niedziela, 28 maja 2017

"Mój przyjaciel król. Opowieść o Stanisławie Auguście", Józef Hen

Obraz Marcello Bacciarellego z 1768

 Mój przyjaciel król Józefa Hena to skrupulatna i obszerna biografia z gęsto wplecionymi fragmentami pamiętników, listów, autentycznych wypowiedzi. Autor dopuścił się jednak pewnego zabiegu literackiego, który uzasadnia słowo "opowieść" w tytule. Hen uczynił narratorem książki postać fikcyjną, chociaż wielce prawdopodobną. Jest nim osobisty sekretarz władcy i jego powiernik o imieniu Gaston Fabre. Ułatwiło to napisanie obrony Stanisława Augusta Poniatowskiego, czy jak chce pisarz, oddania mu sprawiedliwości. Wszystkie interpretacje faktów czytelnik otrzymuje od osoby królowi życzliwej. Służą więc do ukazania Poniatowskiego w pozytywnym świetle lub do pokazania racji i motywów stojących za działaniami wątpliwymi.

Czy jest to obrona udana? W dużym stopniu tak. Stanisław August jawi się jako władca przeniknięty ideami oświeceniowymi, rozumny, przewidujący, trzeźwo rozpoznający sytuację i jej beznadziejność, która nakazuje postępować ostrożnie, działać tyle na ile warunki pozwalają - niech przynajmniej możliwie najmniejsze zło będzie faktem. Poniatowski podejmuje też intensywne prace, których skutki są obliczone na przyszłe pokolenia (rozwój edukacji, gospodarki, kultury). Na pochwałę zasługują też działania wszczęte po pierwszym rozbiorze. Udało mu się wygrać batalię moralną - przekonał Europę, że rozbiór był zbrodnią polityczną. Relacja z późniejszych wydarzeń jest już mniej przekonująca, wydaje się zbyt wygładzona. Najlepszym przykładem jest wojna w obronie Konstytucji i Sejm w Grodnie. Warunkiem skończenia  wyniszczających działań wojska rosyjskiego jest przystąpienie króla do Targowicy. Stanisław zwierza się w liście: "Skończyć ze sobą w geście rozpaczy - czy poświęcić sławę osobistą, w nadziei, że da się coś jeszcze ocalić dla kraju? (...) poddanie się przypiszą mojej słabości i będą mnie uważać za sprawcę ich nieszczęść i swoich własnych". (Wszystko przewidział). Znalazł się więc miedzy dwiema złymi decyzjami. Nie ma tu "mniejszego zła." Każde zło jest "większe". I ani słowa o tym, że olbrzymie królewskie długi były skuteczną formą nacisku na monarchę ze strony ambasadora Rosji Sieversa wtedy, jak i parę miesięcy później, mającą przekonać go, by nie abdykował i udał się do Grodna. Zrzeczenie się korony byłoby osobistym poświęceniem i przypuszczalnie kupiłoby czas (Katarzyna zmarła w 1796). Być może byłoby tylko gestem. Na pewno zbudowałoby autorytet Poniatowskiego. A tak postawił się w roli Kasandry, z którą nie trzeba się liczyć. Przewidział Insurekcję i związaną z nią katastrofę. Głośno ostrzegał, ale nawet życzliwy narrator stwierdza, że byłoby lepiej nie wydawać uniwersału przeciw powstaniu i nie zarzucać Kościuszce wdzieranie się do władzy. 

 Kilka rzeczy przyciągnęło szczególnie moją uwagę. Najpierw drobiazg. Zastanawiająca skłonność władców absolutnych do pisania. Katarzyna II w czasie spotkania w Kaniowie zwróciła się do Poniatowskiego, by ocenił napisane przez nią sztuki teatralne. Fryderyk Wielki urządzał zaś publiczne recytacje swoich wierszy i jak twierdzono później: Fryderyk ma jedną wielką zasługę dla literatury niemieckiej: że pisał swoje wiersze po francusku.

 Czytając książkę, czuje się, mając świadomość, że arystokracja w całej Europie wyglądała podobnie, gdzie indziej tylko silna władza królewska ją poskramiała, że Rewolucja francuska musiała, po prostu musiała, wybuchnąć. Po objęciu tronu Stanisław August Poniatowski zamierzał rządzić, wprowadzić reformy. Działać przychodziło mu w warunkach bardzo trudnych. Każda próba kierowania państwem na serio, wpisywała hasło detronizacji króla na sztandary jego magnackich oponentów. Niech mu się nie wydaje, że może o czymkolwiek decydować. Rzeczpospolita to była ogarniająca wszystko gra stronnictw magnackich. Nie istniały kwestie merytoryczne, były tylko te dotyczące klasowych lub osobistych interesów. I magnaci bardzo dbali, by nie utracić swojej pozycji na rzecz innych, więc nie chcieli się podporządkować ogólnemu prawu, ani uszczuplić swojej władzy na rzecz króla. Przy czym należy pamiętać, że wszystko toczyło między swoimi, między kuzynami, szwagrami, zięciami, bliskimi znajomymi, dorzucić można do tego wyliczenia żony i kochanki. Przy każdym wydarzeniu stale powtarzają się te same nazwiska. Państwo składało się właściwie z samodzielnych domen magnackich. Może więc trzeba przyjąć za prawdziwą koncepcję, że Rzeczpospolita już wtedy była fantomowym ciałem (idea przedstawiona w książce: Fantomowe ciało króla, Jana Sowy).

Książka uświadamia też dobitnie, że Insurekcja kościuszkowska, przynajmniej w Warszawie, to była rewolucja z jakobińskiego natchnienia, wieszająca zdrajców, która w pewnym momencie, na szczęście, na krótko, przerodziła w rządy motłochu karającego winnych i niewinnych. Król myślał, że spotka go los Ludwika XVI. Czekały go tylko konsekwencje upadku powstania - trzeci rozbiór, abdykacja i oskarżenia. Słusznie jednak zauważa autor: Potrzebny był przede wszystkim jako winowajca. Król jest winien: to oczyszcza nieco zmącone sumienia wszystkich.

Opowieść o królu Stanisławie Auguście czyta się dobrze, chociaż osobiście wolałabym, większą niż zastosował to autor, fabularyzację. Przedstawione fakty bywają wstrząsające, ale ta ich dramatyczność nie wybrzmiewa do końca. Wracając jeszcze raz do ostatniego Sejmu Rzeczpospolitej, staranie choć oględnie przedstawione, ze względu na niechlubną rolę jaką odegrał tam król, wydarzenia zasługują na właściwe oświetlenie, może nawet filmowe. Wojsko otaczające zamek, (później zaciągnięto jeszcze armaty), posłowie, stawiający opór, w kibitkach pod eskortą Kozaków wywożeni do swoich rodzinnych miejscowości i ta wielogodzinna, głucha cisza na sali obrad, kiedy przyszło podpisywać traktat rozbiorowy z Prusami. Drugi rozbiór kraju spotkał się z oporem znacznie bardziej zaciekłym niż pierwszy. Szkoda, że nie doczekał się, na przykład, takiego obrazu jak ten (przy okazji jedna z moich ulubionych piosenek Kaczmarskiego): 



____________________
"Rejtan, czyli raport ambasadora"
Wykonanie: Trio: Gintrowski, Kaczmarski, Łapiński
Tekst i muzyka: Jacek Kaczmarski

Wpis bierze udział w wyzwaniu: "Pod hasłem - Maj: żyje/nie żyje/nie dotkniesz"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.