niedziela, 9 czerwca 2019

"Teatr Niewidzialnych Dzieci", Marcin Szczygielski


 A kim my jesteśmy, jeśli nie niewidzialnymi dziećmi? My wszyscy, nie tylko stąd, ale z każdego domu dziecka? Och, ludzie chętnie się na nas gapią z bezpiecznej odległości, ale choć się gapią, to i tak nas nie widzą! Natomiast gdy podchodzą bliżej, odwracają oczy i już o nas zapominają. Jakby nas nie było! (...) A skoro tak, to zmusimy ich, żeby nas widzieli! Bo kiedy jesteś w teatrze, to chcesz czy nie chcesz, musisz patrzeć na scenę i na tych, którzy na niej stoją. W tym teatrze na scenie będą stały niewidzialne dzieci i moja w tym głowa, żeby nikt, kto choć rzuci na nas okiem, nie był w stanie oderwać wzroku.
  
 Akcja przejmującej, zarówno dla dzieci i dorosłych, znakomitej powieści Marcina Szczygielskiego rozgrywa się w peerelowskich domach dziecka na początku lat osiemdziesiątych. Bohaterem i narratorem jest wrażliwy, dziesięcioletni Michał, który na skutek pewnych dramatycznych wydarzeń zostaje przeniesiony z sierocińca molocha do kameralnej placówki koło Lublina. Tu, pod wpływem nowo przybyłej koleżanki, zainteresowanej aktorstwem, dzieci zakładają teatr, a Michałowi przypada rola dramaturga.

 Powieść opatrzona jest mottem z Lata Muminków Tove Jansson: Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, gdyż tam pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być - choć nie mają na to odwagi - i jakimi są. Lato Muminków, przywołane jeszcze raz w tekście, stanowi fundament Teatru Niewidzialnych Dzieci. Mamy bowiem w obu książkach sieroty, bunt przeciwko władzy (Włóczykij wyrywający tabliczki z zakazami), osoby, które po katastrofie, czy to zbiorowej (u Muminków - powodzi), czy osobistej, znajdują wyjątkowe miejsce schronienia. Jest też maniak teatralny, tworzenie sztuki, a zwłaszcza przenikanie się teatru i życia. U Muminków, w czasie trwania pierwszego przedstawienia wraz z zaginionymi bliskimi życie wdziera się na deski teatru. Michał tworzy swój dramat dostosowując poszczególne sceny do możliwości swoich kolegów i koleżanek. Wkład wysiłku zbiorowego w powstanie spektaklu jest duży i świadczy o tym, o czym wiadomo powszechnie, że dzieci są doskonałymi obserwatorami rzeczywistości. Ta zaś wkracza na premierze z hukiem.

 Autor, oprócz tego, że z olbrzymim wyczuciem pokazuje świat z perspektywy skrzywdzonego, osieroconego dziecka, wiarygodnie przywołuje też peerelowską przeszłość. Obraz początku lat osiemdziesiątych, trochę uproszczony, bo widziany oczami chłopca, nie sprawia wrażenia, że umieszczono tu wszystkie rekwizyty stereotypowo przynależne do PRL-u. Wręcz przeciwnie, atmosfera roku 1981, czasu Solidarności, choć obecna przeważnie w tle, oddana jest bardzo dobrze. Duch czasu niekiedy przemawia z teatralnej sceny, na przykład, gdy padają z niej słowa: Jednak teraz, gdy zjednoczyliśmy się, wygraliśmy! Każdy z nas jest tylko małym nieistotnym kamykiem, który można bezkarnie kopnąć. (...) Ale małe kamyki, nawet tak małe jak ziarnka piasku, mają moc, gdy jest ich dużo i zamieniają się w lawinę. Podobnie w finale, gdzie bieg wydarzeń zostaje tak poprowadzony by wpisać dziecięcych bohaterów w dziejący się dramat historii. Pozwala to autorowi stworzyć (chyba?) metaforę ludzkich losów w tamtych czasach, ale książka traci przez to na realizmie i dodatkowo zabiera dzieciom to, co w utworach dla nich przeznaczonych, moim zdaniem, powinno być, czyli szczęśliwe zakończenie. Teatr Niewidzialnych Dzieci oferuje tylko nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.