czwartek, 20 listopada 2014

"Delikatność" Davida Foenkinosa



Delikatność Davida Foenkinosa to napisana z dużym wdziękiem historia romansu biurowego.
Na początek notki o powieści mały test. Co sądzisz, drogi czytelniku, czytelniczko, o następującym cytacie?
Jedna z pierwszych scen książki. Chłopak podrywa dziewczynę na ulicy. Idą do kawiarni.

Pomyślał: "Jeśli zamówi kawę bezkofeinową, wstaje i wychodzę". Nie wolno pić kawy bez kofeiny na tego typu spotkaniach. To napój wyjątkowo mało towarzyski. Herbata też nie jest lepsza. Ledwie się poznali, a już mieliby wpaść w jakiś miękki kokon. Wygląda na to, że niedzielne popołudnia będą spędzali przed telewizorem. Albo gorzej: u teściów. Tak, herbata to bezsprzecznie atmosfera proszonego obiadku. Więc co? Alkohol? Nie, o tej porze. Można by się przestraszyć kobiety, która ni stąd, ni zowąd od razu zaczyna pić. Nie przeszedłby nawet kieliszek czerwonego wina. François czekał, aż wybierze, czego zechce się napić, i nadal przeprowadzał swoja ciekłą analizę pierwszego kobiecego wrażenia. Co jeszcze pozostało? Coca-cola czy jakiś inny gazowany napój... nie, to niemożliwe, to w ogóle nie jest kobiece. Ostatecznie pomyślał, że niezły byłby sok. Tak, sok jest w porządku. Jest towarzyski i niekonfliktowy. Od razu czuć, że dziewczyna jest miła i zrównoważona. Ale jaki sok? Lepiej unikać klasyki: byle tylko nie jabłko i pomarańcza, wszędzie tego pełno. Trzeba być choć trochę oryginalny, byle bez przesady. Papaja czy gujawa może zmrozić krew w żyłach. Nie, najlepiej wybrać coś między jednym a drugim, na przykład morelę. Właśnie, to jest to. Sok morelowy to doskonałe wyjście. "Jeśli to zamówi, ożenię się z nią"- powiedziała sobie François. Dokładnie w tym momencie Nathalie podniosła głowę znad karty, jakby wyrwała się z długiego zamyślenia. Tego samego, w którym był pogrążony nieznajomy naprzeciwko. 
"Wezmę jakiś sok...
-... ? 
- Chyba morelowy." 

Czytelnicy, którzy uważają powyższy fragment za zabawny i uroczy będą po prostu lepiej bawić się przy czytaniu. Z doświadczenia wiem, że jest ich większość. Osobiście po przeczytaniu tego kawałka mam ochotę się napić czystego spirytusu, bo jak wiadomo z literatury dama wódki nie pije. Na szczęście w dalszym ciągu lektury takich powierzchownych, irytujących urywków jest mniej. Gdy już przystałam na stereotypowe portrety postaci: Nathalie (z takim imieniem oczywiście lubi się rosyjską literaturę i ma się w sobie rosyjski smutek); szef bufon, zrównoważony Szwed, arogancki kelner, czytało mi się lepiej. Książka ma bowiem lekkość i wdzięk francuskiej komedii. Co mi się podobało? Niekiedy humor i trafność krótkich rozdziałów komentujących przebieg akcji, liczba rozdziałów - drobny pomysł a cieszy. Kilka bardzo wnikliwych i prawdziwych uwag. Najcelniejsza wydawała mi się następująca: Być może tym właśnie jest ból: stałym poczuciem, że jest się wykorzenionym z teraźniejszości. Odpowiadały mi też subtelnie namalowane obrazy na temat wychodzenia z żałoby i związków międzyludzkich. I obiecana tytułem delikatność, kruchość bohaterów i czułość rodzącego się między nimi uczucia. Wszystko opisane z dużym wyczuciem, delikatnie. Momentami żartobliwie, czasem wzruszająco, ale chyba zbyt jak na mój gust lekkim piórem. Przyjemnie irytująca lektura.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.