niedziela, 24 lipca 2016

"Czarny dom", Peter May.

Po wielu latach nieobecności Fin Macleod, główny bohater Czarnego domu, powraca na rodzinną wyspę. Ma, jako oficer policji z Edynburga, prowadzić dochodzenie w sprawie dwóch morderstw. Dla niego, który urodził się i dorastał na Lewis, powrót to swoista podróż w czasie:

Wiatr niósł ze sobą ten aromatyczny, ciepły znajomy zapach dymu torfowego. Fin miał wrażenie, że cofa się o dwadzieścia, trzydzieści lat. To niezwykłe, pomyślał, jak bardzo zmienił się w tym czasie i jak niewiele zmieniło się w miejscu, gdzie dorastał. Czuł się niczym duch nawiedzający własną przeszłość, przechadzający się ulicami swego dzieciństwa.
 
Właśnie teraz, kilkanaście lat po wyjeździe, nadchodzi moment, by skonfrontować się z tym, że kiedyś dokonało się określonych wyborów, by spotkać się z ludźmi, których się zostawiło za sobą. Stare rany otwierają się na nowo, wychodzą na jaw tajemnice, skrywane uczucia. W jego własnych dziecięcych i młodzieńczych przeżyciach, w historiach jego przyjaciół i wrogów kryją się wydarzenia, które odcisnęły się piętnem na całym ich życiu.


By T. Müller  Źródło zdjęcia
Ważne jest miejsce, w którym to wszystko się dzieje. Bezdrzewna, skalista równina, gdzie nie da się uciec od odgłosów morza i wiatru. Wyspa Lewis, największa w szkockim archipelagu Hebrydów Zewnętrznych. A osiemdziesiąt kilometrów na północ od jej przylądka znajduje się An Sgeir, czyli "Skała". Sto metrów chłostanych sztormem klifów wyrastających z północnego Atlantyku i pokrytych każdego roku o tej porze gniazdami głuptaków i ich piskląt. Gdzie od ponad czterystu lat przybywają mieszkańcy Lewis, płynąc w odkrytych łodziach po wzburzonym morzu, by chwytać i zabijać młode ptaki w gniazdach. Pierwotnie wyprawy te wynikały z konieczności - chodziło o wyżywienie mieszkańców rodzinnej wioski. Obecnie to kultywowanie tradycji i rodzaj męskiego rytuału przejścia oraz dostarczanie przysmaku cieszącego się ogromnym powodzeniem na całej wyspie. Podczas jednego z takich wypadów zdarza się wypadek. Jeden z uczestników ginie na miejscu a Fin zostaje ciężko ranny. Wspomnienia z tego epizodu wydają się kluczowe dla zrozumienia przeszłości.

Kołatała mi w czasie czytania, im bliżej końca tym dobitniej, myśl, że autor dotyka swoich bohaterów nadmierną liczbą nieszczęśliwych przeżyć. Zwroty akcji następują zbyt szybko. Wiem, że to trochę dziwny zarzut w stosunku do powieści kryminalnej. (Chociaż w tym wypadku granica gatunkowa jest rozmyta przez silne rozbudowanie wątku obyczajowego, tak, że śledztwo schodzi na plan drugi). Oczywiście Peter May zgrabnie wpasowuje w fabułę jeszcze jeden dramat i następny, i kolejny, które spotkają bohaterów teraz lub przytrafiły się im w przeszłości. Nie pozwala to jednak dobrze wybrzmieć poprzednim tragediom. Wszystko to sprawia, że gdzieś na horyzoncie zaczyna majaczyć statek z ładunkiem rozwiązań fabularnych prosto z telenoweli.
Podsumowując: czytało mi się Czarny dom nieźle, choć przyznaję, że miałam większe oczekiwania związane z tą książką, spowodowane wysokimi ocenami na portalach czytelniczych.

Wpis powstał w ramach lipcowego odcinka wyzwania "Pod hasłem": Zabierz na wakacje... ejotka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.