poniedziałek, 27 stycznia 2025

"Imiona" Fleur Jaeggy


Fleur Jaeggy urodziła się w Szwajcarii w 1940 roku, po studiach przeprowadziła się do Włoch, gdzie zamieszkała na stałe. Tworzy w języku włoskim. W Polsce ukazały się jej mikropowieści, eseje, tomiki opowiadań, w tym też ostatni Jestem bratem NN z 2014 roku. Jest to zbiór dwudziestu utworów, którego jeszcze nie skończyłam. Mimo to, chciałabym napisać o kilku z nich, a zwłaszcza o tym jednym, które zrobiło na mnie największe wrażenie, zatytułowanym Imiona.

Niewiele się w opowiadaniach Jaeggy dzieje, a jednak zapadają w pamięć, bo dotykają tematu samotności, śmierci, straty, depresji. Panuje w nich mroczna, czasami lekko odrealniona atmosfera przesycona egzystencjalnym niepokojem. Bywają też hermetyczne, na przykład, te poświęcone przyjaciołom pisarki: Josifowi Brodskiemu (Nigdie) i Ingeborg Bachmann (Sterylny pokój), które, jak się zdaje, wymagają znajomości podstawowych faktów z życiorysów obojga. Wszystkie utwory są niezwykle zwięzłe. Krótkie precyzyjne, ostre zdania, w których każde słowo ma znaczenie. Uderza w nich jeszcze uważność - dokładne przyglądanie się rzeczywistości. Także postacie często opisywane są, gdy obejmują coś spojrzeniem albo odwracają oczy. Wydaje się, że wzrok jest tu najważniejszym zmysłem. Trzy opowiadania dotyczą bowiem obrazów, jedno autobiograficzne, poświęcone matce autorki koncentruje się na oglądaniu fotografii (Welon z czarnej koronki). Narratorka jeszcze innego (Spotkanie w Bronksie) patrzy na rybę w akwarium w restauracji i w pewnym momencie stwierdza: Obie obserwujemy. Opowiadanie Kot, które, jak się zdaje, zawiera credo pisarskie Fleur Jaeggy zaczyna się tak: 
 
Obserwowanie innych jest zawsze interesujące. W pociągu, na lotniskach, na sesjach naukowych, w kolejce, przy stole we dwójkę; jednym słowem, wszędzie tam, gdzie toczy się życie. Nawet jeśli ktoś nie podróżuje albo jest bardzo samotny, zdarza mu się czasem wyjść na pół godziny na ulicę. I przyglądać się kotu, czujnemu i całkowicie skupionemu na łowieniu zdobyczy.
 
Znakomite jest jak autorka przechodzi od opowiedzenia o kocie, który schwytawszy upatrzony cel, nagle traci koncentrację (używając na tę utratę zainteresowania zdobyczą przez zwierzę niemieckiego terminu: Übersprung - przeskok uwagi) do właściwego tematu utworu. Zaczyna mówić, między innymi, bo opowiadanie skupia się na czymś innym, o tym, jak rozumie proces pisania, że polega on na chwilowym odwróceniu uwagi, aby coś lepiej uchwycić: 

Übersprung jest słowem, które nas dotyczy. Oznacza odwrócenie spojrzenia, zajęcie się czymś innym, okazanie dystansu, jakby pożegnanie. Dygresja, unikanie słowa i zarazem polowanie na słowa, wyzbywanie się ich: takimi drogami podążają procesy mentalne pisarstwa. 

O patrzeniu i odwracaniu spojrzenia, (a także o milczeniu), a może przede wszystkim o próbie zrozumienia jest opowiadanie, które wywarło na mnie największe wrażenie w tym zbiorze, zatytułowane Imiona. Jest to historia o zwiedzaniu przez trzy kobiety Auschwitz. Opowiadanie zbudowane jest ze scen, które się albo wzajemnie uzupełniają, albo ze sobą kontrastują. Zaczyna się od tego, że towarzyszka głównej bohaterki Anji odmawia wejścia do obozu i postanawia poczekać na zewnątrz na ławce. Potem następuje opis hałaśliwej grupki cudzoziemców na wakacjach, którzy mają w programie wycieczki zwiedzania obozu koncetracyjnego. (Kiedy dojechali na miejsce, natychmiast przyjęli stosowny wyraz twarzy. Okolicznościową żałobną minę. Manifestacyjny smutek). Anja idzie więc sama wyznaczoną trasą, mijając grupki innych zwiedzających. Jej uwagę przyciąga młoda kobieta znajdująca się przed nią, ponieważ Anja orientuje się, że tamta jest osobą niewidomą. Podąża za nią, obserwuje jej zachowanie, zatrzymuje się przy tych samych gablotach. Jej wewnętrzym punktem odniesienia [staje się] teraz dziewczyna z białą laską. Bo wydaje się jej, że nieznajoma paradoksalnie dostrzega coś więcej. Ta zaś:

Zatrzymuje się przed gablotką walizek z etykietami. Imiona na etykietach są wyraźnie widoczne. Prawie odrywają się od nich i stają kartkami bez adresata. Marie Kafka, Klara Goldstein, Rote Kreuz Gasse, Peter Eisler - Kind. Dziecko. 20-III-1942 i numer 6446, zapisany dwa razy wyraźnym pismem. Zgubione przedmioty. Przelotne imiona, trzymane za rękę. Imiona istniejące, bo zostały zapisane. A raz zapisane wpatrują się w nas uporczywie. 

2 komentarze:

  1. Z recenzji wyłania się wizja niebanalnej, bardzo dobrej książki. Kusi mnie ta lektura. Chętnie poznałabym też Twoją opinię na temat tłumaczenia...
    Za rekomendację ślicznie dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo :) Jest to zbiór opowiadań, więc jak zawsze, niektóre teksty przemawiają bardziej, a inne mniej, ale na pewno wszystkie są oryginalne i niepokojące. Książkę przełożyła Monika Woźniak. Moim zdaniem, o ile potrafię to ocenić, jest to dobre tłumaczenie.

      Usuń

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.