Wiatr niósł ze sobą ten aromatyczny, ciepły znajomy zapach dymu torfowego. Fin miał wrażenie, że cofa się o dwadzieścia, trzydzieści lat. To niezwykłe, pomyślał, jak bardzo zmienił się w tym czasie i jak niewiele zmieniło się w miejscu, gdzie dorastał. Czuł się niczym duch nawiedzający własną przeszłość, przechadzający się ulicami swego dzieciństwa.
Właśnie teraz, kilkanaście lat po wyjeździe, nadchodzi moment, by skonfrontować się z tym, że kiedyś dokonało się określonych wyborów, by spotkać się z ludźmi, których się zostawiło za sobą. Stare rany otwierają się na nowo, wychodzą na jaw tajemnice, skrywane uczucia. W jego własnych dziecięcych i młodzieńczych przeżyciach, w historiach jego przyjaciół i wrogów kryją się wydarzenia, które odcisnęły się piętnem na całym ich życiu.
By
T. Müller Źródło zdjęcia
|
Kołatała mi w czasie czytania, im bliżej końca tym dobitniej, myśl, że autor dotyka swoich bohaterów nadmierną liczbą nieszczęśliwych przeżyć. Zwroty akcji następują zbyt szybko. Wiem, że to trochę dziwny zarzut w stosunku do powieści kryminalnej. (Chociaż w tym wypadku granica gatunkowa jest rozmyta przez silne rozbudowanie wątku obyczajowego, tak, że śledztwo schodzi na plan drugi). Oczywiście Peter May zgrabnie wpasowuje w fabułę jeszcze jeden dramat i następny, i kolejny, które spotkają bohaterów teraz lub przytrafiły się im w przeszłości. Nie pozwala to jednak dobrze wybrzmieć poprzednim tragediom. Wszystko to sprawia, że gdzieś na horyzoncie zaczyna majaczyć statek z ładunkiem rozwiązań fabularnych prosto z telenoweli.
Podsumowując: czytało mi się Czarny dom nieźle, choć przyznaję, że miałam większe oczekiwania związane z tą książką, spowodowane wysokimi ocenami na portalach czytelniczych.
Wpis powstał w ramach lipcowego odcinka wyzwania "Pod hasłem": Zabierz na wakacje... ejotka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.