czwartek, 28 kwietnia 2022

28 kwietnia - rocznica urodzin Terry'ego Pratchetta

10 ulubionych cytatów:


1.
JAK SIĘ NAZYWA TO UCZUCIE W GŁOWIE, UCZUCIE TĘSKNEGO ŻALU, ŻE RZECZY SĄ TAKIE, JAKIE NAJWYRAŹNIEJ SĄ?
- Chyba smutek, panie. A teraz...
JESTEM ZASMUTKOWANY  
 (Mort)
 
2.
Chciałem powiedzieć (...) że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE. 
(Czarodzicielstwo)
 
 3.
 Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało.
(Ruchome obrazki)
 
4.
Bibliotekarz był oczywiście wielkim entuzjastą czytelnictwa jako takiego, ale sami czytelnicy działali mu na nerwy. Było coś… bluźnierczego w tym, jak stale zdejmowali książki z półek i odczytywaniem zużywali słowa.Lubił tych, którzy książki kochają i szanują, a najlepszą metodą wyrażania tych uczuć - zdaniem bibliotekarza – było – pozostawienie ich na półkach, w miejscu przeznaczonym im przez Naturę.
(Zbrojni)
 
 5. 
Kłopot jednak polegał na tym, że człowiek powinien mieć kogoś obok siebie, żeby mu demonstrować, jaki to jest niezależny i samodzielny. Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi.
(Maskarada)
 

6. 
TAK MYŚLISZ? WEŹ ZATEM WSZECHŚWIAT I ROZGNIEĆ GO NA NAJDROBNIEJSZY PYŁ, PRZESIEJ PRZEZ NAJDROBNIEJSZE SITO, A POTEM POKAŻ MI CHOCIAŻ JEDEN ATOM SPRAWIEDLIWOŚCI, JEDNĄ MOLEKUŁĘ MIŁOSIERDZIA. A JEDNAK... Śmierć machnął ręka. A JEDNAK DZIAŁACIE, JAK GDYBY ISTNIAŁ JAKIŚ IDEALNY PORZĄDEK ŚWIATA, JAK GDYBY BYŁA WE WSZECHŚWIECIE JAKAŚ... JAKAŚ SŁUSZNOŚĆ, WEDŁUG KTÓREJ MOŻNA GO OCENIAĆ. 
(Wiedźmikołaj)
 
7. 
Na świecie istnieją podobno dwa rodzaje ludzi. Jedni kiedy dostają szklankę dokładnie w połowie napełnioną mówią: 'Ta szklanka jest w połowie pełna'. Ci drudzy mówią: 'Ta szklanka jest w połowie pusta'. Jednakże świat należy do tych, którzy patrzą na szklankę i mówią: 'Co jest z tą szklanką? Przepraszam bardzo... No przepraszam... To ma być moja szklanka? Nie wydaje mi się. Moja szklanka była pełna. I większa od tej!'. A na drugim końcu baru świat pełen jest innego rodzaju osób, które mają szklanki pęknięte albo szklanki przewrócone (zwykle przez kogoś z tych, którzy żądali większych szklanek), albo całkiem nie mają szklanek, bo stały z tyłu i barman ich nie zauważył. 
(Prawda)
 
8. 
Znał zatroskanych obywateli. Gdziekolwiek się pojawiali, zawsze mówili tym samym prywatnym językiem, w którym „tradycyjne wartości” oznaczały „powiesić kogoś”. 
(Prawda)
 
9. 
Czekoladka, której człowiek nie miał ochoty zjeść, nie liczy się jako czekoladka. To odkrycie pochodzi z tej samej dziedziny fizyki kulinarnej co ta, która wykazała, że jedzenie skonsumowane nie przy stole nie zawiera żadnych kalorii.
(Złodziej czasu)

10. 
Ludzi po stronie ludu i tak zawsze w końcu czekało rozczarowanie. Odkryli, że lud na ogół nie przejawia wdzięczności, nie docenia, nie jest postępowy ani posłuszny. Lud okazywał się zwykłe małostkowy, konserwatywny, niezbyt mądry, a nawet nieufny wobec mądrości. I tak dzieci rewolucji stawały przed prastarym problemem: nie chodzi o to, że rząd jest niewłaściwy, bo to oczywiste, ale że ma się do czynienia z niewłaściwym ludem. 
(Straż Nocna)

środa, 20 kwietnia 2022

"Porządek dnia", Eric Vuillard

 Nie wpadamy nigdy dwa razy w tę samą przepaść. Zawsze jednak wpadamy w ten sam sposób, komiczny, a zarazem przerażający.
 
 Porządek dnia to bardzo przejmująca, niewielka, książka o istocie zła. Zawiera szesnaście krótkich rozdziałów opowiadających o wydarzenia dziejących się w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Dużo tu opisów, zgodnie z tytułem, rozmaitych zebrań, wizyt, mniej lub bardziej oficjalnych. Książka zaczyna się od relacji ze spotkania w dniu 20 lutego 1933 roku, na którym przedstawiciele wielkich niemieckich koncernów przemysłowych hojnie wsparli kampanię wyborczą partii nazistowskiej. Powody takiej decyzji były zwyczajne: działalność gospodarcza wymaga spokoju i stanowczości, kontrakty rządowe są potrzebne, tania siła robocza też, a związki zawodowe nie. Potem Vuillard przygląda się dokładniej zachodniej polityce ustępstw wobec Hitlera, której zwieńczeniem była konferencja pokojowa w Monachium, przy czym, sama konferencja nie interesuje go aż tak bardzo. Ważniejsze są dla niego przyczyny takiej polityki, na przykład: podzielanie poglądów Hitlera przez brytyjskie elity polityczne, i to, co wydarzyło się wcześniej, między innymi, Anschluss Austrii. Przypadek tej ostatniej analizuje obszernie.
 
 Porządek dnia jest fenomenalnie napisany: każde zdanie ma tu znaczenie. To zdumiewające, że w tak małej objętości - zaledwie 152 strony - można pomieścić tak dużo. Czyta się tę książkę znakomicie, dzięki pasji z jaką jest napisana i szczególnego rodzaju drobiazgowości. Zachwycające jest, jakie Vuillard wynajduje szczegóły (wypastowane buty, strój narciarza, kto komu wynajmował mieszkanie, jak długo można mówić o tenisie i wiele innych), i jak te wygrzebane przez niego drobiazgi rzucają światło na wydarzenia historyczne. Interesuje go też, jak się buduje narracje, kto to robi i co się pod nimi kryje, na przykład, co oznacza stwierdzenie: zachowywał lojalność wobec państwa. Pyta też o to, kto kształtował ówczesny obraz wydarzeń. Całość książki ma bardzo demaskatorski charakter. Trafność niektórych stwierdzeń, czy przedstawionych obrazów jest wstrząsająca.
 
 Zaglądanie pod powierzchnię zdarzeń obnaża jak przerażająco banalne jest zło - to tylko śliskie machinacje i szalbierstwa (...) nic poza bezlitosną groźbą, czy monotonną i prymitywną propagandą. Najlepszym przykładem według Vuillarda jest tu Anschluss Austrii. Książka przedstawia, dlaczego austriaccy politycy ugięli się pod żądaniami Hitlera. Ocena ich działań jest miażdżąca: Ten, kto tańczył na trupie wolności, nie może oczekiwać, że przyfrunie mu ona znienacka na ratunek! Dalej autor pokazuje, jak naprawdę wyglądało triumfalnie wkroczenie niemieckiej armii do Austrii - zaskakująco różniło się od powszechnie panujących wyobrażeń. I jak ta nieudolna hucpa okazała się nad wyraz skuteczna. Pyta też o odpowiedzialność za zło zwykłych ludzi, tych, którzy radośnie machali na cześć wjeżdżającego do Wiednia Hitlera. Pokazując po kolei wszystkie małe kroki, które doprowadziły do katastrofy, Vuillard podsumowuje tak:
 
 A tym, co w tej wojnie zadziwia, jest nieprawdopodobny sukces bezczelności, z którego należy zapamiętać jedno: świat ugina się pod blefem. Nawet najpoważniejszy, najbardziej niezłomny świat, nawet stary porządek, który nigdy nie ulega wymogom sprawiedliwości, nie ugina się przed zbuntowanym ludem, nawet on ustępuje wobec blefu. 
  
 Porządek dnia chociaż skupia się na konkretnych wydarzeniach historycznych jest bardzo ponadczasowy utworem o uniwersalnych mechanizmach rodzących zło. Niech nam się nie wydaje, że to wszystko należy do odległej przeszłości - pisze autor. I ma rację - to dzieje się obok, teraz i może powtórzyć się w przyszłości. Książki, takie jak Porządek dnia, pisane są z nadzieją, bo przecież inaczej w ogóle by nie powstawały, że może w końcu, za którymś razem, zrozumienie historii, pozwoli nam wyciągnąć z niej lekcję.

poniedziałek, 11 kwietnia 2022

"Niespokojni ludzie", Fredrik Backman


 Fredrik Backman ma swój bardzo charakterystyczny sposób pisania. Po przeczytaniu jednej z jego książek, czytelnik mniej więcej wie, czego spodziewać się w następnej. W tym przypadku jest to duża zaleta. Porusza on we wszystkich swoich utworach podobne tematy: straty, samotności, relacji międzyludzkich. Jego powieści przekonują, że każdy nosi w sobie pokłady dobra i życzliwości, a razem łatwiej jest pokonać wszystkie przeciwności losu. Twórczość Backmana nie jest może literaturą piękną najwyższych lotów, ale to świetnie napisana, ciepła proza obyczajowa, która rozśmiesza, wzrusza i podnosi na duchu.  
 
 Nie inaczej jest w Niespokojnych ludziach, w których autor na pierwszej stronie mówi nam, o czy jest jego powieść:
 
 Jest to historia o wielu sprawach, przede wszystkim o idiotach. Powiedzmy to sobie wprost: z łatwością przychodzi nam uznawanie innych za idiotów, ale tylko jeśli zapomnimy, jak idiotycznie trudno jest być człowiekiem. 
 
 Z tych innych spraw, o których opowiada ta książka można wymienić kilka. Jest to opowieść o mostach, mieszkaniach, bankach i króliku zamkniętym w łazience. Mamy tu też sfrustrowanych policjantów przesłuchujących świadków i usiłujących złapać przestępcę. Doszło bowiem do bardzo poważnego złamania prawa, jak na to spokojne, małe szwedzkie miasto. Najpierw uzbrojony napastnik napadł na bank, a ponieważ z rabunku nic nie wyszło, spanikowany uciekł w stronę pobliskich budynków i wbiegł do otwartego mieszkania. Lokal był akurat wystawiony na sprzedaż i kłębił się tam tłum zainteresowanych, więc zdesperowany rabuś wziął zakładników.
 
 Mamy więc całą galerię postaci zamkniętą w jednym mieszkaniu, poczynając od nieudolnego przestępcy, gadatliwej agentki nieruchomości, irytującej pary w średnim wieku, kilku innych osób, kończąc zaś na wyjątkowo antypatycznej, bogatej kobiecie, której hobby polega na oglądaniu mieszkań ludzi od niej biedniejszych. Jak zawsze u Backmana, wśród bohaterów znajdą się osoby starsze, homoseksualne i o imigranckich korzeniach. Autor pozwala czytelnikom przyjrzeć się wszystkim z bliska i zobaczyć, że pozory mylą. Pod uciążliwym, czy niemiłym zachowaniem często kryją się indywidualne historie ludzi, którzy zmagają się z bólem, stratą lub desperacko starają się przetrwać, stojąc na skraju załamania.
 
 Wydaje się, że Niespokojnych ludzi wyróżnia większe niż w innych książkach Backmana skupienie się na rodzicielstwie. Ten temat jest jednym z najważniejszy w tej powieści, sądząc po pytaniach i wątpliwościach, które dręczą bohaterów: Czy będę umiał/a być dobrym rodzicem? Czy staram się wystarczająco, żeby moje dzieci nie cierpiały? Jak okazać wsparcie dorosłemu dziecku? Pokazane są też koszty rodzicielstwa - ci, którzy zajmują się dziećmi zazwyczaj nie robią kariery zawodowej. 
 
 Backman opowiada o tych poważnych sprawach w swój niepowtarzalny sposób: z wielką lekkością i poczuciem humoru, które sprawiają, że przy lekturze Niespokojnych ludzi wzruszenie łatwo może zmienić się w wybuch śmiechu i odwrotnie. Jest on bowiem mistrzem w wzbudzaniu emocji (cóż, że za pomocą prostych i ogranych metod, ważne, że skutecznie) i zapewnianiu nas, że wszystko będzie dobrze, albo dokładniej, że może być ciut lepiej, wtedy, gdy ludzie okazują sobie nawzajem wsparcie. 

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

"System Sulta", Maciej Miłkowski

 System Sulta dzieje się w alternatywnym świecie - w 2019 inna partia wygrała w Polsce wybory, więc rzecz rozgrywa się w odmiennej rzeczywistości. Młody, bardzo inteligentny, o inteligencji bohatera powieść będzie nam przypominać na każdym kroku, profesor filozofii Michał Sult zostaje zaproszony na tajne spotkanie z ministrem sprawiedliwości. Ten informuje Sulta, że niedługo zostanie poproszony przez sąd o ekspertyzę w sprawie istnienia Boga. Ekspertyza, ma według ministra, wyglądać na niezależną, a z drugiej strony ma być tak sformułowana, żeby oddalić wniosek o odszkodowanie z powodu oszustwa, jakie wniósł pewien obywatel twierdzący, że Kościół go oszukał utrzymując, że Bóg istnieje. Najlepiej byłoby stwierdzić obiektywnie, że Bóg jest. Mały kłopot polega na tym, że Michał Sult, który miałby to zrobić, jest ateistą.
 
 Kłopot czytelnika polega na tym, że musi zawiesić niewiarę w wielu miejscach. Po pierwsze, że taki proces doszedłby do skutku, po drugie, że rzeczywiście ekspertyza biegłego miałaby takie fundamentalne znaczenie, że wywołałaby falę podobnych procesów uszczuplających (znacznie?) majątek Kościoła, ale ok. Jesteśmy w końcu w alternatywnej rzeczywistości i tu gra toczy się o wysoką stawkę i taka ekspertyza to prawie być albo nie być dla pozycji Kościoła w państwie. Tak przynajmniej przedstawia to początek powieści, w części końcowej nie jest już tak radykalnie. 
 
  Podobno ludzie wielcy rozmawiają o ideach, ludzie średniego kalibru o wydarzeniach, a ludzie mali o ludziach. To stwierdzenie pada gdzieś w książce jak ostrzeżenie. Należy się spodziewać, że powieść będzie o ideach spychając wszystko inne w tło. Kwestie filozoficzne są tu rzeczywiście traktowane jako rodzaj intelektualnej gry doprawionej humorem, ale też są trochę na drugim planie. Mamy ciekawą sytuację wyjściową: bohater, mimo różnych nacisków z góry, chce przechytrzyć system i to wydaje się najważniejszą sprawą w książce. W ogóle cała powieść i ton, w jakim jest utrzymana, przypomina trochę heist film: podział na trzy części, druga poświęcona żmudnym przygotowaniom, dość płaskie postacie, umiejętnie budowane napięcie, nagłe zwroty akcji. Jeśli, na przykład, nie wiadomo, co robić to najlepiej zebrać drużynę powołać komisję. I tak też Sult czyni, przy czym sprawą oczywistą jest, że komisja nie może się składać w większości z ateistów, wręcz przeciwnie. To zbieranie komisji zajmuje część pierwszą powieści. Jest ona bardzo zabawna, choć nie pozbawiona jednej wady, która w pełni rozkwita dalej - powtórzeń. Zbyt często powtarza się w niej czytelnikowi jak bardzo profesor Sult jest inteligentny (jest najmłodszym profesorem i najinteligentniejszym człowiekiem w kraju) i kilka razy za dużo pada stwierdzenie, że pewna pani (w starszym wieku) jest bardzo piękna. 

 Druga część powieści to obrady komisji mające rozstrzygnąć, czy Bóg istnieje. Podana jest ona w dużej mierze w formie sprawozdań z obrad. Jest to partia książki, która wydaje się nudna i jest to chyba zabieg celowy, mający podkreślić jałowość dyskusji na wyżej wymieniony temat (pisarz prawie wprost mówi, jak was to interesuje to poczytajcie sobie Wikipedię), choć i tu przesadził, bo pewne argumenty są powtórzone trzy razy: na spotkaniu w kawiarni, potem w formie wewnętrznego monologu, a potem jeszcze podsumowane w sprawozdaniu. Jest to przynajmniej o jeden raz za dużo. Sprawozdania jednak spływają i powoli, delikatnie rozpoczyna się wątek lekko niepokojący, budujący napięcie mające w pełni ujawnić w trzeciej części. Mianowicie zaczynają się naciski na członków komisji, dziwne konszachty, próby przekupstwa. W części trzeciej to wszystko wybucha, robi się ona sensacyjna i brutalna. Zaś bohater musi coś szybko i sprytnie wymyślić, bo sytuacja się okropnie komplikuje i gdyby Sult nie był ateistą, codziennie modliłby się słowami: Boże chroń mnie przed przyjaciółmi, z wrogami sam sobie poradzę
 
 Zakończenie książki jest jednak ogromnie rozczarowujące i bardzo rzutuje na odbiór całość. Nie chodzi o samo rozwiązanie sprawy, dość pomysłowe, tylko o jego wymowę. W pewnym momencie w powieści pada stwierdzenie, że wybór jest, czy jest się po stronie bitych czy bijących. Główny bohater nie ma cienia, nawet odrobiny, refleksji, jak bardzo ironicznie brzmi to zdanie w odniesieniu do tego, co robi w tej właśnie chwili, w którym jest ono wypowiadane, tak zafiksowany jest na swojej idei. Wielkiej i słusznej, oczywiście. Postawa bohatera a wymowa książki to jednak dwie różne sprawy. Są możliwe inne interpretacje powieści, autor podsuwa dowcipnie pewien trop nawiązujący do klasyki literatury rosyjskiej. Można też czepić się drobiazgu, że pewna pani jest bardzo piękna, skoro to jest tak powtarzane, (może celowo?) i wymyślić zupełnie zwariowaną historię, ale wszystkie te interpretacje mają słabe uzasadnienie w tekście. Podsumowując: prócz odrobiny śmiechu i dobrej zabawy, zwłaszcza w pierwszej części książki, ładnych fragmentów o muzyce i sygnalizacji świetlnej, postulatu świeckości państwa, po przeczytaniu tej powieści niewiele zostaje. 

piątek, 1 kwietnia 2022

Wiersz na kwiecień

Kwiecień
 
Sztywne kreski gałązek
rozmazane przez pąki
 


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  _________
Autor: Charles Reznikoff
Przekład: Piotr Sommer
Źródło: Konrad Hetel - strona facebookowa: ±1354