Zapalić świeczkę - dla upamiętnienia wszystkich dusz i śmierci - i dla siebie samej.
Biała elegia Han Kang to autobiograficzna, bardzo osobista książka, rodzaj poetyckiej medytacji poświęcony stracie, żałobie, przemijaniu. Była częściowo pisana w Warszawie i to miasto odgrywa w niej kluczową rolę. Po pierwsze, jako punkt wyjścia - bycie w obcym kraju, którego języka się nie zna, sprawia, że człowiek doświadcza izolacji, jest więc skazany w większym stopniu na bycie z samym sobą. Im bardziej uporczywa jest ta izolacja, tym żywsze stają się nieoczekiwane obrazy z przeszłości. Po drugie, jako miejsce, którego zimowy pejzaż ze śniegiem, deszczem i ciemnością zostaje tu utrwalony, ale przede wszystkim, jako miasto ze swoją historią, które mimo zniszczenia uparcie dążyło do rekonstrukcji samego siebie.
Książka podzielona jest na krótkie rozdziały, czasami składające się z zaledwie kilku linijek, kiedy indziej najwyżej kilku stron. Są też zdjecia: czarno-białe przywodzące na myśl sztukę performatywną. Teksty to zapisy wspomnień, wyrażone dwojako: wprost lub za pomocą obrazów, które, mimo że zapisane prozą, są miniaturami poetyckimi, dotykającymi tematów: straty bliskich osób, związanego z nią bólu, poczucia kruchości istnienia. Wszystkie splatają się ze sobą na poziomie emocji i opisują proces przechodzenia żałoby.
Biel jest w kulturze koreańskiej kolorem żałoby, symbolizuje oczyszczenie, odrodzenie, spokój. Książka rozpoczyna się od tego, że Han Kang sporządza listę białych rzeczy - listę żałoby. Pisze, że potrzebuje czegoś w rodzaju białej maści do naniesienia na bolące miejsca, białej gazy, którą można by je otulić. A potem zadaje pytanie, czy pisanie może stać się dla niej procesem uzdrawiającym. I prawie natychmiast zostaje przywołany obraz - wspomnienie instalacji artystycznej - i wraz z nim świadomość, że proces ten będzie jak sypanie soli (białej) na otwarte rany - bardzo bolesny. Zaczyna od pytania, kiedyś zadanego jej w czasie wywiadu: o pierwsze doświadczenie dzieciństwa, które zbliżyło ją do smutku. Nie opowiedziała wtedy o tym, co od razu przyszło jej na myśl - o śmierci swojej siostry, o tym, co rozumiała intuicyjnie już jako dziecko, że narodziła się w miejsce zmarłej i dorastała zamiast niej. Zmierzenie się z tym uczuciem, z przypadkowością swojego istnienia okupionego czyjąś śmiercią jest istotną częścią książki. Przybiera to formę poruszającego ćwiczenia z wyobraźni polegającego na obdarzeniu siostry życiem, spojrzeniem jej oczami na swoje przeżycia. Ta podwójnośc pozwala jednocześnie być blisko i nabrać bezpiecznego dystansu, umożliwiającego przyjrzenie się własnemu smutkowi. Trudno to jasno opisać w kilku słowach, ale w książce opowiedziane za pomocą obrazów zanurzonych w bieli działa doskonale, pozwala lepiej zrozumieć i budzi emocje.
Można również spojrzeć na Białą elegię jako na historię o spotkaniu odmiennych kultur. Oczywiste jest, że lektura książki
pozwala przyjrzeć się odrobinę kulturze koreańskiej. Działa to też w drugą stronę. Pisarka przypatruje się uważnie upamiętnianiu zmarłych dziejącemu się w warszawskiej przestrzeni. To jest fascynujące, że
zetknięcie się z innym sposobem przeżywania żałoby i
pamięci o zmarłych może być dla niej impulsem do tak osobistych przemyśleń. Najbardziej jednak zachwyca z jaką subtelnością Han Kang pokazuje piękno i jego ulotność, życie i przemijanie. Porusza emocjonalnie wrażliwość, z którą dotyka tematu cielesności, jej kruchości, mierzenia się z własną śmiertelnością. Najlepszy przykład tego ostatniego stanowi minatura o spoglądaniu na siebie w lustrze po chorobie. Jeszcze inną rzeczą, która robi ogromne wrażenie jest bardzo empatyczne spojrzenie z perspektywy osoby czterdziestoparoletniej (tyle lat miała Han Kang, kiedy pisała tę książkę) na własnych
rodziców, zobaczenie w nich bardzo młodych ludzi, zaledwie
dwudziestoparoletnich, mierzących się ze stratą własnego dziecka.
