poniedziałek, 30 września 2019

"Dziewczyna z konbini", Sayaka Murata

Konbini to miejsce obowiązkowej normalności.

 Konbini to w Japonii rodzaj niedużego sklepu z żywnością, prasą i przedmiotami codziennego użytku. Jest to miejsce pracy dorywczej zatrudniające głównie studentów i imigrantów. Keiko, podobnie jak jej znajomi, zaczęła pracować w konbini na studiach, ale podczas gdy oni skończyli edukację, znaleźli sobie stałą pracę i ułożyli życie prywatne, Keiko pozostała ekspedientką. Po kilkunastu latach jakakolwiek zmiana, na dobre czy na złe, zaczyna jej się wydawać koniecznością.

 Pytanie tylko, czy można się zmienić wbrew sobie. Czy jest to czymś dobrym lub w ogóle możliwym? Dziewczyna z konbini to krótka, prosta, budząca niepokój historia o byciu innym. Naprawdę innym, wobec którego czuje się obcość, bo on odbiera świat i reaguje na niego odmiennie. Dystans budują już sceny z dzieciństwa Keiko, ale jednocześnie, ponieważ oglądamy rzeczywistość z jej punktu widzenia, jesteśmy blisko bohaterki i jej sposobu radzenia sobie ze światem. Keiko jest do bólu szczerą osobą w ocenie siebie i innych. Ma świadomość swojej odmienności i silną potrzebę dostosowania się. Praca w konbini, z jej jasnymi regułami, powtarzalnością jej w tym pomaga, stając się częścią jej tożsamości i zapewniając jej poczucie bezpieczeństwa. Dostrzega jak jest odbierana i próbuje sobie radzić przez wymazywania tych części życia, które ludzie uważają za dziwne oraz naśladowanie innych. Mimikra przynosi jednak średnie rezultaty. Świat normalnych ludzi nie znosi odmienności. Spotkanie podobnej osoby, która jednak na swoją sytuację reaguje buntem, pozwala Keiko przyjrzeć się sobie dokładnie. I widzi, że dalej jest obcym elementem. Nie pasuje do wzorca normalności tkwiącego w ludzkich umysłach.

 Wielką siłą Dziewczyny z konbini jest jej prostota i niejednoznaczność, sprawiająca, że czytelnik zostaje z pytaniami. Co jednostka powinna zrobić z naciskiem społecznym, oczekiwaniami, że będzie się wpisywała w społeczeństwo, wypełniała określone role społeczne? Czy brak sukcesu, na który składa się założenie rodziny i dobra praca, powinien spychać człowieka na margines jego otoczenia? Czy naprawdę ulubionym zajęciem normalnych ludzi jest osądzanie tych nienormalnych? A może to wzór normalności jest zbyt sztywny i inność powinna być bardziej akceptowana i gdzie są granice tej akceptacji.

wtorek, 24 września 2019

"Crimen", Józef Hen

 We wrześniu 1604 roku prywatne pułki magnackie Mniszchów i Wiśniowieckich oraz wolontariusze ruszyli na wchód, by zdobyć tron moskiewski. Na czele wojska stanął Dymitr Samozwaniec, zaręczony z Maryną Mniszchówną, rzekomy syn cara Iwana Groźnego. Król Zygmunta III z okazji tej wyprawy wygłosił zdanie: Krainy nasze ledwie znieść mogą rojów wrzącej i niespokojnej młodzieży, gdzież lepsze pole do rycerskiej zabawy? Jednym z przedstawicieli tej niespokojnej młodzieży, który podążył na wojnę z wojskiem Maryny był Tomasz Błudnicki. Akcja Crimen Hena rozpoczyna się kilka lat później wraz z powrotem Tomasza z wojny do domu rodzinnego. Rycerska zabawa sprawiła, że wrócił w stanie psychicznym, który dzisiaj określa się jako zespół stresu pourazowego i dowiedział się, że jego ojciec umarł w podejrzanych okolicznościach. Siostra niechętnie opowiadała o tym, co się dokładnie wydarzyło, przyrodni brat otrzymał nie wiadomo za co wspaniałego konia, sąsiad podejrzanie szybko przejął dzierżawione przez zmarłego królewszczyzny. W okolicy zaś łatwo było wynająć szable do załatwienia każdych, nawet brudnych interesów i kręcił się po niej od pewnego czasu szlachcic wyjęty spod prawa. Tomasz odniósł wrażenie, że każdy z kim rozmawiał coś ukrywa, postanowił więc wszcząć własne śledztwo, znaleźć zabójców i pomścić śmierci ojca.

 Crimen Józefa Hena to powieść, która bardzo umiejętnie łączy intrygujący wątek kryminalny z elementami romansowymi i przygodowymi, wpisując je wszystkie w historię. Przy czym, autor nie skupia się na wydarzeniach historycznych, ich praktycznie w książce nie ma, za to znakomicie udaje mu się oddać realia początku XVII wieku w Rzeczpospolitej. Rzeczpospolitej, która jest wtedy wielonarodową, zamieszkaną przez ludzi różnych wyznań demokracją szlachecka, ale czuć w już wzbierającą falę historii, co raz wyraźniej widać dyktat wielmożnych i tworzącą się oligarchię magnacką. Istotną rolę w fabule odgrywa też wątek poddaństwa chłopów, bezkarna przemoc wobec nich. (Czy ci ludzie wiedzą, że są nieszczęśliwy?- tak pyta jedna z postaci w powieści). Nastrój XVII wieku podkreśla ładnie stylizowany język, a całość napisana jest lekko i mimo dramatyzmu, emocji, zagęszczającej się atmosfery i rosnącego napięcia związanego z postępami śledztwa nie brak tu ironii i odrobiny humoru.

Trzeba też koniecznie podkreślić mistrzostwo w przedstawieniu postaci w powieści. Są to bohaterowie  zapadający w pamięć, nawet ci epizodyczni. Skomplikowani, barwni, kierujący się często własnym kodeksem postępowania, jak na przykład: wyjęty z pod prawa szlachcic czy pewna zamożna panna. A i głównego bohatera Tomasza Błudnickiego łatwo polubić. Najbardziej ujmująca w Tomaszu jest jego odwaga mówienia nie, aby ocalić swoje wewnętrzne przekonanie, co przystoi człowiekowi. Przy czym, to co wydaje się na pozór idealizmem w jego postępowaniu, jest po prostu skutkiem przeżyć wojennych. Cztery razy ten sprzeciw Tomasza wybrzmiewa dobitnie. Za pierwszym razem jest straceńczy samobójczy atak na okopy wroga, by ocalić resztki człowieczeństwa, który kończy się niewolą. Pozostałe akty niezgody, buntu, kontestacji reguł według, których powinien postępować szlachcic, narażają go na utratę życia, czci szlacheckiej i honoru rodziny. Obok portretu buntownika mamy obraz zbiorowości, ludzi, którzy też odmówili zachowywania się zgodnie z przyjętymi regułami i postanowili stworzyć własne, bardziej sprawiedliwe. Wspólnota Arian czy Braci polskich jest w powieści przedstawiona z dużą sympatią, ale trzeźwo, ze świadomością, że małe grupy religijne łatwo mogą się przeradzać w ponure sekty, a motywy przystąpienia do wspólnoty są różne i dalekie od religijnych i moralnych. Nie ma tu łatwych uproszczeń, pokazana jest znakomicie złożoność ludzkiej psychiki. Całość składa się w fascynujący obraz Rzeczpospolitej początku XVII wieku, sprawiając, że Crimen jest słodko-gorzką, wspaniałą powieścią historyczną.

poniedziałek, 16 września 2019

"Epigram na Stalina", Robert Littell


 Epigram na Stalina to historia ostatnich lat życia Osipa Mandelsztama, od stycznia 1934 roku do chwili jego śmierci w łagrze tranzytowym pod Władywostokiem w 1938. Czas ten obejmuje uwięzienie i wyrok wygnania na północny Ural, pobyt w Woroneżu, nieudaną próbę ponownego osiedlenia się w Moskwie zakończoną powtórnym aresztowaniem. Opowieść Roberta Littella jest rozpisana na głosy: Mandelsztama i jego żony Nadzieżdy, ich przyjaciół: Achmatowej i Pasternaka, a także Fikrita Szotmana, słynnego w Związku Radzieckim mistrza w podnoszeniu ciężarów i Nikołaja Własika, osobistego ochroniarza Stalina, postaci jak się zdaje fikcyjnej. Osią, wokół której obracają się wydarzenia w powieści jest słynny wiersz poety o Stalinie zaczynający się od słów: Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi...
 
  W okresie, w którym rozgrywa się początek powieści, Mandelsztam jest już poetą od lat niewydawanym. Swoje wiersze czyta na rzadkich spotkaniach autorskich, na które przychodzi garstka osób lub wąskiemu gronu przyjaciół. Ma świadomość, że żyje pod rządami wszechobecnego terroru i szanse ocalenia kurczą się. Wybór, by pisać prawdę jest walką przeciw zapomnieniu. Krzykiem człowieka, który czuje się martwy: Mandelsztam martwy! Martwy... ale... jeszcze... niepochowany! W powieści poeta mówi o sobie: Hamlet udaje szaleństwo, żeby usprawiedliwić swoją niemoc. Ja udaję rozważnego, żeby usprawiedliwić swoją niemoc działania. Wiersz o Stalinie obarczający jego osobiście winą za totalitaryzm jest końcem udawania, krokiem zmierzającym do przywrócenia poczucia rzeczywistości, aktem powiedzenia prawdy. Motywy, którymi kieruje się Mandelsztam w swoich działaniach, także późniejszych: próbie samobójczej, napisaniu ody pochwalnej na cześć Stalina, podobnie jak portrety Nadzieżdy Mandelsztam, Anny Achmatowej, ukazane są w powieści w sposób poruszający. Jednak najlepszymi fragmentami są przejmujące sceny majaczeń więziennych i wyimaginowane rozmowy Osipa Mandelsztama ze Stalinem. Książka Roberta Littella jest umiejętnie napisaną, budzącą emocje powieścią historyczną, którą się dobrze czyta. Przyjrzenie się zdarzeniom z subiektywnej perspektywy uczestników zdarzeń, pozwala autorowi oświetlić dziejący się dramat, jeden z olbrzymiego morza podobnych dramatów, miażdżenia jednostki przez terror komunistycznego państwa. Mimo tego, ponieważ jest to spojrzenie pisane z perspektywy czasu, fabularyzowany obraz żyjących kiedyś ludzi, książka pozostawia uczucie niedosytu.