Mój brat i siostra wiedli niesamowite życie, ale nie byłam przy tym, więc nie mogę wam opowiedzieć tej części. Wszystko, co mam do powiedzenia, dotyczy mojej części - i tak już zostanie, choć przecież jednocześnie wszytko, co mówię, dotyczy tych dwojga. Jest jak obrys kredą wokół miejsca, gdzie powinni być. Trójka dzieci, jedna opowieść. (...)
Spędziłam większość życia, próbując nie mówić o Fern, o Lowellu i o mnie. Zajmie mi trochę, zanim dojdę w tym do wprawy i płynności. Myślcie o wszystkim, co do tej pory powiedziałam, jako o wprawce.
Ta rodzina naprawdę potrzebuje dobrego mówcy.
Historię rodziny Rosemary Cook poznajemy w momencie, gdy skurczyła się ona do samej Rosemary i jej rodziców. Rodzeństwo zniknęło. Rosemary ma dwadzieścia kilka lat, studiuje daleko od domu. Pobyt na uczelni to przede wszystkim okazja do nabrania dystansu do sytuacji rodzinnej, ćwiczenie w byciu normalnym, które bohaterka skwapliwie uprawia, bo bycie innym, wynikające z warunków, w których się wychowywała, kosztowało ją w dzieciństwie zbyt wiele. Jest w powieści kilka scen, które dobrze charakteryzują izolację Rosemary. W jednej z nich świeżo upieczeni studenci koledżu, którzy właśnie opuścili swoje domy rodzinne opowiadają o tym, jak skrzywdzili ich rodzice. Czasami są to drobiazgi, niekonwencjonalne postępowanie, przeważają jednak sprawy poważne - zbyt duże wymagania czy molestowanie seksualne. Wzajemne opowiadanie buduje zaufanie, wspólnotę. Rosemary zbywa wszystkich zdaniem: "Moi rodzice byli normalni". Prawda o jej rodzinie jest zbyt dziwaczna, by się nią podzielić, alienuje ze względu na obowiązujący w społeczeństwie sposób myślenia.
Dokończenie zdania: "Moja rodzina rozpadła się, bo..." jest dla bohaterki ponad siły z kilku powodów. Trzeba odkopać z pamięci zdarzenia, zmierzyć się z własnym postrzeganiem rzeczywistości i dziecięcym poczuciem winy, skonfrontować się z rodzicami. Wszystko to jest trudne, bolesne i wymaga czasu. Czytelnik towarzyszy Rosemary w tym procesie. Stopniowo odkrywana jest też przed nim prawda, że rodzina Rosemary wzięła udział dobrowolnie w kilkuletnich badaniach naukowych połączonych z niespotykanym dotychczas eksperymentem, którego istotną częścią były Rosemary i Fern, obie wówczas bardzo malutkie. Brzmi to dość strasznie, ale wszyscy wykazywali maksimum dobrej woli i póki doświadczenie trwało nie posiadali się ze szczęścia. To jego przerwanie spowodowało traumę, która najbardziej dotknęła dzieci. Poczucie straty, zdrady, winy, zagubienia, tęsknoty pogłębiał fakt, że nikt poza domem nie rozumiał tego skomplikowanego węzła uczuć. Krzywda czaiła się w regułach społecznych, paradygmacie naukowym, założeniach doświadczenia, niedostatku wyobraźni i przede wszystkim empatii. Nie posiadamy się ze szczęścia jest powieścią nie tylko o skomplikowanych
relacjach rodzinnych. To, co ją wyróżnia pośród innych to pytania o
granice etyczne eksperymentu naukowego. Mówiąc jeszcze inaczej, jest głosem za zmianą w relacjach człowiek - świat.
O, znowu powtarza się nam pozycja na blogach. Tym razem nawet publikacje się zbiegły. http://proczyliza.blogspot.com/2017/02/bestseller-jakos-tak-wyszo.html
OdpowiedzUsuńWiesz co, po przeczytaniu twojej recenzji dalej nie wiem, czy książka ci się podobała ;-)
Podobała.:) Nie piszę, prawie w ogóle, o książkach, które mi się nie podobały.
Usuń