadków.
Oczywiście udało mu się to, ale jak sam przyznał w ostatniej chwili. Powiodło mu się też w sprawie uzyskania wynagrodzenia. A mi przyjemnie się chorowało czytając pasjonujący przebieg procesu sądowego, a przedtem zbierania wszystkich informacji. Nie mówiąc już o dyskretnie zasugerowanym romansie między Perrym a jego sekretarką. Nawiasem mówiąc, nawet drobna scena miłosna nie mogłaby chyba być umieszczona w tej książce - tym razem by podtrzymać odpowiedni poziom przyzwoitości u czytelnika. Z podobnych powodów żadnych opisów zbrodni czy zwłok. Jednym słowem lektura uroczo staroświecka.
Po takiej czytelniczej zaprawie w dzieciństwie rozwinęła mi się miłość, ale niekonsekwentnie: nie do thrillerów prawniczych, a do dramatów sądowych. Chętnie oglądam każdy film dziejący się w na sali rozpraw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.