sobota, 27 czerwca 2015

"Znów wędrujemy ciepłym krajem"

Znów wędrujemy ciepłym krajem
Malachitową łąką morza
Ptaki powrotne umierają
Wśród pomarańczy na rozdrożach

Na fioletowo-szarych łąkach
Niebo rozpina płynność arkad
Pejzaż w powieki miękko wsiąka
Zakrzepła sól na nagich wargach...

A wieczorami w prądach zatok
Noc liże morze słodką grzywą
Jak miękkie gruszki brzemieje lato
Wiatrem sparzone jak pokrzywą

Przed fontannami perłowymi noc
Winogrona gwiazd rozdaje
Znów wędrujemy ciepłą ziemią
Znów wędrujemy ciepłym krajem
______________
Tekst: "Piosenka" Krzysztof Kamil Baczyński (1938)
Muzyka i wykonanie: Grzegorz Turnau

wtorek, 23 czerwca 2015

"Ponad wszelką wątpliwość", Gianrico Carofiglio

Są powieści obdarzone wdziękiem, które bardzo łatwo polubić. Na ten urok na pewno składa się  bohater postawiony w sytuacji, w której czytelnikowi przychodzi z łatwością kibicowanie mu, kilka nawiązań do innych książek i filmów, osadzenie akcji w pięknym miejscu, plus trochę czarujących drobiazgów.

Taką sympatyczną książką jest Ponad wszelką wątpliwość Gianrico Carofiglio. Jest to trzecia część serii kryminalnej z mecenasem Guido Guerrieri. Brak znajomości poprzednich nie jest jednak przeszkodą w lekturze tej powieści. Sprawa, której teraz podejmuje się adwokat nie jest drastyczna (żadnego morderstwa), za to szybko robi się osobista. Klient został oskarżony i skazany w pierwszej instancji na szesnaście lat za przemyt narkotyków z Czarnogóry do Włoch. Twierdzi, że narkotyki zostały mu podrzucone do samochodu i jest niewinny, a obronna na pierwszym procesie wyglądała dziwnie. Udowodnienie niewinności podsądnego wydaje się prawie niemożliwe do przeprowadzenia, bo wszystkie dowody wskazują, że jest winny. Mecenas Guerrieri ma też swoje zadawnione porachunki z oskarżonym, czego ten ostatni nie jest świadomy. Stąd wątpliwości, czy w ogóle podjąć się obrony. Zauroczenie żoną podejrzanego także nie ułatwia sprawy, zwłaszcza, że Guerrieri przechodzi kryzys w życiu osobistym.

Gianrico Carofiglio zanim został pisarzem przez wiele lat był prokuratorem, więc sposób funkcjonowania sytemu sądownictwa zna od podszewki, co przekłada się na wiarygodność opisywanych faktów. Sprawność pisarska sprawia, że cała procedura sądowa jest przedstawiona bardzo przystępnie i ciekawie. Książka jest raczej dramatem sądowym z rozbudowanym wątkiem obyczajowym niż klasycznym kryminałem. Polubić ją bardzo łatwo z powodu znakomitych szczegółów, jak na przykład opis nocnej księgarni w Bari i przede wszystkim dzięki świetnemu bohaterowi, którego wewnętrzne rozterki i ironiczny stosunek do samego siebie niosą powieść.

Z bliskich mi drobiazgów na zakończenie cytat. Tak Guerrieri mierzy się z Ulissesem Joyce'a i innymi arcydziełami literatury światowej:
Za każdym razem muszę się zmierzyć z moją ignorancją, i myślę, że powinienem przeczytać te książki. Za każdym razem wychodzę, nigdy ich nie kupując. Myślę, że nie dane mi będzie osobiście zaznać przygód - powiedzmy - młodego Dedalusa, pana Blooma. Pogodziłem się z tym, ale w księgarniach nadal przeglądam te tomy, jest to mój rytuał radzenia sobie z niedoskonałością. Moją niedoskonałością.
Bardzo przyjemna lektura na lato.
W westernach bohaterowie odchodzą w stronę zachodzącego słońca, w tej powieści w stronę świateł latarni.
Latarnia w Bari

niedziela, 21 czerwca 2015

21 czerwca - przesilenie letnie.

"- Gotowe?
- Gotowe.
- Teraz ?
- Wkrótce!
-Czy naukowcy naprawdę wiedzą? To się zdarzy dzisiaj, naprawdę?
 - Patrz, patrz, sam się przekonaj!
Dzieci tuliły się do siebie, niektóre z nich jak róże, niektóre jak chwasty, przemieszane, wyglądające na zewnątrz w poszukiwaniu skrytego słońca.
Padał deszcz.  
Deszcz padał przez siedem lat, setki dni składających się z deszczu i wypełnionych deszczem od końca do końca, pełnych bębnienia i szumu wody, przelotnych, krystalicznych pokropień i uderzeń sztormów tak gwałtownych, że spadały na wyspy jak fale potopu. Tysiące lasów łamało się i kruszyło pod naporem kropel, potem na nowo odrastało tysiąc razy i znowu upadało pod biczami deszczów. I to był wieczny rzeczy porządek na planecie Wenus, a to było szkolne pomieszczenie dla dzieci, kobiet i mężczyzn, którzy rakietami przybyli na świat deszczów, żeby stworzyć cywilizację i przeżyć tu swoje dni.
- Przestaje, przestaje!
- Tak, tak!(...)

 Świat zamarł w bezruchu. Cisza była tak ogromna, tak niewiarygodna, że miało się wrażenie, iż uszy zostały nagle zapchane watą, albo nawet, że w ogóle straciło się słuch. Dzieci przyłożyły dłonie do uszu. Przestały się tłoczyć. Dzieci rozsunęły się i przypłynął do nich zapach cichego, oczekującego świata.
Ukazało się słońce.
Miało kolor rozżarzonego brązu i było bardzo duże. A niebo wokół niego błyszczało jak błękitna emalia. Dżungla zapłonęła odbitymi promieniami i dzieci, jak uwolnione spod działania czaru, wybiegły z krzykiem prosto w lato."

_________
Całe lato jednego dnia Ray Bradbury