piątek, 12 grudnia 2014

"Żółte cytrynki" Kajsi Ingermansson

Proszę się nie zrażać wyjątkowo brzydką okładką. Książka jest bardzo przyjemną, niegłupią  powieścią, którą czyta się jednym tchem.
Odrobinę o treści. Główna bohaterka Agnes, wyrwała się ze swojego małego miasteczka do Sztokholmu, gdzie ze zmiennym szczęściem usiłuje zrobić karierę w branży gastronomicznej. Właśnie fortuna się odwróciła. W przykrych okolicznościach traci swoją wymarzoną posadę kierownika sali w świetnej restauracji. W życiu osobistym też niespecjalnie się układa - chłopak ma dla niej coraz mniej czasu. Chwilę potrwa zanim razem ze znajomym zacznie pracować nad otwarciem nowego lokalu, tytułowych Żółtych cytrynek. Uczucia będzie trudniej uporządkować, ale z czasem wszystko się zacznie układać.

Wielką zaletą książki jest ukazanie zwyczajności. Nie ma w niej wielkich zdarzeń, namiętności. Znajduje się za to, co spotykamy w codziennym życiu: kłopoty, utrata pracy (bardzo dobrze napisany wątek zamknięcia zakładu w małym miasteczku), nieporozumienia z bliskimi, ale też pozytywne rzeczy: przyjaciele, życzliwy i zabawny sąsiad, wysiłki, które w końcu przynoszą efekty. Miło się czyta o zakładaniu własnej restauracji, dbaniu o menu, właściwe urządzenie lokalu, itp. Bohaterka też jest bardzo sympatyczna, angażuje się w swoją pracę i chce ją wykonywać coraz lepiej. Łatwo kibicować jej walce z przeciwnościami.


Wadą powieści jest przewidywalność akcji, od połowy utworu wiadomo co się wydarzy dalej. Banalne są też dialogi, ale to łatwiej wybaczyć, bo czasami sami takie toczymy. Mimo tych dość poważnych usterek,  Żółte cytrynki Kajsi Ingermansson, wyróżniają się z pośród innych podobnych czytadeł tym, że trafnie opisują codzienność zwykłej dziewczyny. W tym tkwi urok tej powieści.
Wpis powstał w ramach wyzwania: "Stoliczku nakryj się"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.