niedziela, 22 grudnia 2019

"Choinka", Ursula K. Le Guin


"Była to śliczna jodełka, metr, może metr dwadzieścia wysokości - stołowe drzewko, jak powiedziała sprzedawczyni w kwiaciarni obok Trade Joego, gdzie je kupiliśmy. Postawiliśmy je w drewnianej skrzynce, w narożnym oknie salonu, ponieważ uważam, że świąteczne drzewko powinno być widziane z zewnątrz i móc wyglądać na zewnątrz. Ściśle mówiąc, nie uważam, żeby drzewo mogło widzieć, ale może jakoś rozróżniać światło od ciemności, wnętrze od zewnętrza. Poza tym odpowiednio wygląda z niebem nad sobą albo prześwitującym przez gałęzie. Zanim je ubraliśmy, stało tam w surowej ciemnej zieleni: złożony wyższy organizm, bardzo wyraźna obecność w pokoju. Kiedy mieliśmy sztuczną choinkę, jej mierność pozwoliła mi zrozumieć swoje uczucia wobec żywej, nie tylko takiej wspaniałej i wysokiej, jakie mieliśmy, gdy byłam dzieckiem albo gdy moje dzieci były dziećmi, ale też takiej małej - że generuje w pokoju identyczne wrażenie obecności jak człowiek czy zwierzę. Nieruchomej obecności, która nic nie mówi, po prostu jest. Jak bardzo małomówny gość z Norwegii, być może. Nie mówi po angielsku, nie jest wymagający, nie chce niczego oprócz kubka wody raz kilka dni. Spokojny. Przyjemny dla oka. Kryjący w sobie mrok, ciemność lasu w zielonych ramionach, wyciągniętych tak spokojnie, wytrwale, bez wysiłku.
 Nasz norweski gość przechylał się trochę w stronę pokoju - nie potrafiliśmy ustawić go całkiem pionowo śrubami w stojaku, ale nie przejmowaliśmy się, jako że i tak nikt nie mógł go zobaczyć z boku, gdyż stał między biurkiem a biblioteczką. Był pięknie symetryczny, choć nie przycinali mu sekatorem końców połowy gałęzi, jak często się zdarza szkółkowym drzewkom. Bo z pewnością pochodził ze szkółki. (...). Nasze drzewko nie poznało lasu, ale i tak było leśnym drzewem. Poznało słońce i deszcz, śnieg i burzę, wszelkie odmiany pogody i wszystkie wiatry, z pewnością też wiele ptaków za swoich dni. I gwiazdy za swoich nocy. (...)
 Tak więc przyszły święta, a drzewko jaśniało każdego dnia i każdej nocy, dopóki nie wyłączyłam lampek, idąc do łóżka. Wiem, że właściwie nie trzeba ich gasić, LED-y prawie się nie grzeją, ale bezpieczeństwo to bezpieczeństwo, nawyk to nawyk, a zresztą wydaje się niewłaściwe, by odmawiać choince ciemności. Czasami, kiedy już wyłączyłam lampki, stałam obok i patrzyłam na drzewko, milczące i mroczne w ciemnym pokoju, rozjaśnione tylko blaskiem elektrycznej świecy za nim, oświetlającej napis POKÓJ. Poprzez gałęzie i igły świeca rzucała na sufit słabe skomplikowane cienie. Drzewko w ciemności pachniało pięknie.
 Minęły święta, potem Nowy Rok i dzień później stwierdziłam, że powinniśmy rozebrać choinkę, więc to zrobiliśmy. (...)
 W końcu drzewko i tak już zostało odcięte od korzeni; jego życie u nas było powolnym umieraniem. Prawdziwe świąteczne drzewko, ścięta choinka to przecież rytualna ofiara. Lepiej nie zaprzeczać  temu faktowi, tylko uznać i przemyśleć."
_____
Cytat pochodzi z książki Nie ma czasu. Myśl o tym, co ważne będącej zbiorem wydanych drukiem zapisków z bloga Ursuli K. Le Guin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.