piątek, 27 lutego 2015

czwartek, 26 lutego 2015

"Podróż zimowa", Amélie Nothomb

Podróż zimowa Amelie Nothomb opowiada bardzo specyficzną historię miłosną dziejącą się w zimowym Paryżu. A może jest to opowieść o sile nienawiści i wynikającej z niej destrukcji. Głównego bohatera Zoila poznajemy, gdy siedząc na lotnisku opisuje dzieje nieszczęśliwego uczucia, jakie żywił do pięknej Astrolab. Kreśli też pokrótce swoje absurdalne, ale i groźne plany odwetu. Zoil to jeden z tych wyobcowanych, niespełnionych, mających poczucie, że niewidzialna siła spycha ich do życia w mroku, dziwaków. Odmieńców świadomych, czuwających, by nie dopadła ich przeciętność. Jego narracja pokazuje rzeczywistość w krzywym zwierciadle, zabawną i pełną brzydoty zarazem.

Jest w tej prozie niewymuszona lekkość, obrazowość, poczucie humoru, które sprawiają (plus niewielka objętość, oczywiście), że książkę czyta się błyskawicznie. Ma się uczucie obcowania z kunsztowna układanką. Autorka podrzuca liczne literackie tropy: przede wszystkim Schubertowską Podróż zimową, historię Heloizy i Abelarda, Homera, mity greckie. Jest to też książka o pisaniu i to bardzo przewrotna. Być może owe liczne nawiązania literackie i kulturowe, wszystkie razem, składają się z opowiedzianą historią w całość. Można wybrać jeden z literackich śladów, ten który najbardziej nam pasuje i na jego podstawie odpowiedzieć sobie na pytanie: o czym właściwie jest ta książka.

Okładka książki Podróż zimowa

 Może jest to powieść o sile spojrzenia, bo przecież Zoil zakochuje się w Astrolab od pierwszego wejrzenia. Uporczywy wzrok towarzyszki ukochanej, zagadkowej Alienor, go paraliżuje. Bad trip, po zażyciu grzybków, jest ćwiczeniem trzeźwości spojrzenia. Osiągnięta w ten sposób klarowność widzenia rodzi zrozumienie swojej sytuacji. Zobaczenie razem z wybraną tego samego widoku łączy i jednocześnie rozdziela. Jest to bowiem halucynacja przedstawiająca świątynie Artemidy z Efezu, co pozwala bohaterowi odgadnąć daremność swoich usiłowań miłosnych a jednocześnie podsuwa pomysł, by iść w ślady Herostratesa. A ponieważ od czasów Troi nie ma już naiwnych: zabija się, żeby zabić, pali się, aby spalić, nie wątpiąc, że się to potem jakoś uzasadni, zbiorowe spojrzenie mediów jest jedynym powodem dokonywania zamachów. Samolotu nie porywa się dla przyjemności, ale po to, by zaistnieć na pierwszych stronach gazet. Wystarczy zlikwidować media i wszyscy terroryści wylądują na bezrobociu.

środa, 25 lutego 2015

"Czuły punkt. Teatr, naziści i zbrodnia", Elisabeth Åsbrink


Znalezione obrazy dla zapytania czuły punkt teatr naziści i zbrodnia

Brodzimy w rzece codziennych zdarzeń. Dzieją się drobne sprawy, codzienne ruchy rejestrowane kątem oka. Wszystko płynie, wszystko przemija. Za to później... światło się zmienia. Szuka się śladów jednego, które prowadziło do drugiego, szuka się ogniw w łańcuchu minionych zdarzeń. 

Najchętniej zaczęłabym wpis o książce Elisabeth Åsbrink "Czuły punkt" od słów: rewelacyjna, wnikliwa, świetnie napisana. Autorka rozpoczęła swój reportaż bardzo zwyczajnie. Pierwsze zdanie brzmi: "Tego dnia, idąc po dzieci do przedszkola, miałam tylko kupić mleko."

Zanim zacznę uzasadniać swój podziw, kilka słów o tytule i treści. W oryginale występują nazwy własne, nic nie mówiące polskiemu czytelnikowi, dlatego zostały zastąpione słowami teatr, naziści, zbrodnia. Naziści są słowem odrobinę mylącym, bo chodzi o neonazistów. Opowiedziana bowiem historia jest współczesna, dzieje się pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Opowiada o wydarzeniach, które wstrząsnęły opinią publiczną w Szwecji. Więźniowie z zakładu o zaostrzonym rygorze wzięli udział w projekcie teatralnym, który miał być w zamierzeniu resocjalizujący. Priorytetem zaangażowanych ludzi teatru było zrobienie znaczącego przedstawienia. Dlatego tekst sztuki był kontrowersyjny i zakładał wygłaszanie przez osadzonych ze sceny poglądów neonazistowskich (notabene ich własnych). W przerwach między spektaklami, na przepustkach, skazani dokonali szeregu napadów rabunkowych, z których jeden skończył się morderstwem. Pieniądze uzyskane w ten sposób przeznaczone były na rozwój założonej jeszcze w więzieniu organizacji nacjonalistycznej. Gdy prawda wyszła na jaw nikt już nie potrafił oddzielić od siebie tych wydarzeń: projektu teatralnego i zbrodni. Co się naprawdę stało? Do czego doprowadziła debata wywołana przez sztukę? Gdzie przebiegała granica między teatralnym przedsięwzięciem a przestępstwami - ośmioma napadami z bronią i zabójstwem policjantów?

Reportaż jest bardzo wnikliwym studium tych wydarzeń. Skomplikowaną, wielowarstwową odpowiedzią na pytanie jak mogło do tego dojść. Udokumentowaną doskonale i szczegółową. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę, że drobne wydarzenia, zaniedbania, czasem przypadek rodzą wielkie konsekwencje. A jednocześnie jest to świetnie napisane, bo ta drobiazgowa relacja nie przygniata czytelnika. Nie gubi się on dzięki klarowności i zwięzłości stylu.

Czy reportaż opisujący wydarzenia, które były skandalem w Szwecji jest w stanie zainteresować kogokolwiek poza granicami tego kraju? Tak. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to pełna niuansów i niezwykle przekonująca analiza różnorodnych  motywów wielu osób, które uruchomiły ciąg zdarzeń. Po drugie, że ta analiza stawia ważne pytania. Na przykład: w jaki sposób system demokratyczny (nie) radzi sobie z tym, co niedemokratyczne. Czy głosicieli poglądów sprzecznych z demokratycznym porządkiem należy uciszać, czy jest sens z nimi rozmawiać, zobaczyć kim są?
Następnie porusza zagadnienia związane z filozofią, założeniami stojącymi za systemem  więziennictwa nazywanego w książce opieką penitencjarną. (Ciekawy opis jak po okresie istniejącym w latach siedemdziesiątych: potępiamy przestępstwo a nie przestępcę, co często prowadziło do jego usprawiedliwienia, nastąpiła zmiana paradygmatu, co zaowocowało zwiększoną liczbą chorych psychicznie i uzależnionych w wiezieniach.) Stawia pytania o skuteczność resocjalizacji i daje bardzo niejednoznaczne odpowiedzi na przykładach bohaterów reportażu.
Osobną problematykę stanowi sztuka. Czy jej rolą jest obnażanie rzeczywistości, czy bycie za wszelką cenę kontrowersyjną? Czy skrajny egoizm jest potrzebny do tworzenia? Czy można czyjeś życie traktować jako materiał do użycia? Czy celowe zacieranie granic między fikcją i rzeczywistością w tym konkretnym przedstawieniu  miało wpływ  negatywny na więźniów? I jeszcze pytania o sukces. Sukces sprawił, że ci którzy zaczęli dostrzegać  przekraczanie przez więźniów pewnych granic, pisali listy bez odpowiedzi. Bo chęć poprawy wizerunku opieki penitencjarnej była zbyt silna i spowodowała stopniowe łamanie procedur i wymykanie się projektu spod kontroli.
I jeszcze pytania o  media i ich wpływ na przebieg zdarzeń. Jest to reportaż, między innymi o tym, że rzeczywistość trzeba porządnie okroić, aby zmieściła się w czterystu znakach w gazecie lub w minucie i pięćdziesięciu sekundach telewizyjnych wiadomości. O tym, że telewizyjny widz bardziej uwierzy w zmontowany pod tezę materiał niż w prasową relację z pierwszej ręki. I, że media upraszczają debatę publiczną. W tym przypadku dyskusja nad przyczynami neonazizmu, funkcjonowaniem systemu więziennictwa, opieki społecznej sprowadzono do tego, czy w sztuce wystarczająco mocno sprzeciwiano się nazistowskim poglądom. 

Czuły punkt jest książką napisaną jako sprzeciw przeciw bezradności i w wierze, że jednostka ma wybór. W poczuciu, że nie ma jednej odpowiedzi, jest wiele, że oprócz prawdy wypowiedzianej istnieje prawda przemilczana. Gdyby to, co przemilczane, ujrzało światło dzienne,  przekaz byłby inny, (...) powstałoby inne wrażenie, raz bardziej, raz mniej pozytywne, a czasem po prostu bardziej niejasne. Szczerość, ba, nawet prawo do szczerości ma swoje granice. Natomiast wspomnienia są bez dna - nie można ich bezstronnie osądzić.
Nie jest to pozycja łatwa, ale czyta się ją znakomicie.

poniedziałek, 16 lutego 2015

"Kiedy byłam mała"(3)

Elżbieta Gaudasińska, ilustratorka licznych książek dla dzieci, publikująca też w Misiu i Świerszczyku. Stworzyła własny styl rozpoznawalny na pierwszy rzut oka, na który składają się żywe barwy, przeważnie ciepłe kolory, charakterystycznie zaokrąglone kształty. Dla mnie jej ilustracje zrosły się z Odyseją Homera adaptowaną dla dzieci przez Jana Parandowskiego. Książka nosiła tytuł: Przygody Odyseusza.

Źródłem ilustracji jest świetny blog: "To dla pamięci"

niedziela, 15 lutego 2015

"Zapach nocy", Andrea Camilleri


 


Zapach nocy
jest szóstą częścią cyklu o sycylijskim komisarzu Montalbano i w przeciwieństwie do innych książek serii, powinna być czytana w kolejności, a przynajmniej poprzedzona lekturą Złodzieja kanapek, bo zbyt dużo w niej odniesień do wcześniejszych książek. Zagadka kryminalna dotyczy zniknięcia pewnego właściciela firmy, który nabrał mieszkańców Vigaty na piramidę finansową, ograbiając ich z oszczędności życia. Oficjalnie Montalbano nie prowadzi śledztwa. Z czysto prywatnych powodów, żeby nie powiedzieć strachu, rozpytuje, rozmawia z ludźmi, dociera do kluczowych świadków -  niektórych bardzo ponętnych, nie lekceważy tych, którzy widują potwory morskie z trzema głowami i podaje prowadzącym sprawę, rozwiązanie na tacy.
Prywatnie komisarz jest świadkiem umierania swojego szczególnego przyjaciela. Stosunki z ukochaną Liwią stają się coraz bardziej burzliwe. Nadchodzi czas, by skonfrontować się z tym, że kiedyś dokonało się określonych wyborów, a gra wspomnień jest smutną grą, w której nigdy się nie wygrywa. Zapach samotności i nadchodzącej starości unosi się w powietrzu.

Oczywiście  nad powieścią, jak zawsze u Camilleriego, prawie że unosi się  też "zapach jadła prawdziwego i smakowitego". Komisarz Montalbano zjada między innymi chrupiące pulpeciki z drobiazgu rybnego, przyprawiane kartofle z kaparami i przede wszystkim piekące muszelki, danie ekstremalne, będące nawet dla niego, oprócz ogromnej przyjemności, wyzwaniem.
 Dla miłośników pozycja obowiązkowa, dla innych tylko po przeczytaniu poprzednich tomów.    

sobota, 14 lutego 2015

14 lutego - Walentynki.

"- Czy nie uważasz, że miłość jest uczuciem świętym? - powtórzył William najniższym basem, na jaki pozwalały jego struny głosowe.
- Tiak - odparła panna Pratt.
- Bo ja jestem tego zdania! - stwierdził z naciskiem William. - Uważam, że miłość jest najświętszym uczuciem na świecie. Nie mam na myśli pewnych rodzajów. Mam na myśli prawdziwą miłość. Spójrz na niektórych ludzi - przypuszczam, że nie wiedzą wcale, co to jest prawdziwa miłość. Być może rozmawiają o niej nawet, ale jej nie rozumieją. Miłość to uczucie, którego nikt nie potrafi zrozumieć, dopóki go nie pozna, a jeżeli oni go nie rozumieją, to go nie znają, Czy się ze mną zgadzasz?
- Tiak.

- Miłość - ciągnął dalej William, a w miarę jak się zapalał do tego wielkiego tematu, drżący jego głos nabierał mocy - miłość to uczucie, którego można zaznać tylko raz w życiu, a jeżeli oni go nie znają, to już pewno nigdy nie zaznają. Bo jeżeli na przykład mężczyzna naprawdę kocha kobietę, to przecież gotów jest zrobić wszystko, czegokolwiek ona od niego zażąda. Prawda?
- Tiak, plawda! - potwierdził srebrzysty głosik.
- A gdyby jej nie kochał, toby tego nie zrobił - mówił William namiętnie. - Ale kiedy mężczyzna naprawdę kocha kobietę, to zrobi wszystko. Weź na przykład takiego mężczyznę - przecież na ogół biorąc gotów jest zrobić wszystko, czego zażąda kobieta, którą kocha. Powiedzmy na przykład, że ona chce, żeby on kochał ją jeszcze bardziej, niż już ją kocha - czy cokolwiek innego w tym rodzaju - i przypuśćmy, że ona tego od niego zażąda. No to on zdobędzie się na to! Jeżeli się naprawdę kochają, to się zdobędzie!
Urwał na chwilę i dodał trochę ciszej:
- Ja myślę, że prawdziwa miłość jest uczuciem świętym, prawda?
- Tiak.
- Czy nie sądzisz, że miłość jest najświętszym uczuciem, jakie istnieje - to znaczy, prawdziwa miłość?
- Tiak.
 - Ja też tak sądzę - oświadczył gorąco William. - Ja... ja cieszę się, że tak uważasz, bo moim zdaniem prawdziwa miłość to takie uczucie, którego można zaznać tylko raz w życiu, ale jeżeli to nie jest prawdziwa miłość, to... przecież większość ludzi nigdy jej nie przeżywa, bo ... - Urwał szukając właściwych słów na wyrażenie swojej myśli. - Bo prawdziwa miłość, którą mężczyzna odczuwa do kobiety, a kobieta do mężczyzny, jeżeli się naprawdę kochają, a jeżeli się w ten sposób patrzy na sprawę, to oczywiście muszą się oboje kochać, boby to nie była prawdziwa miłość, to... no, to jest uczuciem świętym, bo moim zdaniem taka miłość jest zawsze święta. Czy nie sądzisz, że miłość jest święta, jeżeli to prawdziwe uczucie?
- Tiak!- odparła panna Pratt. - Jesce laz zlobić Flopita! Być Flopitem!
- Hau-hau! Hau-hau- hau!


Siedemnastolatek, Booth Tarkington.