Pani Oliver w stanie graniczącym z obłędem snuła się po gabinecie, mamrocząc coś do siebie. Rzuciła na mnie krótkie, obojętne spojrzenie i kontynuowała wędrówkę. Jej niewidzące oczy przesuwały się po ścianach, prześlizgiwały po oknie i od czasu do czasu zamykały się jakby w przypływie bólu.
- Ale dlaczego - mówiła pani Oliver w przestrzeń - dlaczego ten idiota nie mówi natychmiast, że widział kakadu? Dlaczego nie miałby tego zrobić? Nie mógł tego uniknąć! Jeśli jednak nie wspomina o tym, cały pomysł jest zmarnowany. Musi być sposób... musi być.
Jęknęła, chwyciła się za krótkie siwe włosy i szarpnęła je z całej siły. Potem spojrzała na mnie nagle oprzytomniałymi oczami i powiedziawszy: "Halo, Mark. Dostaje szału", kontynuowała swoje skargi.(...)
Przyjąłem ten wątpliwy komplement.
- Chcesz papierosa? - zapytała pani Oliver ze zdawkową gościnnością. - Są tu gdzieś. Zobacz w pokrywie maszyny do pisania.
- Dziękuję, mam własne. Poczęstuj się. Och prawda, nie palisz.
- Ani nie piję. A chciałabym. Jak ci amerykańscy. detektywi mający całe litry żytniówki pod ręka, w bieliźniarce. To rozwiązuje chyba ich problemy. Naprawdę nie wiem, jak można uniknąć kary za morderstwo w normalnym życiu. Wydaje mi się, że od momentu popełnienia morderstwa cała sprawa jest zupełnie oczywista.
- Bzdura. Popełniłaś całą masę morderstw.
- Co najmniej pięćdziesiąt pięć - oświadczyła pani Oliver. - Część dotycząca morderstwa jest łatwa i prosta. Dopiero wyjaśnienie sprawia trudności. To znaczy: dlaczego miałby to być ktoś inny niż morderca? Widać go na kilometr.
- Nie w wykończonym produkcie.
- Tak, ale ile mnie to kosztuje - powiedziała pani Oliver ponuro. - Mów, co chcesz, ale to nie jest naturalne, aby pięć czy sześć osób było na miejscu, kiedy B zostaje zamordowany, i żeby wszyscy mieli motyw do zamordowania go, chyba że B jest piekielnie nieprzyjemny, a w takim wypadku nikogo nie obchodzi, czy został zamordowany, czy nie, i nikt nie troszczy się o to, kto jest sprawcą.
- Rozumiem twój problem - odparłem. Ale jeśli udało ci się uporać z tym pięćdziesiąt pięć razy, będziesz w stanie zrobić to jeszcze raz.
- To właśnie mówię sobie stale, ale za każdym razem nie potrafię w to uwierzyć i przeżywam męczarnie.
W Tajemnicy Bladego Konia Ariadna Oliver pomaga w śledztwie jednemu ze swoich znajomych Markowi Easterbrookowi. Sprawa dotyczy morderstw, które popełniono na odległość. W pewnym domu, dawniej będącym "Gospodą pod Bladym Koniem", mieszkają trzy kobiety, które służą pomocą w popełnianiu zabójstw doskonałych. Wystarczy życzyć komuś śmierci a osoba ta po pewnym czasie umiera. Zabijanie za pomocą czarnej magii wydaje się niemożliwe, ale wszystko świadczy o tym, że tak to się odbywa. Aby odkryć prawdę, Mark Easterbrook wraz ze swoją przyjaciółką Ginger decyduje się skorzystać z usług "trzech wiedźm". Ariadna Oliver zaś jest sceptyczna, co do swojej roli w wyjaśnianiu tej sprawy. Twierdzi, że sprawy okultystyczne są jej z gruntu obce: - Piszę tylko o bardzo zwyczajnych morderstwach - powiedziała ze skruchą. Brzmiało to tak, jakby mówiła: "Gotuje tylko zwyczajne potrawy." Jednak to ona, w odpowiednim momencie podsunie Markowi i policji kluczową wskazówkę.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie, bo ma pomysłową intrygę i bardzo logiczne, przyziemne rozwiązanie zagadki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.