Utwory Jona Fossego są krótkie, napisane w bardzo charakterystyczny dla niego eksperymentalny sposób przypominający strumień świadomości. Taką książką jest też To jest Ales. Jej trzon stanowią wspomnienia Signe o Asle, z którym była związana i o pewnym dniu sprzed dwudziestu lat, który zmienił w jej życiu wszystko. Tego dnia, późną jesienią, Asle wypłynął na morze łodzią i już nie wrócił.
To jest Ales zaczyna się tak: Widzę Signe, jak leży na ławie w izbie i patrzy na wszystko to, co zwyczajne, na stary stół, piec, skrzynię z drewnem... Proza Fossego zbudowana jest z tego, co zwyczajne, codzienne, z prostych twierdzeń. Jest dom nad fiordem, łodzie, ogień/ogniska, morze i ciemność. Jej niezwykłość polega na tym, że te proste stwierdzenia się powtarzają, zapętlają, co nadaje tekstowi rytm, oddech, sprawia, że jest tak hipnotyzujący. Zapętla się też czas. Różne warstwy przeszłości nakładają się na siebie i przeknikają się wzajemnie. Dom jest stary, żyło tu kilka pokoleń ludzi, którzy przeminęli, których głosy wchłonęły jego ściany i została po nich cisza. A jednak ich istnienie zostaje przywołane z powrotem, jakby nadal byli obecni w tym domu. Zostają uchwyceni w codziennych gestach albo w najbardziej dramatycznych chwilach swojego życia. Ich głosy wplątują w gorączkowe, niespokojne wspomnienia Signe.
Trudno określić, czym ten krótki utwór Fossego jest. Minimalistyczną sagą rodzinną skupioną wokół starego domu? Prostą, surową, mroczną wręcz pieśnią (żałobną?) pisaną jednym ciągiem i zamkniętą klamrą, w której na początku i na końcu ktoś, nie wiadomo kto, dostrzega istnienie Signe? Przypuszczalnie można pokusić się o odczytanie symboli zawartych w tekście, ale wydają się one mało ważne, raczej służą jako tło do budowy przestrzeni, w której rozbrzmiewa główna melodia narracji, zapętlona, czasami urywana, tworząca obrazy, które zostają pod powiekami. Osoba stojąca w oknie i wyglądająca w ciemność, chłopiec niosący z babcią zakupy, matka przytulająca dziecko, ogień palony na brzegu fiordu. Jakby na naszych oczach z tych powtórzonych fraz, przywołanych obrazów dokonywał się alchemiczny proces wytwarzający esencję ludzkiego życia. To jest Ales jest dotknięciem tego, co najważniejsze: stawania się i odchodzenia, miłości i tęsknoty, straty i żałoby, życia i umierania.
Chętnie bym poznała ten krótki, dziwny, hipnotyzujący utwór. Jeszcze nie sięgałam po żadną książkę tego autora. Czy uważasz, że słusznie otrzymał Nobla? :)
OdpowiedzUsuń"To jest Ales" to utwór naprawdę bardzo krótki - zaledwie 60 stron. Na mnie zrobił duże wrażenie. Jestem ciekawa, jak Ty go odbierzesz :)
UsuńJeśli można ocenić czyjąś twórczość na podstawie dwóch przeczytanych utworów, to jest to proza oryginalna, niezwykła, działająca na emocje (przynajmniej moje), więc odpowiedź na Twoje pytanie jest twierdząca :)
Mam problem z tym autorem. Przeczytałam "Białość", przeczytałam "To jest Ales", a nadal nie wiem, jak go ocenić. Chyba po prostu nie odpowiada mi ten rodzaj prozy. Może jest zbyt specyficzna?
OdpowiedzUsuńTak, te książki (pewnie reszta twórczości też) są bardzo specyficzne. Ich odbiór jest sprawą bardzo indywidualną. Nie wiem, na czym to polega, w czym tkwi tajemnica. Teoretycznie bowiem ta proza nie powinna mi się podobać, bo jest zbyt eksperymentalna, zbyt dziwna, ale działa. O ile jeszcze czytając "Białość" momentami czułam dystans, to ta nowela wydała mi się lepsza i bardzo przejmująca.
Usuń