Brodzimy w rzece codziennych zdarzeń. Dzieją się drobne sprawy, codzienne ruchy rejestrowane kątem oka. Wszystko płynie, wszystko przemija. Za to później... światło się zmienia. Szuka się śladów jednego, które prowadziło do drugiego, szuka się ogniw w łańcuchu minionych zdarzeń.
Najchętniej zaczęłabym wpis o książce Elisabeth Åsbrink "Czuły punkt" od słów: rewelacyjna, wnikliwa, świetnie napisana. Autorka rozpoczęła swój reportaż bardzo zwyczajnie. Pierwsze zdanie brzmi: "Tego dnia, idąc po dzieci do przedszkola, miałam tylko kupić mleko."
Zanim zacznę uzasadniać swój podziw, kilka słów o tytule i treści. W oryginale występują nazwy własne, nic nie mówiące polskiemu czytelnikowi, dlatego zostały zastąpione słowami teatr, naziści, zbrodnia. Naziści są słowem odrobinę mylącym, bo chodzi o neonazistów. Opowiedziana bowiem historia jest współczesna, dzieje się pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Opowiada o wydarzeniach, które wstrząsnęły opinią publiczną w Szwecji. Więźniowie z zakładu o zaostrzonym rygorze wzięli udział w projekcie teatralnym, który miał być w zamierzeniu resocjalizujący. Priorytetem zaangażowanych ludzi teatru było zrobienie znaczącego przedstawienia. Dlatego tekst sztuki był kontrowersyjny i zakładał wygłaszanie przez osadzonych ze sceny poglądów neonazistowskich (notabene ich własnych). W przerwach między spektaklami, na przepustkach, skazani dokonali szeregu napadów rabunkowych, z których jeden skończył się morderstwem. Pieniądze uzyskane w ten sposób przeznaczone były na rozwój założonej jeszcze w więzieniu organizacji nacjonalistycznej. Gdy prawda wyszła na jaw nikt już nie potrafił oddzielić od siebie tych wydarzeń: projektu teatralnego i zbrodni. Co się naprawdę stało? Do czego doprowadziła debata wywołana przez sztukę? Gdzie przebiegała granica między teatralnym przedsięwzięciem a przestępstwami - ośmioma napadami z bronią i zabójstwem policjantów?
Reportaż jest bardzo wnikliwym studium tych wydarzeń. Skomplikowaną, wielowarstwową odpowiedzią na pytanie jak mogło do tego dojść. Udokumentowaną doskonale i szczegółową. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę, że drobne wydarzenia, zaniedbania, czasem przypadek rodzą wielkie konsekwencje. A jednocześnie jest to świetnie napisane, bo ta drobiazgowa relacja nie przygniata czytelnika. Nie gubi się on dzięki klarowności i zwięzłości stylu.
Czy reportaż opisujący wydarzenia, które były skandalem w Szwecji jest w stanie zainteresować kogokolwiek poza granicami tego kraju? Tak. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to pełna niuansów i niezwykle przekonująca analiza różnorodnych motywów wielu osób, które uruchomiły ciąg zdarzeń. Po drugie, że ta analiza stawia ważne pytania. Na przykład: w jaki sposób system demokratyczny (nie) radzi sobie z tym, co niedemokratyczne. Czy głosicieli poglądów sprzecznych z demokratycznym porządkiem należy uciszać, czy jest sens z nimi rozmawiać, zobaczyć kim są?
Następnie porusza zagadnienia związane z filozofią, założeniami stojącymi za systemem więziennictwa nazywanego w książce opieką penitencjarną. (Ciekawy opis jak po okresie istniejącym w latach siedemdziesiątych: potępiamy przestępstwo a nie przestępcę, co często prowadziło do jego usprawiedliwienia, nastąpiła zmiana paradygmatu, co zaowocowało zwiększoną liczbą chorych psychicznie i uzależnionych w wiezieniach.) Stawia pytania o skuteczność resocjalizacji i daje bardzo niejednoznaczne odpowiedzi na przykładach bohaterów reportażu.
Osobną problematykę stanowi sztuka. Czy jej rolą jest obnażanie rzeczywistości, czy bycie za wszelką cenę kontrowersyjną? Czy skrajny egoizm jest potrzebny do tworzenia? Czy można czyjeś życie traktować jako materiał do użycia? Czy celowe zacieranie granic między fikcją i rzeczywistością w tym konkretnym przedstawieniu miało wpływ negatywny na więźniów? I jeszcze pytania o sukces. Sukces sprawił, że ci którzy zaczęli dostrzegać przekraczanie przez więźniów pewnych granic, pisali listy bez odpowiedzi. Bo chęć poprawy wizerunku opieki penitencjarnej była zbyt silna i spowodowała stopniowe łamanie procedur i wymykanie się projektu spod kontroli.
I jeszcze pytania o media i ich wpływ na przebieg zdarzeń. Jest to reportaż, między innymi o tym, że rzeczywistość trzeba porządnie okroić, aby zmieściła się w czterystu znakach w gazecie lub w minucie i pięćdziesięciu sekundach telewizyjnych wiadomości. O tym, że telewizyjny widz bardziej uwierzy w zmontowany pod tezę materiał niż w prasową relację z pierwszej ręki. I, że media upraszczają debatę publiczną. W tym przypadku dyskusja nad przyczynami neonazizmu, funkcjonowaniem systemu więziennictwa, opieki społecznej sprowadzono do tego, czy w sztuce wystarczająco mocno sprzeciwiano się nazistowskim poglądom.
Czuły punkt jest książką napisaną jako sprzeciw przeciw bezradności i w wierze, że jednostka ma wybór. W poczuciu, że nie ma jednej odpowiedzi, jest wiele, że oprócz prawdy wypowiedzianej istnieje prawda przemilczana. Gdyby to, co przemilczane, ujrzało światło dzienne, przekaz byłby inny, (...) powstałoby inne wrażenie, raz bardziej, raz mniej pozytywne, a czasem po prostu bardziej niejasne. Szczerość, ba, nawet prawo do szczerości ma swoje granice. Natomiast wspomnienia są bez dna - nie można ich bezstronnie osądzić.
Nie jest to pozycja łatwa, ale czyta się ją znakomicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.