niedziela, 18 listopada 2018

"Czekając na barbarzyńców", J. M. Coetzee

Co nam uniemożliwia życie zgodnie z prawami natury, podobne do tego, jakie ryby wiodą w wodzie, ptaki w powietrzu, czy dzieci? Wszystkiemu winne Imperium! To Imperium wymyśliło historię. Imperium za podstawę swego istnienia uznało nie spokojnie toczący się czas według powracających pór roku, ale szarpiący bieg wzlotów i upadków, początku i końca, katastrofy. Imperium samo siebie skazuje na obracanie koła historii i jednocześnie knuje przeciwko niej. Tylko jedna myśl absorbuje ograniczony rozum Imperium: jak przedłużyć okres swego panowania. Jest podstępne i bezlitosne, węszące krew psy rozsyła na cztery strony świata. Nocą karmi się obrazami nieszczęścia: plądrowanie miast, niewolenie ludności, stosy kości, spustoszone hektary ziemi - oto jego sny. 

W Czekając na barbarzyńców swoją historię opowiada bezimienny Sędzia rządzący nienazwanym, leżącym na skraju Imperium miastem, gdzie rytm życia wyznaczają pory roku. Pewnego dnia jednak ta spokojna egzystencja się kończy. Przyjeżdża ze stolicy, z wydziału specjalnego, pułkownik Joll. Twierdzi on, że rdzeni mieszkańcy tego obszaru, zwani barbarzyńcami, zagrażają istnieniu Imperium i najlepszą metodą obrony przed ich nadchodzącą inwazją jest atak. Wojska więc zostają wysłane w głąb terytorium. Ku przerażeniu Sędziego, żołnierze powracają ze schwytanymi przypadkowymi, barbarzyńskimi wieśniakami, których pułkownik Joll każe torturować. Sędzia staje przed dylematem, czy godzić się na to bestialstwo.

Coetzee osadzając swoją opowieść w nieokreślonym czasie i miejscu, nadaje przedstawianym wydarzeniom uniwersalny wymiar. Staje się ona opisem zła tkwiącego zarówno w instytucjach państwowych, jak i w samych ludziach. Wielkość Imperium buduje się używając przemocy a władzę sprawuje się najłatwiej na strachu przed obcymi. Chwiejące się państwo, a może tylko rządzących zagrożonych utratą panowania, łatwo podeprzeć, stwarzając albo wyolbrzymiając niebezpieczeństwo. Dowodów na to, że barbarzyńcy szykują się do najazdu nie ma lub są bardzo nikłe. Jednak: Ci ludzie zawsze są jakimś rozwiązaniem, bo można odwołując się do podziału "my i obcy", wzbudzając pogardę dla innego, uruchamiając, tkwiące w tak zwanym cywilizowanym człowieku, barbarzyństwo, wzmocnić swoją władzę.

Opór wobec barbarzyństwa jest czymś rzadkim (przeważnie to tylko jednostki protestują, najczęstsza jest obojętność). Skąd się bierze jest równie niejasne, jak przedstawiona w książce relacja Sędziego z barbarzyńską, okaleczoną dziewczyną. Czy ten dziwny związek jest formą dalszego zniewolenia drugiego człowieka pod pozorem niesienia mu pomocy? Leczeniem własnych wyrzutów sumienia? Lustrem, w którym ogląda się skutki braku sprzeciwu, następstwa własnej bezczynności? Faktem jest, że dopiero pod odwiezieniu dziewczyny jej ludowi i tym samym jej uwolnieniu, Sędzia wybiera otwarte przeciwstawienie się pułkownikowi Jollowi. Może więc opór bierze się z poczucia więzi.

Coetzee pokazuje dobitnie, że ceną za niezgodę na barbarzyństwo jest poczucie dojmującej samotności i cierpienie, które staje się udziałem Sędziego, i które, autor nie pozostawia złudzeń, jest oddarte z godności. W moim cierpieniu nie ma nic wzbudzającego szacunek. W tym, co nazywam cierpieniem, nawet ból jest znikomą cząstką. Moje życie zostało zredukowane do troski o najbardziej podstawowe potrzeby ciała: o coś do picia, o zmniejszenie bólu czy też znalezienie takiej pozycji, w której najmniej go odczuwam. Nie można jednak postąpić inaczej, bo sprzeciw jest wyrazem zyskanej samoświadomości:


Nie byłem bowiem, choć lubiłem w ten sposób o sobie myśleć, uganiającym się za miłosnymi przygodami kochankiem, przeciwieństwem zimnego, surowego pułkownika. Ja reprezentowałem kłamstwa, które Imperium w siebie wmawia w czasach spokojnych, on prawdę, którą Imperium głosi, kiedy coś się święci. Dwie strony medalu rządów Imperium, ani mniej, ani więcej. (...) "Cierpliwości, lada dzień on sobie pójdzie, lada dzień wróci spokój: nasze sjesty wydłużą się jeszcze bardziej, a rdza pokryje szable jeszcze grubszą warstwą, wartownicy będą się przemykali ukradkiem po schodach wieży, żeby przespać noc u boku żony, zaprawa murarska będzie się z wolna wykruszać, aż między cegłami zalęgną się jaszczurki, z dzwonnicy wyfruwać będą sowy, linia znacząca na mapie granicę Imperium będzie coraz mniej wyraźna, zacznie się zacierać i w końcu, na szczęście o nas zapomną". W ten sposób zwodziłem samego siebie, kiedy brałem kolejny fałszywy zakręt na drodze, która wydając się słuszna, doprowadziła mnie do samego środka labiryntu.
 
Czekając na barbarzyńców jest znakomitym obrazem społeczeństwa żyjącego w strachu podsycanym przez władzę, w którym tylko jednostki potrafią przeciwstawić się terrorowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze. Uprzejmie proszę o kilka słów opisu, jeśli ktoś zamieszcza link.