wtorek, 11 listopada 2014

"Morderca bez twarzy"

Dzień dwudziesty siódmy - najbardziej zaskakujące zakończenie.

Na pytanie o najbardziej zaskakujący zwrot akcji czy zakończenie, przyszły mi do głowy od razu trzy tytuły, tylko niestety były to tytuły filmów. Dzisiejszy wpis będzie o twórcy kryminałów, bo któż jak nie oni powinni zaskakiwać; o powieści, której zakończenie jest intrygujące i odmienne od typowego zakończenia książki kryminalnej.
Morderca bez twarzy jest pierwszą powieścią  Henniga  Mankella z cyklu o Kurcie Wallenderze, policjancie mieszkającym i pracującym w Ystad.
Książka opowiada o poszukiwaniu sprawcy podwójnego morderstwa w Lenarp, leżącej w Skanii osady. Gdy policja przyjeżdża na miejsce, jedna z ofiar jeszcze żyje i udaje jej się  przed śmiercią wyszeptać słowo: „zagraniczny”. Wkrótce słowo to przedostaje się do prasy i wywołuje  antyimigracyjną falę protestów i zamieszek, w wyniku której ginie następna osoba. Śledztwo prowadzi Kurt Wallander, przeciętny policjant w średnim wieku. Akcja rozgrywa się w rytmie regularnie zwoływanych zebrań zespołu policyjnego, gdzie omawia się skrupulatnie wyniki dochodzenia, które nie specjalnie posuwa się na przód. Śledztwo zapowiada się na bardzo skomplikowane. Jednak w powieści  niewiele się dzieje. Napięcie jest raczej budowane przez autora za pomocą umiejętnego tworzenia nastroju zagrożenia.
Cechą charakterystyczną książki jest ta zwyczajność głównego bohatera.W jednym z wywiadów Henning Mankell tak opowiada o stworzonej przez siebie postaci: "Nie lubię go za bardzo. Nie jesteśmy specjalnie do siebie podobni. Pisarzowi w wielu przypadkach łatwiej stworzyć wyrazistą postać zapadającą w pamięć czytelników, gdy ma do niej dystans i zbytnio jej nie lubi. (...) nie jest to typowy bohater powieści kryminalnych, ale bez wątpienia jest to typowy oficer policji. I to taki, którego spotkać można w wielu krajach. Ci ludzie żyją w wielkim stresie i często płacą za to bardzo wysoką cenę." (Krwawa setka, Burszta, Czubaj).
 Mimo mało efektownego przebiegu zdarzeń, książkę czyta się świetnie. Dobrze oddaje, jak się wydaje, rzeczywistość żmudnej pracy policji i problemy społeczne Szwecji.

Czytając powieść przed kilku laty nie uświadamiałam sobie tego wszystkiego, o czym napisałam wyżej. W wielkimi emocjami śledziłam przebieg akcji (co, oczywiście świadczy o świetnym warsztacie pisarskim Mankella) i poczułam się bardzo zaskoczona zakończeniem. Po tak umiejętnie budowanym napięciu przez całą książkę oczekiwałam fascynującej końcówki. A autor wywiódł mnie na manowce, bo motyw zbrodni, sposób wykrycia i ujęcia mordercy przedstawił najzwyklejszy na świecie. Rozwiązanie skomplikowanej sprawy okazało się proste i zgodne z życiowym prawdopodobieństwem.
Nie we wszystkich książkach Mankella dzieje się tak niewiele (na przykład O krok). Nie wszystkie mają tak mało efektowne zakończenia, ale większość pozwala się domyślić lub pokazuje sprawcę w momencie, w którym większość autorów potrzymałaby jeszcze czytelników w niepewności.Wydaje się to zabiegiem celowym mającym pokazać banalność zła i zwrócenie uwagi na problematykę społeczną, bo o ile złapanie przestępcy przywraca porządek prawny to społecznego i moralnego już nie.
Pisarstwo Mankella dowiodło, że zwyczajność w kryminałach okazała się zaskakująca i ciekawa.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.