środa, 18 marca 2015

"Sprawa wyjącego psa", Erle Stanley Gardner.

Wyzwanie: Pod hasłem stało się dla mnie okazją do sięgnięcia po utwór pisarza, którego książkę bardzo lubiłam w dzieciństwie. Erle Stanley Gardner znany jest przede wszystkim ze swojej serii powieści o Perrym Masonie. Adwokacie, któremu niespokojny charakter poszukiwacza przygód każe brawurowo wykorzystywać wszystkie sztuczki i chwyty prawne, by wyciągać klientów z kłopotów.

Sprawa wyjącego psa jest czwartą pozycją z przeszło osiemdziesięciu z cyklu o adwokacie. Zaczyna się typowo: w biurze Perry'ego Masona zjawia roztrzęsiony klient - Arthur Cartright. Przychodzi w dwóch sprawach: wyjącego psa sąsiada i prośby o radę w sprawie swojego testamentu. I kluczowym, acz niekonwencjonalnym pytaniem mężczyzny jest, czy testament będzie legalny nawet wtedy, gdy spadkodawca zostanie skazany za morderstwo. Zasadniczym jednak problemem, który Mason musi rozwiązać jak najszybciej i z użyciem wszystkich środków, jest sprawienie, by pies przestał wyć. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie okazuje się, że wszyscy świadkowie zeznają, że pies jest najgrzeczniejszym zwierzęciem na świecie i prawie w ogóle nie szczeka, nie mówiąc już o wydawaniu innych dźwięków. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy właściciel psa zostaje zastrzelony, a rozdygotany klient znika z jego żoną.
 
O stylu pisarza Raymond Chandler w swoim liście do Gardnera pisał tak:
Gdy powieść bez względu na na jej gatunek literacki, osiąga pewien stopień wyrazistości artystycznej, wówczas staje się literaturą,(...) Może ona wynikać z mistrzostwa, z jakim pisarz panuje nad rozwojem akcji, co można porównać z mistrzostwem, z jakim znakomity gracz panuje nad piłką. Właśnie Ty owo mistrzostwo posiadasz w wysokim stopniu, i to w wyższym niż ktokolwiek inny... Każda strona jest haczykiem, który ciągnie do przeczytania następnej.
Jest to opinia prawdziwa. Powieść czyta się szybko i przyjemnie, jak na literaturę rozrywkową przystało. Satysfakcje psuje tylko jakość tłumaczenia. Jest dość toporne. Nużące wydaje się powtarzanie, że Perry Mason chodzi po cienkim lodzie. Błędem jest sędzia zwracający się w czasie rozprawy do obrońcy per "doradco". Della Street traci swój wdzięk oddanej sekretarki, wpatrując się w Masona z cielęcym zachwytem. Wynagradza zły przekład jedynie to, że Perry Mason stanowczo zamierza udowodnić w sądzie, że pies wył.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.