poniedziałek, 30 października 2017

"God hates Poland", Michał R. Wiśniewski

- Nie piszę fantastyki - oburza się Sławek - wątek transrealistyczny to jeszcze nie fantastyka.
- Napisałeś książkę o robocie!
- Androidzie - mruczy pod nosem Sławek. (...)
- Fantastów interesują tak naprawdę trzy rzeczy - mówi Sławek - elf, statki kosmiczne i że trzeba było iść z Hitlerem na Moskwę. A moja proza to coś więcej. 


Można powiedzieć, kierując się powyższą podpowiedzią pisarza, że God hates Poland jest powieścią transrealistyczną. Nie ma w tym utworze kosmosu, elfów ani alternatywnej wersji historii, jest za to teraźniejszość - akcja książki rozgrywa się przede wszystkim w roku 2014, przy czym jest to opis rzeczywistości zniekształconej, przekraczającej realizm. Powieść obyczajowa przemienia się na oczach czytelnika w twarde science-fiction. By nie psuć przyjemności czytania nie napiszę, na czym polega pomysł autora. Koncepcja ta, jak się wydaje, służy wyostrzeniu obrazu, bowiem otrzymujemy portret zbiorowy trzydziestokilkuletnich Polek i Polaków utrzymany w tonie smutno-sarkastycznym. Trójka bohaterów wysuwa się na pierwszy plan. Sławek, początkujący pisarz, który przeprowadził się ze Szczecina do Warszawy i właśnie usiłuje napisać swoją drugą powieść, Natka przygotowująca się do ślubu i Tomasz, który pracuje dla zajmującej się zaawansowaną technologią firmy w Tokio, i przeżywa żałobę po samobójczej śmierci swojej japońskiej przyjaciółki. Ich znajomi, współpracownicy, przyjaciele, mężowie, żony, przypadkowo spotkani ludzie dopełniają obraz.

I właśnie postacie, oprócz dialogów, wychodzą autorowi najciekawiej. Bije od nich autentyczność. Kilka zdań, urwana wypowiedź, pojedyncza scena świetnie oddają sytuację, charakter i wzajemne relacje bohaterów. Na przykład, w czasie testu sprawdzającego obustronną znajomość narzeczonych na kursie przygotowującym do ślubu, Natka skreśla swoją odpowiedź na pytanie: "Co lubię?". Podgląda co napisał o niej jej chłopak i wpisuje to samo. I nic więcej nie trzeba dodawać, mamy pełny obraz ich relacji. Tomasz, nakreślony grubszą kreską i dla mnie odrobinę mniej przekonujący, o komputerowych projektach, które robił ze swoją dziewczyną: Można powiedzieć, że odnieśliśmy ...., że odniosłem sukces. Sławek przyznający sobie wirtualne punkty za wstanie z łóżka, albo chłopak marzący o obronie słabszych skonfrontowany z rzeczywistością.

God hates Poland zanurzony jest we współczesności, nowoczesnej technologii, popkulturze i porusza tematy obecnie żywe, takie jak sztuczna inteligencja, utrata prywatności, uchodźcy, portale społecznościowe, czy nawet mody internetowe. I być może w tym tkwi słabość książki, że za kilka lat pewne rzeczy staną się nieczytelne. Broni się natomiast trafnie przedstawioną codziennością, na przykład: gorzko-śmiesznym opisem pijackich ekscesów czy przeradzających się w koszmar wczasów all-inclusive. Interesujące jest też pokazanie relacji sztuka życie. Jedna z bohaterek postanawia nie czytać więcej i jest to decyzja wyzwalająca. Wskazówki dawane przez sztukę bywają zawodne, dlatego na jakąś tam wersję pytania Sławka: "Jak żyć?" otrzymuje on odpowiedź będącą cytatem z Dicka (Nikt nie powiedział, że życie jest proste. Porzucenie oznaczałoby, że potrzebuję specjalnej uproszczonej rzeczywistości.) ujętym w ironiczny nawias. Literatura, zdaje się mówić autor, może jedynie coś nam uświadomić, z rzeczywistością musimy zmierzyć się sami.

Wpis bierze udział w wyzwaniu "Pod hasłem"

niedziela, 22 października 2017

*** (Jam - nie Osjan!...), Bolesław Leśmian

Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciu
Bezpiecznie śpiewam moją ze światem niezgodę!
Tarczą złudy obronny - zyskałem swobodę,
Której on by zapragnął, gdyby tkwił w tym życiu.

Za niego dźwigam brzemię należnej mi sławy
I za niego o przyszłość mych pieśni się trwożę -
Żyję tak, jakby jego życia był ciekawy - 
Ginę, jak on by ginął, choć zginąć nie może!

Ten go uczci, co będzie na moim pogrzebie,
Gdy moja mgła się z jego spokrewni tumanem.
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie -
Dla innych chciałem zawsze być tylko Osjanem.

Tak rzekł śpiewak, lecz własnym smutkom nie podołał,
I nagle: Boże, Boże! - do Boga zawołał.

Jam nie Bóg! Twarzy mojej spragniony zatraty,
Maskę Boga przywdziałem - zdradziecko pokrewną,
I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,
Tak, jak On by stworzył... Na pewno! Na pewno!

Z Niego w mrok się wdarłem, by trwać w obłąkaniu,
Tak jak On by to czynił, gdy chciał się wdzierać!
Za Niego mrę na krzyżu w bolesnym przebraniu
Tak właśnie, jak On marłby, gdyby mógł umierać!

Za Niego, jakby rozpacz gnała Go po niebie,
Płacząc - w próżnie uchodzę, by marnieć - odłogiem!
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie!
Dla was, co się modlicie, jestem tylko - Bogiem.
____________
Ciekawą interpretację tego wiersza można przeczytać na blogu: "Pierogi Pruskie"