środa, 25 listopada 2015

"Klub Dantego", Matthew Pearl


 Okładka książki Klub Dantego
 Klub Dantego to debiutancka powieść Matthew Pearla. Szybko stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych. Nic dziwnego skoro głównymi bohaterami zostali amerykańscy pisarze i poeci: James Russell Lowell, Oliver Wendell Holmes i Henry Wadsworth Longfellow. Wplątanie znakomitych literatów, przedstawicieli amerykańskiego romantyzmu w krwawe zbrodnie okazało się znakomitym pomysłem.

Rzecz dzieje się w Bostonie w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. W tym czasie miasto jest z jednej strony ośrodkiem intelektualnym, w którym kwitnie życie literackie, a z drugiej zmaga się ono z licznymi problemami: weteranami wojny secesyjnej, którzy nie potrafią wrócić do normalnego życia, rasizmem, niechcianymi emigrantami, początkiem izolacjonizmu w polityce. Na tym dobrze zarysowanym tle mamy wątek główny: grupkę literatów pracujących, mimo niechęci części środowiska akademickiego nad przekładem Boskiej komedii Dantego na język angielski. Niedane jest im jednak pracować w spokoju, gdyż Bostonem wstrząsa fala brutalnych morderstw. Pierwszą ofiarą zostaje sędzia. Spotyka go los, który przypadł cierpiącym w Przedpiekle, miejscu przeznaczonym dla tych, którzy byli obojętni na dobro i zło. Wygląda na to, że zabójca inspirował się dziełem Dantego. Podobnie przy następnych zbrodniach - pomysły mordercy wydają się zgadzać z opisami męczarni, których doświadczają grzesznicy w dantejskim piekle. Ponieważ poemat nie jest wydany i pozostaje znany tylko garstce osób, ktoś z tego wąskiego kręgu musi być winny. Członkowie klubu nie mają wyboru. Jeśli chcą się oczyścić z podejrzeń, zmuszeni są przeprowadzić śledztwo na własną rękę.

Klub Dantego jest debiutem udanym, chociaż niepozbawionym wad. Narracja zdaje się zbyt rozwlekła. Autor zbyt wikła się w opisy prywatnych problemów członków klubu oddalając czytelników od rozwiązania zagadki. Temu przegadaniu towarzyszy z drugiej strony filmowe budowanie scen jakby z myślą o przyszłej ekranizacji, co troszkę męczy przy czytaniu. Ale jest to wada wybaczalna, gdyż w zamian dostajemy możliwość poznania Bostonu tuż po wojnie secesyjnej i uchwycenia momentu otwarcia się literatury amerykańskiej na europejskie wpływy literackie inne niż literatura klasyczna. Bezdyskusyjną zaś zaletą Klubu Dantego jest przejmujący i prosty pomysł na przełożenie piekła dantejskiego na XIX wiek w Ameryce oraz pokazanie uniwersalności średniowiecznego poematu w atrakcyjny sposób za pomocą wciągającej intrygi kryminalnej.

Wpis powstał w ramach wyzwania: Debiut (Pod hasłem).

czwartek, 5 listopada 2015

"Inferno", Dan Brown.


 Okładka książki Inferno


Światowej sławy naukowiec Robert Langdon budzi się w szpitalu we Florencji. Nie pamięta, jak się tam znalazł i ledwie odzyskuje przytomność, ktoś próbuje go zabić. Ścigany przez groźne konsorcjum i policję podąża śladem tajemniczych wskazówek, do rozwiązania których klucz znajduje się w Boskiej Komedii Dantego oraz w życiu wielkiego poety. Szybko zdaje sobie sprawę, że od odszyfrowania tropów zależy uratowanie ludzkości przed urzeczywistnieniem się dantejskiego piekła na Ziemi.


 Inferno Dana Browna jest reklamowane, jako fenomenalny apokaliptyczny thriller. Taką książkę powinno się pochłaniać jednym tchem. Niestety czyta się, jak nudnawy przewodnik po Florencji (i innych miastach, których nazw nie zdradzę, by nie psuć zagadek). Bo sposób poddawania koniecznej dla czytelnika wiedzy daleki jest od lekkości i działa według schematu: przerwa w akcji i wykład o symbolice, sztuce czy architekturze. Trudno też kibicować bohaterom. Są na to zbyt płascy. Robert Langdon błyskotliwie i błyskawicznie rozwiązuje interesujące, to muszę przyznać, łamigłówki i do tego ogranicza się jego charakter. Może razem z utratą pamięci i słynnego zegarka z Myszką Miki stracił też osobowość.


Amnezja głównego bohatera ułatwia też autorowi kilka efektownych zwrotów akcji. Dostarcza to emocji natychmiast psutych przez łopatologiczne wykłady o kryzysie związanym z przeludnieniem, jaki czeka ludzkość. Irytujące jest także to, że Dan Brown pozwala sobie na naciąganie dzieła Dantego do własnych potrzeb, w czym nie byłoby nic złego, gdyby nie kwiatki, takie jak:
Żaden człowiek nie będzie, bowiem dumniejszy o tego, który wierzy, że jest odporny na wszystkie zagrożenia świata. Dante hołdował temu poglądowi, czyniąc z dumy najcięższy z siedmiu grzechów śmiertelnych i skazując ludzi nadmiernie dumnych na najniższy z piekielnych kręgów. 
I w drugą stronę:
Zdrada jest jednym z siedmiu grzechów śmiertelnych. 
Zaletą powieść trzeba przyznać jest jej zakończenie. W tego rodzaju książkach wiadomo z góry, że bohater w typie Roberta Langdona nie może ponieść porażki. Tu finał jest niejednoznaczny i zaskakujący.

Książka przeczytana w ramach wyzwania.  

niedziela, 1 listopada 2015

1 listopada - Dzień Wszystkich Świętych


"Dźwięk", Tomas Tranströmer

A drozd dmuchnął piosenką na kości umarłych.
Stojąc pod drzewem czuliśmy, jak czas zapada się coraz głębiej.
Cmentarz i szkolne boisko spotkały się i połączyły
jak dwa nurty w morzu.

Dźwięk dzwonów kościelnych wzbił się w niebo, unoszony łagodną
dźwignią szybowców.
Pozostawiły na ziemi jeszcze większą ciszę
i spokojne kroki drzewa, spokojne kroki drzewa